Wielka Brytania ograniczy prawo do strajków?
Brytyjscy konserwatyści zapowiadają ograniczenie prawa do strajku w kluczowych dziedzinach usług publicznych. Rząd wskazuje, że wiele strajków w przeszłości przegłosowano przy frekwencji dużo niższej niż połowa uprawnionych związkowców i nalega na zaostrzenie kryteriów podjęcia akcji strajkowej.
10.01.2015 | aktual.: 10.01.2015 15:55
Londynowi grozi strajk kierowców autobusów, za którym zagłosowało tylko 16 procent uprawnionych. Mimo bardzo niskiej frekwencji wystarczyło to by zwołać strajk. Dlatego minister transportu, konserwatysta Patrick McLoughlin powiedział w BBC, że chce daleko idących zmian.
- Strajk w sektorze publicznym odbija się na wielu ludziach, którzy nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia. A więc zanim do niego dojdzie, powinien mieć poparcie co najmniej 40 procent członków danego związku - wyjaśnił.
Gdyby zastosować propozycję McLoughlin do wszystkich strajków, jakie miały miejsce od 2010 roku, czyli od początku rządów koalicji konserwatywno-liberalnej, prawie trzy czwarte byłoby nielegalnych.
- Mamy jedną z najbardziej restrykcyjnych ram prawnych sporów pracowniczych w krajach demokratycznych, a ten rząd chce wręcz uniemożliwić pracownikom odwołanie się do ich fundamentalnego prawa odmowy pracy - powiedziała sekretarz generalna brytyjskiej centrali związkowej TUC, Frances O'Grady.
Związkowcy z kolei mają za złe posłom, że gdyby przyłożyć tę samą 40-procentową miarę poparcia elektoratu w wyborach do Izby Gmin, w parlamencie pozostałoby ich tylko 16 procent.