Polska"Wiele osób żerowało finansowo na rodzinie Olewnika"

"Wiele osób żerowało finansowo na rodzinie Olewnika"

Trzeba zrobić uczciwe śledztwo i zastanowić się, dlaczego tych ludzi zwodzono tak długo, oszukiwano, okłamywano. Dlaczego oni się obijali o ściany i nikt im nie chciał pomóc. Każdy trop zostanie zweryfikowany - zapowiada minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski komentując spotkanie z rodziną zamordowanego Krzysztofa Olewnika.

"Wiele osób żerowało finansowo na rodzinie Olewnika"

10.04.2008 | aktual.: 10.04.2008 12:46

Michał Karnowski: Panie ministrze, spotkał się Pan z rodziną straszliwie zamordowanego Krzysztofa Olewnika. Jaki są wnioski z tego spotkania? Rodzina mówi, że zapowiada Pan przyspieszenie śledztwa w tej sprawie.

Zbigniew Ćwiąkalski: Uważam, że nie powinno się na tym zbijać kapitału politycznego i należy przeprowadzić uczciwe, rzetelne śledztwo – tak jak ono powinno wyglądać już wtedy, kiedy porwano Krzysztofa Olewnika. Dlatego razem z premierem Schetyną zdecydowaliśmy, że w tej sprawie zostaną wykorzystane wszystkie siły policyjne i najlepsze siły prokuratorskie. I tyle. Trzeba zrobić uczciwe śledztwo i zastanowić się, dlaczego tych ludzi zwodzono tak długo, oszukiwano, okłamywano. Dlaczego oni się obijali o ściany i nikt im nie chciał pomóc.

A śledztwo będzie w sprawie porwania i zamordowania Krzysztofa Olewnika czy w sprawie nieprawidłowości w policji? Czy może razem?

- I jedno, i drugie. Dlatego, że czuję jako karnista, że chyba jeszcze nie wszyscy, którzy byli zaangażowani w porwanie, zostali ujęci i osądzeni. Z drugiej strony trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego policjanci i prokuratorzy, dlaczego osoby, do których się zwracano, nie udzieliły w odpowiednim momencie pomocy i popełniły klasyczne, szkolne błędy? Ci ludzie negocjowali z porywaczami, a nie udzielono im nawet pomocy psychologicznej, żeby wiedzieli jak się z porywaczami rozmawia. Policja nie zainstalowała nawet podsłuchu w mieszkaniu, żeby nagrywać te rozmowy. Oni sami na własnym sprzęcie nagrywali. Cały czas im wmawiano, że ich syn czy brat sam się uprowadził. To są błędy na poziomie szkoły podstawowej, jeżeli chodzi o śledztwa.

Rodzina poszła do jednego z prywatnych detektywów pana Krzysztofa Rutkowskiego. Chyba ogromne pieniądze zapłacili?

- Ogromne pieniądze zapłacili. Zresztą wiele osób żerowało finansowo na tej rodzinie.

A jakie to były pieniądze?

- Około miliona złotych.

Milion złotych zapłacili?

- Tak, tak. Milion złotych zapłacili panu Rutkowskiemu.

Zrobił coś w tej sprawie? Pomógł?

- Właśnie problem polegał na tym, że rodzina głęboko mu zawierzyła i niestety zawiodła się na jego działaniach. Ale też przy okazji wielu innych autentycznych oszustów żerowało na tej rodzinie, która płaciła po dwieście, po kilkadziesiąt, po kilka tysięcy. Szukała pomocy u jasnowidzów, u prywatnych detektywów – wszędzie, gdzie się dało. Nie jestem człowiekiem, który się łatwo wzrusza, ale miałem łzy w oczach, kiedy z tymi ludźmi rozmawiałem. Dla nich to jest gigantyczna, rodzinna tragedia. Ta sprawa pokazuje bezduszność i niemoc wymiaru sprawiedliwości w wymiarze ogólnoludzkim.

Czy tylko, Panie ministrze? Na początku myślałem, że ta sprawa przypomina standard ukraiński – bardzo brutalny przykład świata przestępczego, który w imię zysku jest w stanie zrobić wszystko i policja jest po prostu bezradna. Jak potem w aresztach zdarzyły się dwa samobójstwa postaci kluczowych dla śledztwa, to przyszedł mi do głowy model włoski. Może to jest mafia?

- Samobójstwa się oczywiście zdarzają. Przypomnę sprawę Grupy Baader-Meinhoff w Niemczech czy sprawę „Baraniny”, który w austriackim więzieniu się powiesił. Także nie doszukiwałbym się tutaj sensacji. To jest bardziej ogólny problem sytuacji w polskich więzieniach, która – mówiąc delikatnie (wspomnijmy sprawę Rumuna, który zagłodził się w polskim więzieniu) – nie jest dobra. I to trzeba zmienić. Na razie nie ma powodów, żeby twierdzić, że były tu jakieś działania osób trzecich. Natomiast ja intuicyjnie czuję, że w tej sprawie jest drugie dno.

To znaczy?

- Tam był jakiś miejscowy układ między politykami, biznesmenami, policją. Jakiś taki dla mnie niejasny.

Płocki?

- Tak. Jakiś nieprzejrzysty, jakieś wzajemne przenikanie się tych różnych sfer. Powiedziałbym, że małomiasteczkowy, ale dość niewyraźny – taka magma.

Rodzina wskazuje nazwiska – ja nie chcę tych nazwisk podawać, bo to są dość twarde oskarżenia, bez żadnych dowodów…, ale politycy lewicy się tu pojawiają. Dlatego lewicy, ze wtedy rządzący. Ale jako ludzie, którzy mogli mieć w tym interes, którzy nie zrobili z dziwnych powodów wszystkiego. Pan może, Panie ministrze ten polityczny trop jakoś zweryfikować? Potwierdzić, zaprzeczyć?

- Wszystko będziemy badać. Każdy trop zostanie zweryfikowany. Przy czym ja się świadomie odcinam od tego, żeby świadomie zaszeregowywać tych ludzi do jakiegoś ugrupowania politycznego. Dla mnie jest obojętne czy to była lewica, prawica czy centrum. Chodzi mi o to, żeby ujawnić konkretnych ludzi, którzy spowodowali, że doszło do olbrzymiej tragedii rodzinnej i tragedii w szerszym wymiarze pokazującym bezradność wymiaru sprawiedliwości.

Ale są jakieś tropy, który mogłyby uprawdopodobniać tezę, że ci porywacze i zbrodniarze mieli ochronę na politycznym szczycie?

- Każde moje słowo tutaj coś znaczy, więc ja nie chcę uprzedzać faktów. Wolę, żeby do tych ustaleń doszli prokuratorzy. Wtedy, kiedy będziemy mieć pewność, że jednak coś w tle było, wtedy o tym powiemy.

Przeczytaj cały wywiad

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)