Widacki zeznawał w procesie, jaki wytoczył Wassermannowi o zniesławienie
Adwokat Jan Widacki zeznawał przed Sądem Okręgowym w Krakowie w procesie cywilnym, jaki wytoczył ministrowi koordynatorowi służb specjalnych Zbigniewowi Wassermannowi o naruszenie dóbr osobistych.
Proces w tej sprawie, który rozpoczął się w marcu 2005 r., zmierza do końca. Do sądu dotarły już protokoły zeznań świadków, przesłuchanych za granicą w ramach pomocy prawnej. Chodzi m.in. o rodzinę i współpracowników Jeremiasza Barańskiego "Baraniny" w Austrii i świadka w aferze paliwowej Andrzeja Czyżewskiego z Niemiec. Na następnej rozprawie w maju sąd wysłucha jeszcze pozwanego Zbigniewa Wassermanna.
Widacki domaga się sprostowania w mediach informacji o jego rzekomym wspieraniu i współpracy z fundacją "Bezpieczna Służba" oraz o powiązaniach z gangsterem "Baraniną". Chce także, by poseł Zbigniew Wassermann wpłacił 15 tys. zł na Papieską Fundację "Dzieło Nowego Tysiąclecia".
Zdaniem Jana Widackiego, do naruszenia jego dóbr osobistych doszło w listopadzie 2004 roku podczas posiedzeń komisji śledczej ds. PKN Orlen. Minister Zbigniew Wassermann zarzucił wtedy Widackiemu, występującemu jako pełnomocnik Jana Kulczyka, że gdy na początku lat 90. był wiceministrem SW, przy pomocy ministerstwa powstała fundacja "Bezpieczna Służba". W skład jej władz weszły m.in. żona i siostra Jeremiasza Barańskiego.
Zeznający w styczniu 2005 roku przed komisją śledczą ds. PKN Orlen mec. Jan Widacki powiedział, że jego udział w tworzeniu fundacji "Bezpieczna Służba" na etapie rejestrowania był "legalny i dopuszczalny". Zaznaczył też, że to sąd, a nie minister zarejestrował fundację.
Jak zeznawał Widacki, pod koniec 1990 r. przyszedł do niego człowiek o nazwisku Herszman, który proponował mu założenie fundacji. We władzach fundacji nie było Jeremiasza Barańskiego, który zresztą - jak podkreślał Widacki - nie był wtedy znany polskim organom ścigania. Dodał, że nie znał też ukrytych celów działania fundacji, tj. realizacji prywatnych interesów jej założycieli, o których mówił Zbigniew Wassermann.
Podkreślał, że jego rola ograniczyła się jedynie do polecenia, by jeden z urzędników pomógł napisać fundacji statut, do czego zobowiązywało go wtedy obowiązujące prawo. Zdaniem Widackiego, nie było także potrzeby sprawdzania założycieli "Bezpiecznej Służby".