PublicystykaWiesław Dębski: kościoły pustoszeją z winy naszych biskupów

Wiesław Dębski: kościoły pustoszeją z winy naszych biskupów

- Polskie kościoły pustoszeją z winy naszych biskupów, którzy do dzieci poczętych metodą in vitro wysyłają przesłanie pełne miłości bliźniego. To choroba znaczącej części Episkopatu. Ale byłbym hipokrytą, gdybym twierdził, że taka postawa i brak ludzkich odruchów u przywódców polskiego Kościoła mnie martwi. Zachęcam biskupów, by dalej szli tą drogą. Za kilkanaście lat będą mogli wynajmować kościoły w celach komercyjnych - pisze dla Wirtualnej Polski Wiesław Dębski.

Wiesław Dębski: kościoły pustoszeją z winy naszych biskupów
Źródło zdjęć: © PAP
Wiesław Dębski

16.07.2015 | aktual.: 25.07.2016 14:54

- Kościoły pustoszeją z winy naszych biskupów, którzy do dzieci poczętych metodą in vitro wysyłają przesłanie pełne "miłości bliźniego". To choroba znaczącej części Episkopatu. Ale byłbym hipokrytą, gdybym twierdził, że taka postawa i brak ludzkich odruchów u przywódców polskiego Kościoła mnie martwi. Zachęcam biskupów, by dalej szli tą drogą. Za kilkanaście lat będą mogli wynajmować kościoły w celach komercyjnych - pisze dla Wirtualnej Polski Wiesław Dębski.

No, no… Ależ się abp Andrzej Dzięga wspiął na wyżyny retoryki. Nie ograniczył się do stwierdzenia, że uchwalona właśnie ustawa o in vitro (a właściwie o leczeniu niepłodności) jest sprzeczna z jego przekonaniami. Biskup wziął do ręki kij bejsbolowy i walił nim wszystkich tych, którzy mają inne niż on i jego koledzy purpuraci zdanie.

– Przygotowaliście ustawę zbrodniczą, ponieważ dzieci zamrożone, zatrzymane w rozwoju czekają w lodowatym zimnie, aż im ktoś pozwoli, czy mogą dalej żyć czy nie – grzmiał hierarcha na Jasnej Górze (!) do parlamentarzystów, którzy głosowali za ustawą o in vitro. A do dzieci poczętych tą metodą wysłał przesłanie pełne "miłości bliźniego": - To nie jest wasza wina, że aby się jedno z was narodziło, to kilkadziesiąt innych dzieci musiało zamrzeć albo być zabitych.

Tych słów płynących z głębi katolickiego serca było jeszcze więcej. Słów bez miłości i bez próby zrozumienia drugiej strony. Słów pełnych wyrzutów, że można ludzi „bezkarnie zabijać tylko dlatego, że się to dziecko komuś nie udało” czy grożenia parlamentarzystom ekskomuniką, jeśli tylko odważą się zagłosować za ustawą o in vitro. I wreszcie w ogóle podważano przy okazji istotę demokracji w naszym państwie. Oto z Częstochowy padają takie słowa: - W jakim kraju my żyjemy? Słyszymy zarzuty, że śpiewamy „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. A skoro tak śpiewamy, to widocznie jest coś na rzeczy.

Oddajmy jednak głos ojcu pierwszego dziecka urodzonego dzięki metodzie in vitro. Prof. Adam Ziółkowski pisze w „Gazecie Wyborczej”: „Dawno nie czytałem takiego pomieszania podłości ze świętoszkowatą hipokryzją. Z jednej strony lukrowate zapewnianie, że Kościół (…) „kocha” dzieci z in vitro. Z drugiej zaś próba wzbudzenia w nich kompleksu winy za „morderstwo” kilkudziesięciorga (!) rodzeństwa i zohydzanie ich rodziców jako morderców. Zaiste, objaw głębokiej miłości”.

Słowa profesora Ziółkowskiego skierowane są nie tylko do arcybiskupa Dzięgi. To choroba znaczącej części Episkopatu. Przecież to rządząca polskim Kościołem Trójca – przewodniczący Episkopatu, jego zastępca i sekretarz owego gremium - napisała po głosowaniu w Senacie: „Osoby wierzące w Chrystusa nie mogą - pod żadnym pozorem – popierać godzącej w życie ludzkie ustawy o in vitro, jeżeli chcą pozostać w pełnej wspólnocie wiary”.

Inaczej mówiąc: odsyłają oni parlamentarzystów i sporą część wspólnoty religijnej w diabły! Idźcie sobie, dają do zrozumienia, nie chcemy was tutaj. Oburzająca jest to wypowiedź, łamiąca konstytucję naszego państwa, ale i – tak mi się wydaje – zasady konstytuujące religię katolicką.

Ale byłbym hipokrytą, gdybym twierdził, że taka postawa i brak ludzkich odruchów u przywódców polskiego Kościoła szczególnie mnie martwi. Jako zwolennik świeckiego państwa i ograniczenia aktywności Kościoła do murów świątyń, wystąpienia polskich hierarchów przyjmuję z nadzieją. Nadzieją, że lud katolicki nie kupuje tych wystąpień, rozumie, że biskupi kierują się nie dobrem człowieka, lecz obroną własnych interesów.

Hierarchowie grzeszą bardzo, bowiem nawet papież Franciszek jest w tych sprawach bardziej wyrozumiały, nie mówiąc już o tym, że język, jakim się biskupi do nas zwracają, wydaje się daleki od języka religii miłości. I ponoszą tego grzechu konsekwencje. Ot, choćby wspomniany już abp Dzięga, metropolita szczecińsko-kamieński od 2009 roku. W czasie swojej kadencji odniósł niesamowite sukcesy: w jego diecezji najmniejszy w całej Polsce procent wiernych uczestniczy w niedzielnych mszach. Przy czym procent ten wciąż spada: z 27,5 proc. w 2009 r. do 24,3 proc. w 2013 r. (dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego).

I w całym polskim Kościele dzieje się podobnie. Według tego samego badania na niedzielne msze regularnie chodzi tylko 39 procent wiernych. To najmniej od 30 lat! Oznacza to, że w ciągu 10 lat (2003-2013) liczba ta zmniejszyła się o dwa miliony. Na marginesie: może nadszedł już czas, by zweryfikować podawany przez Kościół procent katolików w Polsce, owe od lat te same 97 proc.?

Jak na razie biskupi język przynosi więc oszałamiające rezultaty – wierni biegiem uciekają z polskiego Kościoła. Tak więc zachęcam biskupów, by dalej szli tą drogą. Za kilkanaście lat będą mogli wynajmować kościoły w celach komercyjnych…

Ale można i inaczej. W „Gazecie Wyborczej” opublikowano wywiad z bp. Marcinem Hintzem, biskupem Kościoła Ewangelicko – Augsburskiego. Jego Kościół ma też swoje zastrzeżenia, czy raczej obawy związane z in vitro. Ale nie przeszkadza mu to stwierdzić, że „Kościół luterański akceptuje stosowanie metody in vitro jako sposobu leczenia niepłodności i widzi w niej formę wspierania wartości rodzinnych i działania dla dobra rodziny”. I dalej: „Małżeństwo, które nie może mieć dzieci i chce skorzystać z in vitro powinno otrzymać od państwa wszelką pomoc, w tym także finansową”.

Na koniec biskup Hintz mówi: „Czekam na podpis prezydenta. Polska wreszcie będzie miała uregulowaną prawnie kwestię zapłodnienia In vitro”. Można? Oczywiście, że tak, trzeba tylko kochać ludzi.

Wiesław Dębski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2419)