Wiejas: "Minister Ardanowski chce być macho, niech bobry mu wybaczą" (Opinia)
Niepokoi mnie krwiożerczość, którą wykazuje się minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. "Strzelać" – to jego pierwszy odruch. Na celowniku miał już dziki i krowy. Właśnie bierze się za bobry.
W czasie konferencji pod wzniosłą nazwą: "Rola izb rolniczych w kształtowaniu i realizacji polityki rolnej państwa", to minister rolnictwa podzielił się w Sejmie swoimi przemyśleniami nad czynieniem sobie ziemi poddanej.
Jan Krzysztof Ardanowski zauważył, że zaangażowanie niektórych kół Polskiego Związku Łowieckiego w walce z afrykańskim pomorem świń (ASF) jest niewystarczające. Mówiąc wprost – myśliwi nie przykładają się do odstrzału dzików. A nie przykładając się, działają przeciwko rolnikom.
To ciąży ministrowi od czasu, gdy na przełomie roku w Polsce miało dojść do masowych polowań na dziki. Śmiała decyzja, biorąc pod uwagę, że nie było wiadomo ile tych dzikich świń w Polsce jest. Rzeczywiście, dane były bardzo nieprecyzyjne – mówiły od 200 tys. do 1 mln osobników.
Zobacz także: Karczewski odpowiada na słowa Wałęsy o PiS z 4 czerwca
Bobry "podano na stół"
- Konia z rzędem temu, który wie, ile w Polsce jest dzików. Ja nie wiem. Pytam koła łowieckie, każdy podaje inne dane – przyznawał wtedy minister. - Ja nie wiem, ile oni tych dzików odstrzelą, będziemy o tym wiedzieć za jakiś czas, natomiast według moich informacji dzików jest dużo, dużo więcej.
I choć dalej nie wiemy, ile dzików kryje się w leśnych ostępach, to jedno się nie zmieniło – zapał ministra do ich wybicia, który zaprezentował podczas wspomnianej konferencji.
Przy okazji Jan Krzysztof Ardanowski wyjawił, że nie tylko z dzikami jest problem. I tu na pojawiły się bobry. Choć nie, precyzyjniej będzie napisać, że bobry "podano na stół". Dlaczego tak? To w Polsce gatunek częściowo chronionym (dopuszcza się jedynie niewielkie redukcje ich liczebności), ale Jan Krzysztof Ardanowski widziałby je w roli zwierząt jadalnych.
- Teraz nie wiadomo, co z tym bobrem zrobić, nawet jakby się go upolowało – mówił minister. Najlepsze zostawił jednak na potem: - A jeszcze jak ludzie sobie przypomną, że płetwa bobra ma ponoć właściwości afrodyzjaków, to się może okazać, że i problem bobrów się niedługo skończy.
Reakcje na myśl ministra mogą być różne.
Nosorożce i niedźwiedzie himalajskie westchnęły z ulgą, że nie żyją w Polsce (części ich ciał uznawane są za afrodyzjaki)
Ucieszyła się nowa minister rodziny, pracy i polityki społecznej Bożena Borys-Szopa (efekty mogą być lepsze niż 500+).
Z przerażenia zawyli producenci produktów wiagropodobnych.
Minister zaczął od... ogona
Jan Krzysztof Ardanowski wykazuje się w ogóle niewielka empatią wobec zwierząt. Gdy z podległego ministerstwu instytutu rolnictwa w Falentach wolontariusze z Animal Rescue i OTOZ Animals zabrali kilka cielaków, minister zapowiedział, że naśle na nich prokuraturę. A przecież nie zostały zabrane dla czyjegoś widzimisię, ale dlatego, że dogorywały.
Równie wielką odwagą minister wykazał się wobec stada zdziczałych krów z Deszczna. Początkowo mówił twardo: odstrzelić. Potrzebna była interwencja prezesa PiS, aby zmienił zdanie, bo wola Jarosława Kaczyńskiego przede wszystkim.
Panie ministrze, gdyby w niedalekiej przyszłości w jakikolwiek sposób zaczęła przeszkadzać panu nadmierna populacja kotów na wsiach, niech pan powstrzyma rumaka. Wie pan, jak skończyłaby się dla pana ta historia.
Już się wyzłośliwiłem, teraz całkiem serio. Możliwe, że Jan Krzysztof Ardanowski, ma nieco racji, że odstrzał jest potrzebny. Żeby go przeprowadzić trzeba jednak najpierw dysponować twardymi danymi, a nie wysyłać w pole myśliwych. To takie zaczynanie sprawy, od … ogona bobra.