"Wielka księga cipek" - edukacja seksualna po polsku
Wkrótce w sprzedaży ukaże się „Wielka księga cipek”. To książka edukacyjna, która oswaja tematy trudne dla dojrzewających dziewcząt, ich rodziców i nauczycieli od anatomii, poprzez miesiączkę, na masturbacji skończywszy. Tytuł publikacji już teraz wzbudza jednak wiele kontrowersji. O tym, dlaczego słowo „cipka” jest negatywnie odbierane, jak obecnie wygląda edukacja seksualna w szkołach, a jak powinna wyglądać, Wirtualna Polska rozmawia z dr Alicją Długołęcką, seksuolożką i edukatorką seksualną, uczennicą prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza.
24.02.2010 | aktual.: 04.01.2011 23:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Wielka księga cipek” jest kontynuacją "Wielkiej księgi siusiaków" autorstwa Dana Hojera. Jej odbiorcami mają być zarówno dziewczęta, jak i ich rodzice. Ma ich wprowadzać w trudną tematykę seksu i seksualności. Trudną, bo zdaniem ekspertów i samej młodzieży w edukacji seksualnej w polskich szkołach dzieje się źle. Młodzi mają ograniczony dostęp do wiedzy o ludzkiej seksualności, nauczyciele nie są odpowiednio przygotowani do prowadzenia zajęć wychowania seksualnego. Dlaczego?
WP: Joanna Stanisławska: „Wielka księga cipek”, kontynuacja „Wielkiej księgi siusiaków”, jest edukacyjną książką dla dzieci. Jej tytuł wywołuje jednak kontrowersje. Szczególnie mężczyźni deklarują, że nie kupią tej pozycji dziecku. Jak pani sądzi, dlaczego?
Dr Alicja Długołęcka:- To bardzo smutne, że tak reagują. Tytuł jest analogiczny do „Wielkiej księgi siusiaków”, który żadnych kontrowersji nie wywoływał. Jak miałby brzmieć ten tytuł? Wielka księga sromów? To tylko pokazuje jak ubogi jest nasz język, jeśli chodzi o nazwy żeńskich narządów płciowych. Określenia te są albo przesadnie infantylne, albo wulgarne. Sfera kobiecej seksualności wciąż jest tematem tabu, stąd też może takie reakcje u mężczyzn. Zarówno „Wielka księga siusiaków”, jak i „Wielka księga cipek” to książki popularne, które mogą być pomocne dla rodziców we wprowadzaniu dzieci w świat seksualności, jak i przydatne dla samej młodzieży. Obydwie książki są przeznaczone dla dzieci będących już w okresie dojrzewania i stanowią dobra przeciwwagę dla internetowej edukacji. Pewnie nie wszystkim rodzicom się spodobają, bo opierają się na bezpośrednim przekazie, a to jest bardziej oczekiwanie młodzieży niż starszego pokolenia. I warto to rozważyć. To wolny wybór, czy rodzice zechcą te książki czytać
wspólnie z córką lub synem - do czego zachęcam, ale na pewno nie powinni sugerować się wyłącznie ich tytułem.
WP: Jak naprawdę wygląda edukacja seksualna w Polsce? Według zeszłorocznego raportu Grupy Edukatorów Seksualnych „Ponton” 39,6% badanych uczniów nie miało w ogóle zajęć z takiego przedmiotu jak wychowanie do życia w rodzinie. W wielu przypadkach treści przekazywane podczas zajęć dalekie były od założeń tego przedmiotu.
- Procent młodzieży, której nie objęła edukacja seksualna w rzeczywistości może być jeszcze większy, bo nikt nie zrobił w pełni wiarygodnych badań na ten temat. Co prawda przeprowadzono badania ministerialne, ale ankiet nie wypełniali uczniowie! Takie badania będą miarodajne tylko wówczas, kiedy obejmą młodzież w całym kraju, która odpowie, czy chodziła na takie zajęcia i jak je ocenia np. wielu młodych ludzi i nauczycieli mówi, że na tych lekcjach robi się zajęcia „wyrównawcze” z innych przedmiotów.
WP:
Dlaczego mamy taki problem z edukacją seksualną?
- Edukacja seksualna stała się po '89 r. sprawą polityczną, a nie merytoryczną. Od kilkunastu lat odbywa się żonglerka tematami aborcji, antykoncepcji, edukacji seksualnej i prawami kobiet, które stały się kartą przetargową między partiami politycznymi oraz między państwem i Kościołem. Płacimy za to wszyscy. Nadmierne, ale nie merytoryczne zainteresowanie polityków kwestiami, o których mają blade pojęcie ma bardzo negatywne skutki w wymiarze społecznym. Czego by nie mówić o PRL, to w kwestii seksu panowało wówczas duże otwarcie; edukacja seksualna stała na wysokim poziomie, mieliśmy dobrych nauczycieli i podręczniki, m.in. Michaliny Wisłockiej, Wiesława Sokoluka, liczne publikacje prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza i prof. Mikołaja Kozakiewicza, byłego marszałka Sejmu. Z kolei dzisiejszą edukację seksualną można by określić jako katolicką, „beretową”. Patrząc na przemiany w Polsce z perspektywy osoby zajmującej się seksualnością, cofamy się, a nie rozwijamy. Jednocześnie przemiany kulturowe i społeczne idą swoim
torem, nasze społeczeństwo upodabnia się do wyzwolonych seksualnie społeczeństw zachodnich. W postrzeganiu kwestii seksu panuje swoista schizofrenia, następuje rozdwojenie, które wciąż się powiększa.
WP: No właśnie. Cała kultura masowa jest przesiąknięta seksem, ze wszystkich stron młodzież jest nim epatowana. Z drugiej strony w domu i szkole słyszy, że seks jest zły, grzeszny. Boi się zwrócić ze swoimi rozterkami do rodziców.
- Problemem jest ogólny klimat panujący wokół sfery seksualności. Nie jest on sprzyjający, bo brakuje w nim szczerości. W naszym kraju zapanowała obyczajowa obłuda. Starsze pokolenia nie akceptują zmian obyczajowych i kulturowych zachodzących wśród młodzieży, choć wiedzą, że nie da się ich zahamować. Są na te przemiany zamknięci, a młodzi przeciwnie - otwarci. Młodzież żyje w tym świecie telewizyjno-internetowo-gazetowym, od którego rodzice reprezentujący starsze pokolenie się separuje. Brak odwagi i szczerej komunikacji pogłębia tę przepaść. Na szczęście wchodzi kolejne pokolenie rodziców, którzy już myślą inaczej. Jestem optymistką. Sądzę, że prędzej czy później ta bańka musi pęknąć, bo funkcjonowanie dłużej w takiej rozdwojonej rzeczywistości nie jest możliwe. Mam nadzieję, że zmiany są kwestią kilku lat.
WP: Wśród starszego pokolenia panuje przekonanie, że dzisiejsza młodzież jest zdemoralizowana, że coraz wcześniej rozpoczyna życie seksualne. Ile w tym prawdy?
- Wszystkie badania, także najnowszy sondaż prof. Zbigniewa Izdebskiego wskazują, na to, że średnia wieku, w której dochodzi do inicjacji seksualnej to wciąż 18-19 lat, czyli okres klasy maturalnej i pierwszego roku studiów. Ta średnia od kilkudziesięciu lat utrzymuje się na tym samym poziomie. Oczywiście jest kilkunastoprocentowa grupa 15-16-latków, którzy rozpoczynają współżycie, ale kiedyś też tak było, ja bym tych liczb nie demonizowała. Problem tkwi w czym innym. WP:
Czyli?
- W tym, że ta inicjacja przebiega nieco inaczej. Spadła rola pettingu, młodzież częściej decyduje się na bardziej radykalne formy współżycia, dotyczy to w szczególności dziewcząt. Stają się one bardziej liberalne, ale z mojej perspektywy jako edukatorki seksualnej, to liberalizacja pozorna. Dziewczyny szybciej decydują się na pełen stosunek seksualny lub kontakty oralne, które były zupełnie nietypową formą zachowań seksualnych dla młodzieży 20 lat temu. Nie robią tego jednak w zgodzie z własnymi potrzebami i uczuciami. Decyzje seksualne podejmują często w wyniku presji grupy rówieśniczej, bo chcą czuć się dorosłe i „wyluzowane”. Model, jaki panował wcześniej był taki, że dziewczyna była tą stroną bierną - „uwiedzioną” i do tego zagrożoną ciążą. Współczesna dziewczyna wcześniej stosuje antykoncepcję hormonalną i jest odważniejsza w stosowaniu różnych technik seksualnych. Można powiedzieć, że nadal jest „uwiedziona”, ale nie przez chłopaka, tylko przez kulturę masową.
WP: Dziewczyny są w kwestii seksu śmielsze, coraz częściej inicjują kontakty, ale jednocześnie nie znają nazw narządów, nie mają podstawowej wiedzy na temat fizjologii. Dlaczego?
- To problem polskich kobiet, dotyczy właściwie wszystkich kategorii wiekowych. Jesteśmy tak wychowywane, że nie mamy świadomości swojego ciała, nie mamy do niego pozytywnego stosunku, ani w głębszym sensie do seksualności w ogóle, nie mamy też wiedzy o seksie. A w tej kwestii najważniejsze jest, żeby zacząć od wiedzy o sobie samej, co ułatwia nam komunikowanie i przekraczanie barier cielesnych również w poznawaniu męskiej seksualności. Co znamiennie, młode kobiety dziś mniej obawiają się „pójść na całość” z chłopakiem, niż np. odwiedzić ginekologa.
WP:
Czego najbardziej brakuje obecnie w edukacji seksualnej?
- Nikt nie uczy młodzieży tego, czym naprawdę jest seksualność, poczucia szacunku do własnego ciała, sztuki mówienia nie, pozytywnej komunikacji w tym zakresie i budowania związków partnerskich. Nikt im nie mówi otwarcie i wprost jak ważny jest czas na poznawanie się wzajemne zarówno w wymiarze cielesnym, jak emocjonalnym.
WP: W jakim wieku powinna się rozpoczynać edukacja seksualna, żeby była skuteczna?
- Po pierwsze powinna się zaczynać w domu i dotyczyć małych dzieci. Siedmiolatek ma już ukształtowany stosunek do cielesności i mimo, że to dziwnie zabrzmi, także do seksualności. Ma wyrobione albo tabu seksualne, albo postawę, że z dorosłymi na tematy związane z seksualnością może rozmawiać, podobnie jak na każde inne. Edukacja w domu stanowi bazę, wyrabia u dziecka określoną postawę wobec ciała, własnej i przeciwnej płci. Kreuje wyobrażenia, jakie ma dziecko na temat tego, czym jest związek, więź psychiczna i cielesna. Wychowanie seksualne w szkole stanowi uzupełnienie edukacji domowej i powinno być oparte głównie na wiedzy o życiu seksualnym człowieka.
WP: Co powinno znajdować się w programie przede wszystkim i na jakim etapie edukacji?
- Od lat wśród tematów, które młodzież wymienia na pierwszym miejscu jako najistotniejsze, są antykoncepcja i choroby przenoszone drogą płciową. Te zagadnienia na pewno powinny być w programie, ale oczywiście jest on znacznie szerszy. W Skandynawii sprawdzone są programy edukacji przedszkolnej i wczesnoszkolnej. Oczywiście dzieciaków nie uczy się wtedy o prezerwatywach i tabletkach antykoncepcyjnych, tylko zajęcia dotyczą tematów o rolach płciowych, dobrym i złym dotyku, akceptowaniu swojej płci, stereotypach płciowych. W wieku lat 9, czyli w trzeciej klasie szkoły podstawowej - tuż przed nową fazą rozwojową, dzieci powinny otrzymać rzetelne informacje na temat okresu dojrzewania. Powinny dowiedzieć się o zmianach psychicznych związanych z dojrzewaniem. Dziewczęta dojrzewają wcześniej i oddzielają się od chłopców. Dlatego dzieciaki muszą wiedzieć, jak w tej nowej sytuacji, budować fajne relacje koleżeńskie. Kolejnym etapem jest dojrzewanie psychiczne i w tym okresie młodzież powinna otrzymać wiedzę, która
wiąże się z zainteresowaniami seksualnymi. W tym bloku znajdują się tematy ściśle związane z aktywnością seksualną, chorobami przenoszonymi drogą płciową, ale również, na wyższym poziomie, zajęcia dotyczące stereotypów płciowych, orientacji seksualnej, kwestii teoretycznych, kulturowych związanych z płcią. WP: Jak o takich kwestiach rozmawiać, kiedy zajęcia z wychowania do życia w rodzinie najczęściej prowadzi katechetka albo ksiądz, którzy przekazują swoje poglądy, zamiast obiektywnej wiedzy?
- Edukacja sama w sobie jest neutralna światopoglądowo i bazuje na wiedzy. Nie widzę nic niewłaściwego w podawaniu informacji. Człowiek w zależności od swojego światopoglądu, mając te dane, może dokonywać świadomych wyborów. W naszym kraju wszystko jest jednak odwrócone do góry nogami. Społeczeństwo ma prawo do edukacji. Katolik, zwłaszcza jeśli jest aktywny seksualnie też może być edukowany seksualnie, może przecież dzięki temu dokonać świadomego wyboru, czy chce postępować zgodnie z zaleceniami Kościoła i np. nie stosować prezerwatywy albo w przypadku homoseksualnej orientacji decydować się na wstrzemięźliwość. Wiedza nie zabija - może tylko pogłębić świadomość określonych wyborów i wyleczyć się ze stereotypów.
Również dyskusja o homoseksualizmie jest dyskusją pozorną od lat. Bo dlaczego dyskutujemy o tym, czy homoseksualizm jest chorobą, skoro już dawno WHO uznało, że chorobą nie jest. Żyjemy w kraju, w którym pewna grupa ludzi usiłuje wmawiać nam, że homoseksualizm jest chorobą i że ta mniejszość nie ma prawa do funkcjonowania zgodnie ze swoimi preferencjami, co jest totalnie niezgodne z prawami człowieka i współczesną wiedzą.
WP: Według badań „Pontonu” młodzież wiedzę na temat seksu czerpie z internetu, pornografii i czasopism. Dlaczego tak jest?
- To również jest efekt braku edukacji seksualnej. Dorośli nie mogą bagatelizować tego tematu, ignorować go, bo młodzież i tak będzie szukała informacji o seksie. A kiedy młodzi mają ograniczony dostęp do informacji ze strony najbliższych, szukają ich, tak jak kiedyś na podwórku – w internecie. I tylko na tym tracą. Dziś młodzież jest pozostawiona samej sobie, myślę nawet, że bardziej niż w latach 80.
WP:
Jakie widzi pani tutaj zagrożenia?
- Są one olbrzymie, ponieważ młody człowiek nie jest w stanie dokonać selekcji informacji. Internet sam w sobie nie jest zły, można w nim znaleźć informacje cenne, ale trzeba wiedzieć gdzie. Rodzice i nauczyciele nie mogą cenzurować internetu i blokować hasła „seks”, bo jeśli nie w domu, to gdzie indziej młody człowiek znajdzie interesujące go treści. Dlatego musi być przede wszystkim uczony, jak w gąszczu informacji wydobyć te istotne, żeby nie działo się to w sposób przypadkowy. Wiadomo przecież, że pierwszej kolejności na liście wyszukiwania znajdzie się to, co jest najczęściej oglądane i czytane, przez określoną grupę dorosłych. Podkreślam - chodzi o szczerą dyskusję z młodzieżą i uczenie jej dokonywania mądrych wyborów - blokowanie dostępu do informacji jest w dzisiejszych czasach utopią. Zagrożenia związane z pornografią są przede wszystkim takie, że jest ona przeznaczona dla osób dorosłych o ukształtowanej seksualności. U wrażliwych nastolatków przypadkowo oglądana pornografia może wywoływać
kompleksy, bo dziewczęta będą zastanawiać się czy nie mają za małych piersi lub z ich budową jest coś nie tak i czy chłopcy rzeczywiście myślą tylko o seksie (a nie myślą); chłopcy z kolei będą martwić się, że mają za małe penisy. Dlatego u młodzieży, która nie ma za sobą wielu doświadczeń seksualnych, dysonans pomiędzy tym, co ogląda na ekranie komputera, a tym, jak wygląda rzeczywistość może wywoływać silny niepokój i kształtować szkodliwe dla niej w przyszłości postawy.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska
Alicja Długołęcka - pedagożka, doktor nauk humanistycznych, uczennica prof. Andrzeja Jaczewskiego i prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza, jest adiunktem na Wydziale Rehabilitacji w Warszawie, gdzie prowadzi zajęcia z podstaw psychoterapii i rehabilitacji seksualnej. Od wielu lat zajmuje się edukacją psychoseksualną – prowadzi szkolenia dla specjalistów i młodzieży, warsztaty dla kobiet, jest wykładowczynią na Podyplomowych Studiach Wychowania Seksualnego i Podstaw Psychoterapii, autorką licznych książek i artykułów z tego zakresu, m.in. podręcznika dla gimnazjalistów przygotowującego do „wychowania do życia w rodzinie” i monografii „Edukacja seksualna”, a także pierwszej w Polsce naukowej książki poświęconej homoseksualnym kobietom „Pokochałaś kobietę”.
Przeczytaj więcej o kontrowersyjnej publikacji w serwisie Ksiazki.wp.pl