Wideo z nocy poślubnej
Babcia z sepiowego portretu ślubnego przewróciłaby się w grobie, gdyby wiedziała, że jej wnuczka zażyczyła sobie film wideo z nocy poślubnej. Coraz więcej par ma ochotę na taką pamiątkę.
23.09.2004 | aktual.: 23.09.2004 11:51
Dorota urodziła się w Radomsku i zawsze miała kompleks prowincji. Wyjechała na studia do Łodzi, tam poznała Sławka i tam chciała wziąć ślub, ale rodzina nalegała na tradycyjną uroczystość w rodzinnym miasteczku. Dorota ustąpiła i niemal w tym samym momencie wpadła na ekstrawagancki pomysł.
- Wiedziałam, że w krajach skandynawskich nagrywanie nocy poślubnej nie należy do rzadkości. Sławek bez trudu dał się przekonać. Umówiliśmy się tylko, że nie powiemy o niczym rodzicom. Wynajęliśmy operatora do rejestrowania całej uroczystości i zapytaliśmy go, czy będzie nam towarzyszyć także podczas nocy poślubnej. Był zaskoczony, ale się zgodził. Wszystko działo się w pięknym hotelowym pokoju ze świecami i muzyką. Operator wyszedł na chwilę, żebyśmy mogli się rozebrać. Kiedy wskoczyliśmy do łóżka, zawołaliśmy go z powrotem. Nie czułam wstydu. Raczej martwiłam się, czy wszystko dobrze wypadnie.
To tylko praca
Adam Dąbrowski, wideooperator z Radomska, ma ponad 50 lat i kilkunastoletni staż w zawodzie. Ślub Doroty to był jego "pierwszy raz". - Miałem opory. Duża była, kurka wodna, konsternacja. Jestem raczej staroświecki i wstydliwy. Ale klient nasz pan. Sam Dąbrowski raczej nie proponuje młodej parze takich usług. To młodzi wychodzą z inicjatywą. Najczęściej od razu wiedzą, czego chcą, czasami pomysł rodzi się dopiero w czasie zabawy, na weselu. - Zaczyna się od jakiegoś żartu, luźnej propozycji, ale to nie jest, proszę pani, żadne porno, tylko kilkanaście minut ładnych erotycznych zdjęć.
Zwykle akcja filmu rozgrywa się w hotelowym pokoju. Pan Adam podpowiada, jakie należy przynieść rekwizyty. Konieczne są świece, muzyka dla stworzenia intymnego nastroju i jakaś cienka muślinowa tkanina. - Zawsze na początku wychodzę na chwilę, żeby para mogła się przygotować. Kiedy wracam, leżą już w łóżku, zwykle nakryci muślinem. Rzucam kilka wskazówek, filmuję grę wstępną, a potem zamykam drzwi i pa, pa... Czasami pytam: macie państwo jakieś inne pomysły? Ale na sam stosunek nie zostaję nigdy, czułbym się jak drugi partner. Nie patrzę też na młodą wzrokiem przyzywającym, nie podniecam się. Na ładne ciało, owszem, miło spojrzeć, ale na tym koniec. To tylko praca.
Na tej pracy pan Adam zarabia dodatkowo 200 złotych. Rejestracja całej uroczystości ślubu i wesela kosztuje u niego około tysiąca złotych. Film przegrywa na kasetę wideo albo DVD i oddaje klientom, nigdy nie zostawia sobie kopii. - Chodzi o zaufanie - tłumaczy.
Boom na tabu
Filmowaniem intymnych momentów rzadko są zainteresowani ludzie ze wsi czy małych miasteczek. Jak twierdzi Dąbrowski, większą odwagę mają ci, którzy liznęli już innego życia. Dorota chciała przełamać nudny małomiasteczkowy stereotyp. Jej koleżanka zamówiła podobny film po prostu na pamiątkę. - Cały czas byłam w bieliźnie. Odsłoniłam tylko ramiona i biust. Przed nagraniem pooglądałam trochę artystycznych aktów i delikatnych filmów erotycznych. Oboje z mężem odegraliśmy te sceny bardzo fajnie. Została superpamiątka.
Oporów nie mieli, bo żyją ze sobą od lat, znają doskonale ciała i bez problemu mogli sobie pozwolić na trochę luzu przed kamerą. Na razie film oglądali bez świadków i nie planują pokazywania go komukolwiek. Krzysztof Pawelec prowadzi nieźle prosperujący zakład fotograficzny. Zdjęcia nocy poślubnych robi od lat, ale jak mówi, dopiero teraz jest na to prawdziwy boom. Także jego zleceniodawcy zgłaszają się sami i od początku wiedzą, czego chcą. Ta przyjemność kosztuje 800 złotych. - Czasem robi się delikatny sofcik, a czasem hard - uśmiecha się Pawelec. Do pokoju hotelowego wkracza zawsze o umówionej godzinie bez pukania. - Chodzi o to, żeby para była już rozkręcona, w akcji. Raz się zdarzyło, że facet nie stanął na wysokości zadania i zmiękł, jak mnie zobaczył.
Zdaniem fotografa jego klienci to ludzie, którzy lubią pokazywać się nago, a obecność trzeciej osoby stanowi dla nich dodatkową podnietę. Seksuolog Piotr Brykalski uważa, że uzasadnienie jest dużo prostsze. W dobie kultury obrazka nie istniejemy, dopóki nas nie pokażą. Wszechobecny kult ciała obliguje do prezentowania tego, co uważamy za pociągające, ładne i często z takim mozołem wypracowane w fitness clubach czy solariach.
Zdaniem psycholog Zuzanny Celmer od dłuższego czasu obserwujemy znaczne przesunięcie społecznego i obyczajowego tabu w kulturze masowej. Wystarczy przypomnieć programy telewizyjne z założenia oparte na podglądaniu cudzych zachowań, ujawnianie najdrobniejszych szczegółów swojego życia, w tym również intymnych upodobań, przez sztucznie kreowanych idoli w różnego typu pisemkach czy nachalną i prymitywną seksualizację niektórych portali internetowych i reklam. Trudno się zatem dziwić, że dla ludzi pojmujących egzystencję zgodnie z serialowym mottem ,życie jest nowelą" filmowanie wszystkich jego aspektów jest jak najbardziej uprawnione.
Michał Stańczak, fotograf, dostał propozycję zrobienia rozbieranych zdjęć ślubnych, ale jej nie przyjął. - To byli zupełnie normalni, fajni młodzi ludzie. Poprosili, żebym po weselu poszedł z nimi do pokoju. Potraktowali mnie po prostu jak lekarza. Dlaczego się nie zgodziłem? Nie wiem, może byłem za bardzo zaskoczony, nieprzygotowany. Stańczak na co dzień zajmuje się fotografią ślubno-weselną i - jak mówi - właśnie w tych niecodziennych okolicznościach wyraźnie widać, że ludzie stają się coraz odważniejsi.
Akty ślubne nie są niczym nowym dla artysty fotografika Krzysztofa Niesporka. Wielokrotnie aranżował takie sesje w swoim studiu. Zaczęło się od wystawy, na której pokazał ,rozebrane zdjęcia" zaprzyjaźnionej młodej pary. Potem nowożeńcy sami zaczęli się do niego zgłaszać. - Zwykle poprzez zdjęcia opowiadaliśmy jakąś historię, na przykład przymiarki sukni ślubnej. Młoda para zawsze przychodziła do mnie z własnej inicjatywy, pewnie dlatego nie było mowy o przełamywaniu wstydu.
Etnograf doktor Barbara Ogrodowska nie jest zdziwiona tempem, w jakim zmienia się ślubna obyczajowość. - Mogę się w tych zmianach dopatrzyć nawet pewnych analogii do dawnego obyczaju pokładzin. W przeszłości był to bardzo ważny element uroczystości weselnych, tyle że intencje młodych znacznie się chyba różniły od dzisiejszych. Od dawnych czasów istniała pewna jawność konsumpcji aktu małżeńskiego. Wprawdzie nie asystowano małżonkom podczas samego pożycia, ale nawet na królewskich dworach ten akt odbywał się za cienką zasłoną, żeby dworzanie mieli dowód na królewską krew potomka. Na wsiach pokładziny były świadectwem dziewictwa panny młodej i sprawności prokreacyjnej pana młodego.
W czasach, w których bezustannie mamy do czynienia z nagością, intymność przestaje być tabu. Stale towarzyszy nam przełamywanie kolejnych barier, przesuwanie granic poczucia wstydu. Zdaniem socjolog doktor Beaty Łaciak nie powinno nas to zaskakiwać, skoro osoby publiczne trafiają na okładki ,Playboya", a osoby niepubliczne cierpią, że nie mogą się tam znaleźć.
Ekstrawagancje na luzie
Jeszcze 20, 30 lat temu podstawowymi problemami młodej pary były strój, jedzenie i miejsce wesela. Dziś priorytetem jest stworzenie niezapomnianego widowiska. Od dawna nikomu już nie chodzi o utrwalenie autentycznych przeżyć, ale o stworzenie efektownej fasady. Dzisiejszy ślub jest tym bardziej udany, im większy towarzyszy mu luz i im bardziej jest oryginalny. Firmy zajmujące się kompleksowym przygotowaniem ceremonii ślubnych usiłują nadążyć za potrzebami klientów, a czasem nawet je uprzedzić. Mają więc w ofercie niemal wszystko: od zaręczyn, przez wieczór panieński, ślub, wesele, poprawiny, aż po podróż poślubną. Mogą urozmaicić weselną uroczystość tańcem brzucha, występem mima czy prezentacją laserową. Na rodzinną intymność nie zostaje wiele miejsca.
Za komfort przerzucenia obowiązków na profesjonalną firmę trzeba jednak odpowiednio zapłacić. W zależności od typu restauracji, menu i liczby gości cena waha się od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Najczęściej w pakiet kompleksowych usług ślubno-weselnych wchodzą obok kateringu tak zwana florystka - osoba zajmująca się ozdabianiem sali kwiatami, fotograf i oprawa muzyczna. Coraz częściej młoda para, w tym także jej męska połowa, decyduje się na profesjonalny makijaż wykonany przez wizażystkę - taki zabieg może kosztować od 80 do 250 złotych.
Luz i ekstrawagancja zaczynają być wyraźnie widoczne w ślubnej modzie. ,Bądź wyzwolona i pociągająca" - reklamuje się jedna z firm sprowadzających suknie ślubne z Francji. Nagie ramiona i odsłonięte plecy nikogo już nie dziwią. Choć jeszcze niedawno na drodze do ołtarza ramiona obowiązkowo należało przykryć szalem, a ręce zasłonić długimi rękawiczkami.
Dziś moda przesycona jest erotyzmem. Nadszedł czas delikatnej perwersji. - W tym roku każda kolekcja ślubna pokaże zestaw, w którym po odpięciu dłuższej części spódnicy panna młoda zostanie w króciutkiej, dopasowanej do ciała sukieneczce. Popularne stają się też projekty tak zwanej podwójnej długości: mini z przodu, a z tyłu długi tren sukni - opisuje nowe tendencje Danuta Cymerman z salonu Tylko Ona. Suknie ślubne, zwłaszcza w dużych miastach, rzadko przypominają przysłowiowe bezy. Coraz częściej szyte są z lejących, miękkich tkanin swobodnie opinających ciało. Wyraźnie zarysowane piersi, widoczne pod cienką tkaniną sutki, gołe plecy i kolana już wkrótce wpiszą się w kanon ślubnej mody.
Oryginalnie ma być także na zaproszeniu. - Ludzie odchodzą od typowych gotowców. Mój ostatni klient zażyczył sobie skan rzeźby Michała Anioła, poprzedni umieścił na zaproszeniu zdjęcia swojej przyszłej żony i ich wspólnych dzieci - opowiada pracownica firmy Kartalia Marzena Ćwiklak.
Sarmacje na szwedzkiej ławie
Istnieje jednak kanon weselny wspólny dla nas i naszych przodków. Weselisko musi być wystawne. Powinno być obficie i różnorodnie. Jeśli miałoby wypaść słabo, to lepiej, żeby nie było go wcale. W dużych miastach wesela organizowane są najczęściej w restauracjach, na wsiach tylko jedna para na pięćdziesiąt decyduje się na zamówienie gotowego jedzenia. Mimo to jadłospis w obu wypadkach bywa podobny. Renesans przeżywa kuchnia staropolska. Jak mówi socjolog Joanna Ćmigielska zajmująca się badaniem kulinarnych obyczajów weselnych, wyraźnie widać modę na typowo polską biesiadę.
W dużych miastach i poza nimi rozluźniają się weselne obyczaje. Do rzadkości należy już jeden wspólny stół. Wszyscy stawiają na wygodę i swobodę, dlatego także na wsiach powszechny stał się zwyczaj samodzielnego serwowania sobie jadła i trunku ustawionych na bocznych ławach. Z tradycyjnych zwyczajów zachowało się właściwie jedynie witanie młodej pary chlebem i solą, czasem przenoszenie panny przez próg.
Może to i lepiej, skoro większość symboli zatraciła już pierwotne znaczenie. Dawniej uroczystości weselne były widowiskiem, być może i dziś nie zatraciły swojego teatralnego charakteru, tyle że starostę weselnego zastąpił specjalista od eventów, a świadectwo nocy poślubnej daje operator kamery wideo.
URSZULA HOLLANEK