Wildstein złamał prawo?
Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Andrzej
Zoll uważa, że lista 240 tys. nazwisk osób przewijających się w
archiwach Instytutu Pamięci Narodowej "być może powinna być
zastrzeżona 'do użytku służbowego'" i przez jej wyniesienie z IPN
prawo mogło zostać naruszone. Może to też być nadużycie prawa -
twierdzi RPO.
01.02.2005 | aktual.: 01.02.2005 15:34
"Upublicznienie przez przedstawiciela 'czwartej władzy' określonych materiałów IPN musi budzić mój zasadniczy sprzeciw. Jako Rzecznik Praw Obywatelskich nie mogę milczeć wobec praktyk, które niosą zagrożenie dla różnych wartości konstytucyjnych, co może prowadzić do krzywdy ludzkiej na poważną skalę" - napisał prof. Zoll w specjalnym oświadczeniu, które we wtorek otrzymała PAP.
Podkreślił, że w konflikcie wartości konstytucyjnych: zasady jawności, sprawiedliwości i praworządności, ochrony danych osobowych oraz godności człowieka, "godność człowieka jest zasadą zasad, źródłem wszelkich praw i wolności człowieka".
Dlatego Zoll zaapelował do mediów, by "nie usiłowały zastępować organów ustawowo umocowanych do załatwiania określonych spraw", jak IPN, Rzecznik Interesu Publicznego czy Sąd Lustracyjny.
Prof. Andrzej Zoll powiedział, że jego zdaniem ujawnienie choćby części listy może być podstawą do uznania, że mogło dojść do nadużycia czy naruszenia prawa.
Wystarczy, że pojawi się ich kilka. Wiemy już, że na liście są prof. Jadwiga Staniszkis, prof. Andrzej Paczkowski. Wiemy też, bo podał to IPN, że osoby te nie były agentami, lecz kandydatami na tajnych współpracowników i zarazem pokrzywdzonymi. Ale do ujawnienia informacji doszło - powiedział.
Według RPO, nawet przy założeniu, że Bronisław Wildstein legalnie zdobył bazę danych z IPN, ich rozpowszechnianie może być ocenione jako nadużycie prawa, co jest "szczególną formą bezprawności, która skrywa się pod pozorem legalizmu" - tak definiuje to XIX- wieczne orzecznictwo sądów francuskich, przejęte w drugiej połowie XX wieku przez polskie ustawodawstwo.
Nadużyciem jest działanie sprzeczne ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem prawa lub zasadami współżycia, zaś przeznaczeniem bazy danych z komputera IPN jest - jak sądzę - wykorzystanie jej przez polityków czy polityczne zaangażowanych dziennikarzy dla celów powszechnej lustracji, bez gwarancji ochrony praw osób dotkniętych tym procederem - ocenił prof. Zoll.
"Można oczywiście oczekiwać stosownej nowelizacji ustawy o IPN, prasa może i powinna wypowiadać się na temat pożądanego kształtu takiej nowelizacji. Nie można jednak kierować się zasadą 'cel uświęca środki' i stawiać się ponad obowiązującym prawem" - napisał Rzecznik Praw Obywatelskich.
Podstawowy zarzut, który Zoll formułuje ponadto pod adresem listy z IPN, to połączenie w niej osób należących do różnych kategorii: funkcjonariuszy SB, tajnych współpracowników (TW), kandydatów na TW oraz osób pokrzywdzonych.
Z tych powodów RPO za chybiony uznaje argument realizacji w ten sposób prawa obywateli do informacji, bo obywatelom, jak zaznaczył, służy prawo do rzetelnej informacji, zaś udostępnienie określonej listy "rzetelnej informacji oczywiście nie zapewnia".
Rzecznik oświadczył, że nie kwestionuje celów ustawy o IPN, ale zauważa, że ustawa ta zawiera "pewne przepisy wątpliwe konstytucyjnie". Zoll zaskarżył w lipcu 2004 r. tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, uznając, że odmowa dostępu do akt byłym agentom oraz osobom, którym nie zakładano teczek, i nie informowanie ich o szczegółowych powodach odmowy, narusza konstytucję.
Skopiowaną z komputera IPN listę około 240 tysięcy nazwisk tajnych współpracowników SB, funkcjonariuszy SB, osób pokrzywdzonych i tych, które SB wytypowała do ewentualnej współpracy udostępnił znajomym dziennikarzom były publicysta "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein.