Wielkie ambicje Państwa Islamskiego. Arabia Saudyjska powinna się zacząć bać?
Ostatnie ataki Państwa Islamskiego w Arabii Saudyjskiej mogą być sygnałem, że wśród ambicji dżihadystów jest opanowanie świętych dla islamu ziem. Czym byłby bez nich kalifat? A jednak, jak podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską ekspertka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, IS nie jest na razie pierwsze na liście zmartwień Rijadu. Dlaczego? I czy to się może niebawem zmienić?
28.05.2015 | aktual.: 28.05.2015 15:57
W szyickim meczecie imama w Al-Kadih, na wschodzie Arabii Saudyjskiej, właśnie zaczynały się piątkowe modlitwy. W środku było 150 osób, gdy budynkiem wstrząsnął wybuch - stał za nim zamachowiec samobójca. Na zdjęciach z miejsca ataku widać, jak czerwony dywan wyłożony na podłodze świątyni pokrył się kawałkami szkła i elementami konstrukcji. Na kilku fotografiach można dostrzec kucającego pod ścianą płaczącego mężczyznę. W ataku zginęło 21 osób, a ponad 80 zostało rannych. Szybko przyznali się do niego sunnicy ekstremiści z Państwa Islamskiego. Najprawdopodobniej liczyli na więcej ofiar, bo według ich gróźb szyitów czekają "czarne dni" i zostaną przepędzeni z Półwyspu Arabskiego. To zdarzenie z ubiegłego tygodnia nie jest jednak jedynym atakiem w Arabii Saudyjskiej, za który odpowiada IS.
Dwa tygodnie przed zamachem na meczet zastrzelono oficera policji, a później jego ciało podpalono. Według saudyjskiego MSW, na które powołuje się serwis Alriyadh, zbrodni dokonało komando pięciu dżihadystów związanych z IS. Na początku kwietnia członkowie Państwa Islamskiego również zastrzelili dwóch policjantów. Lista tylko przerażająco się wydłuża, jeśli dodać do tego zeszłoroczny krwawy atak na inną szyicką świątynię czy ostrzelanie jadącego samochodu pracującego w Arabii Saudyjskiej Duńczyka - mężczyzna został ranny.
Czy ataki w Arabii Saudyjskiej, za którymi stało Państwo Islamskie, są sygnałem, że kalifat będzie chciał włączyć do swoich obszarów święte dla muzułmanów miasta? - Na tym polega idea kalifatu, by obejmował świat islamu, a czym on jest bez trzech świętych miejsc: Mekki i Medyny w Arabii Saudyjskiej oraz Jerozolimy dziś de facto w Izraelu? Z pewnością są to cele Państwa Islamskiego - mówi Wirtualnej Polsce Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, zaznaczając, że to Jerozolima pojawia się jednak częściej w propagandzie dżihadystów niż Mekka i Medyna.
Mimo tych większych ambicji kalifatu, Arabii Saudyjskiej - zdaniem ekspertki PISM - raczej nie czeka ofensywa IS podobna do tej w Iraku sprzed roku, gdy dżihadystom udało się opanować znaczną część kraju. - Są dwa powody: nie jest to pierwszorzędne zadanie dla Państwa Islamskiego ani też IS nie jest pierwszym zmartwieniem Arabii Saudyjskiej - wyjaśnia Sasnal. Analityczka PISM podkreśla, że Państwo Islamskie skupia się teraz na obronie terenów w Syrii i Iraku. Niedawno zresztą zdobyło kontrolę nad ważnymi miastami, które znajdują się w sercach tych państw - Palmirą i Ramadi. Ale nawet stamtąd czeka IS jeszcze długa droga do Arabii Saudyjskiej.
Nieco inaczej widzi to firma zajmująca się doradztwem ws. bezpieczeństwa The Soufan Group, której wielu ekspertów pracowało wcześniej w strukturach siłowych, m.in. w FBI. Według krótkiej analizy ostatnich wydarzeń w Arabii Saudyjskiej, zamieszczonej na stronie internetowej organizacji, ostatnie ataki mogą być zapowiedzią kolejnych zamachów poza "rdzeniem" kalifatu. Mimo bowiem sukcesów w Syrii i Iraku, plany IS wykraczają poza te kraje. "Państwo Islamskie nie myśli w kategoriach granic i frontów; myśli w kategoriach: kto jest z nami, kto przeciwko nam. Obecnie okoliczności sprawiają, że główne walki powinny być skupione na Iraku i Syrii, ale to nie jedyne jego wysiłki. (...) Państwo Islamskie uważa, że jego prowincje nie są wcale słabiej połączone tylko dlatego, że znajdują się daleko od siebie" - czytamy w komentarzu.
Nawet jeśli Arabii Saudyjskiej nie grozi więc zwarta lądowa ofensywa dżihadystów, istnieje ryzyko ataków tzw. samotnych wilków. Według danych przytaczanych przez BBC od 2011 r. do różnych grup ekstremistycznych walczących w Syrii przyłączyło się 2,6 tys. saudyjskich obywateli. Ok. 600 już wróciło do kraju. Ale to nawet nie doświadczeni na wojnie bojownicy muszą stanowić największe niebezpieczeństwo.
Według magazynu Foreign Policy jeden z dwóch dżihadystów, którzy zastrzelili na początku kwietnia saudyjskich policjantów, nawet nie był w Syrii czy Iraku. Został zwerbowany online i tą drogą dostał rozkazy ataku wewnątrz królestwa. Drugiego napastnika mu niejako przydzielono - mężczyźni znali tylko swoje pseudonimy.
Inne priorytety Rijadu
A jednak, jak mówi Sasnal, Rijad widzi większe zagrożenia niż IS: w Jemenie, gdzie operują szyiccy bojownicy Huti, Bahrajnie i Iraku - państwach z większością szyicką, oraz wojnie domowej w Syrii. - Tak naprawdę w każdym z tych państw problemem Saudów jest Iran i szyizm. To jest ich strategiczne zmartwienie, a nie Państwo Islamskie - dodaje Sasnal, odnosząc się do walki o prym na Bliskim Wschodzie między sunnicką Arabią Saudyjską i szyickim Iranem.
Na tej rywalizacji Rijadu i Teheranu - tak politycznej, o pozycję regionalnego mocarstwa, jak i ideologicznej, opartej na osi podziału szyici-sunnici - sprawnie korzystają grupy islamskich ekstremistów, takie jak IS. Już teraz dżihadyści wykorzystują chaos w Jemenie, gdzie Arabia Saudyjska włączyła się w walkę z szyickimi bojownikami Huti. O ich wsparcie oskarża się z kolei Iran.
- Przez lata w tle tego fałszywego priorytetu saudyjskiej polityki - walki z szyitami i Iranem - urosły w siłę organizacje sunnickich dżihadystów, takich jak IS albo Al-Kaida - mówi wprost Sasnal.
Rijad co prawda przystąpił też do koalicji prowadzącej naloty na cele dżihadystów w Syrii, ale tajemnicą poliszynela jest, że na płaszczyźnie ideologicznej Arabia Saudyjska i IS mają sporo wspólnego. Wielu saudyjskich konserwatystów - tak jak Państwo Islamskie - widzi w szyitach heretyków. A to nie jedyne podobieństwo, które tylko jeszcze bardziej zaciera granice między stronami konfliktu, który przetacza się przez region. - Interpretacja Koranu i innych świętych pism przez IS nie różni się znacznie od oficjalnej religii państwowej Arabii Saudyjskiej - wyjaśnia Sasnal.
Zamach IS na szyicki meczet w Arabii Saudyjskiej nie był więc przypadkowy. - Taki atak można rozumieć jako potwierdzenie świętej wojny wewnątrz islamu, sunnitów i szyitów, szczególnie na świętej ziemi Półwyspu Arabskiego, tak blisko Mekki i Medyny. To był bardziej ideologiczny zamach niż polityczny - mówi ekspertka PISM, wyjaśniając, że w interesie IS wcale nie jest ściągnięcie na swój kark Arabii Saudyjskiej.
To tylko rodzi dalsze pytania o stopień odpowiedzialności Rijadu za wyhodowanie potwora IS, który dziś dokonuje ataków bombowych na terenie Arabii Saudyjskiej. Według Sasnal na pewno nie możemy mówić o państwowym wsparciu ze strony Rijadu dla IS. Problem polega jednak na tym, że nie do końca wiadomo, co w przypadku Arabii Saudyjskiej jest państwowe, a co prywatne. Jak zaznacza ekspertka PISM, kraj tak naprawdę kontrolują dwie rodziny: ze strony politycznej - Saudowie, a religijnej - asz-Szejchowie, które liczą dziś po kilkanaście tysięcy członków. - Kiedy więc jedna część dynastii dzierży władzę, to naturalne, że w innych klanach znajdą się niezadowoleni; a ci mogą swoim bogactwem budować opozycję i oddawać się religijnemu zapałowi - dodaje Sasnal.
Wiadomo, że na początku wojny w Syrii do tamtejszych grup zbrojnych trafiały walizki pieniędzy od bogatych zwolenników z krajów Zatoki Perskiej. Ale w jakich proporcjach to finansowe wsparcie napłynęło z Arabii Saudyjskiej, a w jakich z Kataru czy Kuwejtu, nie wiadomo - podkreśla Sasnal. Na pewno jednak częściowo beneficjentami stały się radykalne grupy.
Zbrojni ekstremiści skrzętnie wykorzystują każdą chybioną politykę krajów regionu. Jeśli więc w przyszłości okaże się, że Rijad będzie musiał zmienić swoją "listę zmartwień" i w jej czołówce znajdzie się IS, to nie tylko za sprawą sukcesów dżihadystów, ale też błędów innych.