PolskaWiesław Gałązka dla WP.PL: gdzie indziej doszłoby do upadku rządu

Wiesław Gałązka dla WP.PL: gdzie indziej doszłoby do upadku rządu

W cywilizowanym kraju coś takiego spowodowałoby upadek rządu. Premier natychmiast podałby się do dymisji, u nas stało się inaczej. Mirosław Drzewiecki powiedział kiedyś, że Polska to dziki kraj i w tym wypadku trudno się z nim nie zgodzić - tak sprawę sensacyjnych nagrań "Wprost" komentuje specjalnie dla WP.PL Wiesław Gałązka, specjalista ds. wizerunku, wykładowca Dolnośląskiej Szkoły Wyższej. Odnosząc się do konferencji Donalda Tuska stwierdza jednocześnie, że premier nie zlekceważył sprawy. - Podkreślał, że mamy do czynienia z trwająca dwa lata operacją podsłuchiwania - w sposób profesjonalny i zorganizowany - polityków. Odciął się też w sposób zdecydowany od Sławomira Nowaka - dodaje.

16.06.2014 | aktual.: 16.06.2014 17:36

- Premier zachował spokój. Taka była jego rola w tym momencie - społeczeństwo oczekiwało konkretów, a nie histerii, zwłaszcza, że ta sprawa i tak już bardzo negatywnie wpłynęła na postrzeganie naszego kraju na arenie międzynarodowej - komentuje Wiesław Gałązka.

Ekspert stwierdza, że dobrze się stało, że Tusk nie zabrał głosu od razu, ale konferencja prasowa odbyła się dopiero w poniedziałkowe popołudnie. - To było rozsądne posunięcie. Jak mógł się wypowiadać o czymś, czego nie miał okazji poznać? A tak zaznajomił się z materiałami, porozmawiał ze swoimi ludźmi, wysłuchał proponowanych wniosków odnośnie roszad personalnych - wymienia Gałązka.

Eksperta zaskoczyło, że Tusk tak wiele czasu poświęcił na odpowiedzi na pytania dziennikarzy. - Premier na ogół jest dość oszczędny - padają trzy-cztery pytania, tym razem było ich kilkanaście - stwierdza. Zdaniem specjalisty ds. wizerunku Tusk był znakomicie przygotowany. Zwraca uwagę, że miał nawet przy sobie kartkę - nie wiedzieliśmy, co jest na niej napisane, ale podkreślała wiarygodność jego słów.

Specjalista ds. wizerunku nie ma wątpliwości, że ktoś musi odpowiedzieć za to, co się stało, ale jego zdaniem polecą "pomniejsze głowy". Zgodnie z europejskimi standardami to Bartłomiej Sienkiewicz, zdaniem eksperta, powinien ponieść najcięższe konsekwencje, Tusk jednak oszczędził ministra. - Zapewniał, że to bardzo sprawny minister, tłumaczył, że nie wysyłał Sienkiewicza do Belki. To było żenujące i śmieszne - stwierdza.

Zdaniem eksperta Tusk umiejętnie wybronił się z sytuacji, która była dla niego bardzo kłopotliwa. Zwraca uwagę, że premier pozwolił sobie nawet na żart, że ze względu na wulgarność swoich słów Sienkiewicz nie ma szans na literacką Nagrodę Nobla. Zabawne było też sformułowanie "nie lękajcie się" - zapowiedź kolejnych spotkań z dziennikarzami. Zdaniem Gałązki premier był opanowany, zdystansowany, ważył słowa, przypominał sobie we właściwych momentach o uśmiechu. Mrużenie oczu - to tylko zdradzało, że jest czymś zaniepokojony lub niechętnie omawia jakiś temat.

"Premier był bardzo sprawny, zachował się super"

- Tusk zaskoczył mnie wiedzą, że dwa lata były prowadzone podsłuchy. Skąd ma takie dokładne dane? Stwierdził też, że nie tylko politycy PO byli podsłuchiwani. Tym samym zasugerował, że opozycja, która teraz tak skwapliwie wykorzystuje sytuację, nie może być tak pewna swego - stwierdza.

Jak mówi Gałązka konferencja premiera nie zamyka sprawy, bo sytuacja jest rozwojowa, nagrań będzie więcej. - Premier wie jednak, że nie warto iść na wojnę z mediami, nawet jeśli traktuje je jako zło konieczne, zachował się super. Był bardzo sprawny w tej kryzysowej sytuacji - ocenia.

- Jako obywatel czuję się zażenowany. Mam wrażenie, że w naszym kraju afera przykrywa aferę, zastanawiam się, jaka będzie kolejna, która przykryje obecną. Sytuacja jest przykra i wstydliwa, jesteśmy w NATO i UE, a okazuje się, że najważniejsi polscy politycy byli latami nagrywani, a teraz to wszystko trafia do mediów, to skandal - stwierdza.

- Czy tych tematów nie można było omówić w zaciszu gabinetów? Po co wybierać się z takimi sprawami do restauracji? - zastanawia się. Zdaniem Gałązki największe wątpliwości budzi rozmowa Sienkiewicza z Belką: - "Zatroskani obywatele" rozmawiali o przyszłości Polski, ale były stawiane pewne warunki, np. usunięcie Rostowskiego. To nie jest czysta rzecz - ocenia.

Zapytany o to, czy Polaków nie zszokuje język, jakim posługują się najważniejsi politycy, odpowiada, że ten aspekt sprawy nie wpłynie w żaden sposób na nasze postrzeganie polityki. - Doskonale pamiętamy język Józefa Oleksego w słynnej rozmowie z Aleksandrem Gudzowatym czy senatora PO Romana Ludwiczuka z wałbrzyskim samorządowcem ze sztabu Mirosława Lubińskiego albo negocjacje Renaty Beger z Adamem Lipińskim. Ze wszystkich "taśm prawdy" zebrałaby się pokaźna płytoteka - mówi Gałązka.

"'Wprost' nie miał prawa publikować nagrań bez sprawdzenia źródła"

Wątpliwości rozmówcy WP.PL budzą działania dziennikarzy "Wprost". - Co z tego, że rozmowy są prawdziwe, bo nie zostały zmontowane? Jak można było opublikować taki materiał bez sprawdzenia, kto go nagrał, w jakim celu i dlaczego teraz wypuścił? - oburza się. Podkreśla, że "Wprost" powinien zacząć od weryfikacji źródła, a nie kierować się wyłącznie pragnieniem zwiększenia nakładu tygodnika. - Przecież to bomba, wylanie gnojówki, które powoduje zamieszanie i destabilizację w państwie, wpływa na nasz wizerunek za granicą. Takie beztroskie, bezkrytyczne puszczenie nagrań martwi, to brak odpowiedzialności dziennikarskiej - stwierdza.

"Za nagraniami może stać Rosja"

Dla rozmówcy WP.PL moment pojawienia się taśm jest zaskakujący, bo gdyby wypłynęły na miesiąc przed wyborami, z pewnością wpłynęłyby na ich wynik. Ekspert nie zdziwiłby się, gdyby za aferą stały służby specjalne Rosji. - Ta sprawa z pewnością zostanie wykorzystana w rosyjskiej propagandzie - ocenia. Gałązka dodaje, że dla Donalda Tuska skierowanie uwagi opinii publicznej w tę stronę może być deską ratunkową.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)