HistoriaWiktor But - ''pan życia i śmierci''

Wiktor But - ''pan życia i śmierci''

• Wiktor But – póki nie został aresztowany - był jednym z najważniejszych handlarzy bronią na świecie
• Umiejętnie wykorzystał okazję, jaką dał mu rozpad ZSRR
• Zażartował kiedyś, że dostarczał broń wszystkim armiom świata - poza Armią Zbawienia
• W interesach kierował się pragnieniem zysku, a nie względami ideologicznymi
• Dewiza jego biznesu w większości przypadków była prosta: tanio kupić, drogo sprzedać

Wiktor But - ''pan życia i śmierci''
Źródło zdjęć: © AFP | Wiktor But w 2010 r. w więzieniu w Tajlandii. Aktualnie odsiaduje wyrok 25 lat pozbawienia wolności w USA

Na zdewastowanym pasie startowym gdzieś w Afryce ląduje wysłużony Ił-76. W czasie gdy z pokładu wyładowywana jest pomoc humanitarna, załoga sprawnie zmienia numery rejestracyjne samolotu i przyjmuje nowy towar. Bardzo szybko miejsce żywności i środków opatrunkowych zajmują skrzynie wypchane bronią.

Brzmi jak filmowy scenariusz? Nic dziwnego. Działalność jednego z najbardziej rozpoznawalnych nielegalnych handlarzy bronią, Wiktora Buta, jest tak niesamowita, że stała się inspiracją dla twórców hollywoodzkiej produkcji ''Pan życia i śmierci'', w której główną rolę zagrał Nicolas Cage. Na temat Handlarza Śmierci napisano setki artykułów prasowych, poświęcono mu też kilka filmów oraz książek. Czym Wiktor But zasłużył sobie na takie zainteresowanie?

Jak feniks z popiołów

Upadek Związku Radzieckiego do dziś pozostaje nieodżałowaną tragedią dla części rosyjskiego społeczeństwa. Ale dla pewnego wąskiego grona to wydarzenie okazało się wspaniałą okazją do zbicia fortuny. Wiktor But nie miał problemów z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości.

Ogromna postsowiecka flota lotnicza, której utrzymania Rosja nie była w stanie finansować, w dużej mierze niszczała, pozbawiona należytej opieki. Samym sobie pozostawiono też setki zwolnionych do cywila wojskowych pilotów, przed którymi przyszłość rysowała się raczej w ciemnych barwach. A gigantycznych magazynów broni, które wcześniej przygotowano na wypadek konfrontacji z zachodem, pilnowali niepewni jutra poborowi. Za sto dolarów byli gotowi ''przeoczyć'' wyjeżdżający główną bramą czołg.

Chaos, gwałtownie rosnące bezrobocie, spadek wartości pieniądza, zapaść gospodarcza. Tak wyglądał początek lat dziewięćdziesiątych w Federacji Rosyjskiej i – jednocześnie - początek nielegalnej działalności Wiktora Buta. Wszystkie te czynniki stworzyły podatny grunt dla jego kiełkującego biznesu. Nie można nawet z całą stanowczością stwierdzić, kiedy zaczął on swój proceder i czy zawsze było to coś nielegalnego. Jego brat i wspólnik Siergiej oraz żona Ałła twierdzą, że pierwszym biznesowym przedsięwzięciem Wiktora był handel deficytowym towarem w Moskwie. Miał on sprowadzać i sprzedawać słodycze, coca-colę, piwo i kiełbaski. Na początku lat dziewięćdziesiątych Wiktor But założył firmę trudniącą się transportem powietrznym. Warto zaznaczyć, że transportem dóbr nie tylko zabronionych, ale wszystkich możliwych, o ile mogło to generować akceptowalny zysk.

Według tego co sam twierdził, pierwsze trzy (lub cztery) samoloty transportowe AN-8 kupił za łączną sumę stu dwudziestu tysięcy dolarów. Niska cena spowodowana była tym, że Antonowy zostały już w owym czasie wyrejestrowane i przeznaczone na złom. Brzmi to kuriozalnie, jednak sam fakt, że samoloty miały zostać wycofane z użycia nie świadczy wcale o ich niesprawności. Nietrudno sobie wyobrazić, że na zapomnianym przez Boga i ludzi lotnisku, gdzieś w byłej radzieckiej republice, zniknięcie kilku takich maszyn nie stanowiło żadnej sensacji. Ponoć zakup AN-8 zwracał się w tydzień. Prosta arytmetyka pozwala oszacować roczny dochód generowany przez jeden samolot. Co ciekawe, niesławny handlarz - wówczas dwudziestopięciolatek - zapytany w czasie rozmowy z dziennikarzem o to, skąd wziął takie fundusze, odparł tylko, że nigdy nie było dla niego problemem zdobywanie pieniędzy oraz że nigdy nie miał zewnętrznych inwestorów. Po jakimś czasie powietrzna flota Buta urosła do kilkudziesięciu samolotów zarejestrowanych w
wielu przedsiębiorstwach na kilku kontynentach, głównie w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Kilka jego firm funkcjonowało nawet w Stanach Zjednoczonych.

Antonov An-8. Takimi maszynami Wiktor But woził broń fot. Wikimedia Commons

Aby utrudnić ewentualną identyfikację, maszyny rejestrowano możliwie daleko od macierzystych portów, nazwy firm, do których należały, często zmieniano, same firmy zaś likwidowano i zastępowane kolejnymi, nierzadko z tą samą siedzibą i tą samą kadrą, ale pod innym szyldem. Na porządku dziennym było również podmienianie rejestracji samolotów.

But, Butt, Bout, Butte, Boutov…

Samego Handlarza Śmierci owiewa aura tajemnicy. Nie ma nawet pewności co do miejsca jego urodzenia: wymienia się Ukrainę, okolice Smoleńska, Tadżykistan lub Turkmenistan. O tym jakim jest człowiekiem, można dowiedzieć się z wypowiedzi jego współpracowników. A także od osób, które miały okazje go spotkać, bądź od tych, które zajmowały się śledzeniem jego działalności. Relacje te pozostają niestety często we wzajemnej sprzeczności. Jednak w charakterystykach Buta kilka elementów stale się powtarza: nadzwyczajne zdolności do przyswajania języków obcych, duża inteligencja oraz zamiłowanie do filmowania.

Wiktor But, poza tym że korzystał z wielu nazwisk i tożsamości, był bardzo ostrożny i nie pozwalał się fotografować. Podobno miał kiedyś wpaść w szał po publikacji swojego zdjęcia w zachodniej prasie. Reporter, stosując szerokokątny obiektyw przy fotografowaniu żołnierzy, ujął Buta w kadrze. W 2003 roku, w związku z dużym zainteresowaniem mediów jego postacią, Wiktor But zdecydował się na publikację swojego zdjęcia w The New York Times. A także na wywiad w radiu Echo Moskwy, w którym zaprzeczał wszystkim niepochlebnym faktom wytykanym mu przez zachodnich dziennikarzy. Tłumaczył też, że jako właściciel samolotu, który wynajmuje klientowi środek transportu, nie bierze odpowiedzialności za ładunek znajdujący się na pokładzie, gdyż ta leży w gestii wynajmującego.

Nierozwikłaną zagadką pozostaje sugerowana przez niektórych badaczy służba Wiktora Buta w wojskowym lub cywilnym wywiadzie albo siłach powietrznych ZSRR. Informacji tych, chociaż wydają się prawdopodobne, raczej nie da się potwierdzić. Z dużą dozą pewności można jednak wnioskować o możliwej współpracy Buta z ludźmi ze środowiska rosyjskich służb specjalnych. Warto mieć na uwadze, że aparat bezpieczeństwa i środowiska rosyjskiej przestępczości zorganizowanej czasem zlewały się w całość po upadku Związku Radzieckiego. Zakładając, że Wiktor But cieszył się poparciem i protekcją oficerów służb - czy nawet pracował na ich zlecenie – to niż oznacza to, że pracował dla instytucji, które reprezentowali. Równie dobrze mógł realizować czyjąś prywatę.

Biznes czy polityka?

Jednym z argumentów przemawiających za tym, że niesławny handlarz bronią był w jakiś sposób związany z rosyjskimi służbami jest fakt, że dostarczał broń do Afganistanu w czasie, gdy Rosja oficjalnie tego nie robiła. Dyskusyjna pozostaje kwestia, czy ówczesny prezydent Borys Jelcyn potrzebował kogoś kto po cichu dozbroi walczący z Talibami Sojusz Północny, czy może był nieświadomy procederu, który odbywa się za jego plecami. Prawdopodobny jest również scenariusz, że Wiktor But – korzystając z czyjejś przychylności - po prostu sprzedawał broń każdemu, kto był w stanie za nią zapłacić i nie kierował się żadnymi innymi pobudkami niż chęć zysku. Ponadto, w czasach ZSRR handel bronią z zagranicą był nadzorowany przez Główny Zarząd Inżynieryjny Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, którego kadra w większości pochodziła z Głównego Zarządu Wywiadu (GRU). Po objęciu władzy Borys Jelcyn powołał w tym celu do życia państwową spółkę Roswoorużenije, powierzając ją Służbie Bezpieczeństwa Prezydenta (SBP). Jeśli
więc nawet But sprzedawał broń do Afganistanu na polecenie GRU, to niekoniecznie dlatego, że oczekiwała tego od niego ojczyzna. Całkiem możliwe, że kontrolujący od dziesięcioleci handel bronią wywiad wojskowy nie kwapił się, aby oddać swoje prerogatywy w ręce ludzi prezydenta. Wreszcie, oskarżenia kierowane pod adresem samego ministra obrony Federacji Rosyjskiej za czasów Borysa Jelcyna, generała Pawła Graczowa, który miał być - wraz z grupą wysoko postawionych wojskowych - zaangażowany w nielegalny handel bronią, pozwalają sądzić, że w tym czasie w Rosji każdy ciągnął sznurek we własną stronę, starając się przy tym ugrać jak najwięcej dla siebie.

Wiktor But po ekstradycji do USA, 2010 r. fot. Wikimedia Commons

Nigdy nie latać na pusto

Tak brzmi pierwsza zasada transportu lotniczego, także tego legalnego. Ze względu na duże zużycie paliwa, drogą obsługę czy wysokie opłaty postojowe, eksploatacja statków powietrznych generuje duże koszta. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę ich dużą ładowność oraz krótki czas, jakiego potrzebują by dotrzeć nawet w odległe miejsca, to łatwo wyobrazić sobie, że również zyski ze świadczenia usług transportowych mogą być niebotyczne. Zwłaszcza wtedy, gdy jest się monopolistą na rynku.

Tak w skrócie można opisać podwody błyskawicznego sukcesu firm przewozowych Buta. Kupował wysłużone samoloty transportowe radzieckiej konstrukcji (Antonowy, Jakowlewy, Iljuszyny), które jednak - pomimo swojego wieku i liczby wylatanych godzin - były jeszcze całkiem sprawne.

Handlarz Śmierci rejestrował je głównie w krajach afrykańskich np. Gwinei Równikowej czy Suazi, gdzie nikt zbytnio nie przywiązywał wagi do ich rzeczywistego stanu technicznego, czy np. do poziomu emitowanego przez nie hałasu, z powodu którego w Europie wykluczono by je z użycia. Wykonane w technologii ''gniotsa nie łamiotsa'' maszyny doskonale sprawdzały się w krajach, gdzie infrastruktura lotnicza pamiętała jeszcze europejskie kolonie. Do ich pilotażu Wiktor But zatrudniał byłych wojskowych z krajów ZSRR, płacąc im całkiem sporo jak na warunki postsowieckiej Rosji, choć o wiele za mało, jak na charakter wykonywanej pracy. Wielu z nich, oprócz doskonałej znajomości sprzętu na którym pracowali, posiadało doświadczenie z radzieckiej interwencji w Afganistanie, w czasie której mieli okazje poznać możliwości swoje i pilotowanego sprzętu. Byli po prostu dobrymi fachowcami.

Tak przygotowana flota zajmowała się transportem - głównie w Afryce i na Bliskim Wschodzie - wszystkiego, co tylko możliwe: broni, kurczaków, wołowiny, ołówków, kwiatów, mebli, magnetofonów, telewizorów, pomocy humanitarnej, żołnierzy państw europejskich. Wiadomo również, że samolot Buta przetransportował kilkadziesiąt ton afgańskiej waluty wydrukowanej w Rosji dla Sojuszu Północnego. Handlarz Śmierci dostarczał towar zawsze, niezawodnie i dokądkolwiek. Duża część jego biznesu sprowadzała się do prostej zasady: tanio kupić, drogo sprzedać. Poza świadczeniem usług transportowych, But zajmował się również handlem radzieckimi samolotami na terenie Afryki, a także serwisował radziecki sprzęt. Oprócz broni ręcznej, potrafił dostarczyć również sprzęt artyleryjski, a nawet śmigłowce wojskowe.

Nigdy nie stawał po żadnej ze stron konfliktu. W Afganistanie dostarczał broń zarówno wojskom Sojuszu Północnego, jak i Talibom, a w Angoli partyzantce UNITA i siłom rządowym. Broń z transportów Buta dotarła do bośniackich muzułmanów w czasie konfliktu w byłej Jugosławii, a nawet do Peru, gdzie - zrzuconą na spadochronach - miała odbierać ją FARC. To przysparzało mu wielu przyjaciół wśród afrykańskich watażków i rebeliantów. Mobutu Sese Seko, Charles Taylor, Jean Pierre Bemba i wielu innych podejmowało go jak przyjaciela.

Szymon Koziatek, Histmag.org

Źródło artykułu:histmag.org
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)