Wiejas: "Już wiem, za co płacą Beacie Szydło. Jest warta swojej ceny" (Opinia)
Przez ostatnie kilkanaście miesięcy pojawiały się pytania: co właściwie robi Beata Szydło i za co jej płacą? Odpowiedź poznaliśmy teraz. Wicepremier magazynowała energię, którą wykorzystuje właśnie do obrony sprawy beznadziejnej. Takie umiejętności są dla PiS warte każdych pieniędzy.
09.04.2019 | aktual.: 09.04.2019 16:02
PiS rękami Anny Zalewskiej zrobił reformę edukacji. Dumny był PiS z tej reformy, dumna była Zalewska. PIS przy okazji reformy zapomniał, że dość istotnym elementem systemu są nauczyciele. A belfrzy, którzy czuli nie podmiotem, a przedmiotem radosnej zabawy rządzących w końcu wierzgnęli. Od razu tak mocno, że nie wiadomo, czy w szkołach odbędą się egzaminy.
Gdy Beata Szydło mówi, że kwity są OK, to takie są
Od miesięcy wiadomo było, że wśród nich zaczyna się gotować. Kucharka Zalewska zdawała się tego nie dostrzegać, a gdy temperatura osiągnęła poziom wrzenia – zaczął się strajk nauczycieli - uciekła z kuchni. Może uciekła to nieprecyzyjne określenie. Została z kuchni wyrzucona przez swoją własną partię. W rozmowach z gotującymi się nauczycielskimi związkowcami zastąpiono ją kuchmistrzem – Beatą Szydło.
I tu widać wyraźnie przewagę kuchmistrza nad zwykłą kucharką. W odróżnieniu od szefowej MEN, wicepremier Beaty Szydło, kierującej tajemniczym Komitetem Społecznym Rady Ministrów, nikt i nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi.
Gdy związkowcy z ZNP i FZZ mówią, że rząd nie traktuje poważnie ich postulatów płacowych, Beata Szydło z kamienną twarzą oświadcza, że propozycja jest jak najbardziej poważna, wystarczy podpisać rzucone na stół kwity i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.
Gdy związkowcy z ZNP i FZZ mówią, że zapisy w rzuconych na stół rządowych kwitach w żaden sposób nie rozwiązują ich problemów, Beata Szydło powtarza z kamienną twarzą, że to dobre kwity są.
Gdy związkowcy z ZNP i FZZ mówią, że Beata Szydło nie przedstawia nowych propozycji, Beata Szydło (już wiemy, z jaka twarzą) atakuje związkowców, że nie troszczą się o dzieci, które nie będą mogły przystąpić do egzaminów: ośmioklasisty, gimnazjalnego i matury.
Gdy związkowcy z ZNP i FZZ mówią, że egzaminy mogą się nie odbyć nie z ich winy, a z winy rządu, Beata Szydło powtarza, że kwity leżą na stole. I zaczyna sugerować, że związkowcy nie mieliby nic przeciwko, gdyby rząd PiS zabrał kasę jakiejś grupie społecznej, a dał belfrom.
O jakości rządowych kwitów ma świadczyć według niej to, że "porozumienie" podpisał szef oświatowej "Solidarności". Zaprawdę muszą być rewelacyjne, tak rewelacyjne, że szeregowi związkowcy "S" przyłączają się do strajku, a pana Ryszarda Proksę, który kwity podpisał, chcą wywieźć na taczkach.
Jak widać, Beata Szydło działa jak dobrze zaprogramowana maszyna. Przekazuje to, co przekazać Polakom nakazała jej partia. Nie zagłębiając się w szczegóły - przekaz ten jest prosty, jak budowa cepa, którym machał podobno jako dziecko premier Mateusz Morawiecki – rząd dobry, nauczyciele źli i pazerni.
Szydło - to może być robot na miarę XXI wieku
W tej partyjnej narracji wicepremier Szydło jest bezwzględna. Nie wróży to dobrze dalszym "negocjacjom". Wiadomo, że Beata Szydło nie powie nic nowego.
Jeśli PiS powiedział jej, że pieniędzy nie ma, to nie ma. Sama z siebie nie wygeneruje nic. Jeśli PiS powie wicepremier – tu użyję popularnego w ostatnich dniach porównania rodem z zagrody nawiedzonej przez Jarosława Kaczyńskiego – że świnia to krowa, Szydło bez zająknięcia to powtórzy. Nie mam co do tego złudzeń.
Tak, Beata Szydło jest dla partii bezcenna. Można ją wykorzystać w obronie spraw beznadziejnych. Nigdy nie zawiedzie PiS i prezesa Kaczyńskiego.
W latach 90. ubiegłego wieku krążył dowcip, w którym Japończycy dopytywali Polaków, jak udało im się stworzyć humanoidalnego robota. Chodziło o Waldemara Pawlaka. Skośnookich inżynierów fascynować miało to, że w ludzką powłokę naszym informatykom udało się upchnąć scalaki powodujące, że robot nie tylko mówi, ale inteligencją przewyższa wielu rozmówców zrodzonych w naturalny sposób.
Japończycy byli rozczarowani, gdy dowiedzieli się, że ówczesny szef PSL to jednak człowiek, tyle że z kamienną twarzą.
Goście z Azji powinni wpaść do nas jeszcze raz. Mam poważne podejrzenia, że tym razem naszym programistom naprawdę się udało. Stworzyli doskonałego robota humanoidalnego. Dotychczas tylko raz zawiodło jego oprogramowanie. Było to wtedy, gdy robot wykrzykiwał w Sejmie, że "te pieniądze im się należały".
Błąd oprogramowania – wszystko na to wskazuje - jest już usunięty: "Ta propozycja jest dobra, ta propozycja jest dobra, ta pro...".