WHO ostrzega przed powrotem wirusa. A w Polsce mamy duży problem. "Przestaliśmy wierzyć w COVID-19"
- Mamy duży problem, bo ludzie przestali wierzyć w COVID-19 i zachowują się tak, jakby go nie było. W Polsce nie było tak dramatycznej sytuacji jak np. we Włoszech. I ludzie nie są świadomi tego, co może się wydarzyć - mówi Wirtualnej Polsce wirusolog, prof. Włodzimierz Gut.
27.06.2020 | aktual.: 27.06.2020 19:11
WHO kilka dni temu ostrzegała, że w Europie jest 11 państw, w których istnieje niebezpieczeństwo wymknięcia się spod kontroli wzrostu zakażeń koronawirusem. Według dr Hans Kluge, dyrektora WHO w Europie, kraje powinny przygotować się na kolejne fale epidemii koronawirusa, jeśli szczepionka nie zostanie wynaleziona.
Na całym świecie zakażonych koronawirusem jest teraz ponad 9,7 mln osób. A z powodu zakażenia zmarło do tej pory 492 tys. osób. W jakiej sytuacji na tle świata i Europy znajduje się Polska? I co dalej z epidemią koronawirusa? Wirtualna Polska zapytała o to wirusologa, prof. Włodzimierza Guta.
Wirusolog: Krzywa powinna spadać od połowy kwietnia
Jak tłumaczy ekspert, nasz kraj na tle reszty Europy ma niską częstotliwość nowych zakażeń. - Ale jednocześnie krzywa zakażeń utrzymuje się cały czas na stałym poziomie. A od połowy kwietnia powinna już spadać - mówi prof. Gut.
Według naszego rozmówcy teraz epidemia koronawirusa przeszła w endemię, co oznacza, że jedna osoba chora zakaża średnio jedną osobę zdrową. W takiej sytuacji nie nakręca się spirala zakażeń, a służbie zdrowia nie grozi paraliż.
Jeżeli jeden chory zakaża średnio więcej niż jedną osobę, wtedy robi się niebezpiecznie. W Chinach na początku epidemii jeden chory człowiek zakażał średnio od dwóch do trzech innych osób.
- Liczba zakażeń się obniżyła, czekamy na zakończenie niebezpiecznej sytuacji na Śląsku - mówi prof. Włodzimierz Gut. - Ale musimy zwracać uwagę nie tylko na sam wskaźnik reprodukcji zakażeń, bo może on być dynamiczny. Jeżeli jednego dnia mamy dużą liczbę zakażeń, to osoby, które mają koronawirusa, przez kolejne kilka dni mogą zakazić jeszcze więcej osób. Dlatego spadki trzeba obserwować w odstępie kilku dni - przekonuje.
Jak tłumaczy prof. Gut, wskaźnik zakażeń powinien być trochę lepszy: - W ostatnich dniach mamy stabilizację zachorowań, mamy ich o jedną czwartą mniej. Do tej pory przybywało około 500-600 chorych osób dziennie. Teraz mamy ich około 200-300 - dodaje.
Na weselach nie jesteśmy w stanie wychwycić, kto kogo zakaził
Według wirusologa, największym problem w Polsce są teraz ogniska epidemii, które mogą pojawić się m.in. na weselach.
- Jeżeli odbywa się wesele, a na nim pojawia się jedna osoba zakażona i potem wszyscy się rozjeżdżają, to pojawia się spory problem, bo nie jesteśmy w stanie uchwycić tych, którzy znaleźli się w ognisku epidemii. A oni też powinni odbyć kwarantannę lub być leczeni w izolacji - mówi prof. Gut. - To tak zwana transmisja pozioma. Jeżeli jesteśmy w stanie to wychwycić, to możemy zahamować rozwój epidemii. Ważne, aby zwrócić uwagę na ogniska środowiskowe w miejscu pracy - dodaje.
Do tej pory największe wykryte ogniska epidemii w Polsce znajdują się w kopalniach i w fabryce mebli w Wielkopolsce. A sanepidy szukają osób, które brały udział w procesjach Bożego Ciała, weselach, komuniach czy pogrzebach, na których pojawiły się osoby zakażone COVID-19.
Problem pojawia się też w miejscowościach turystycznych. Od kilku dni zamkniętych na kwarantannie w hotelu w Rewalu przebywa ponad 50 osób. - To sytuacja związana z wyjazdami na wakacje. Jeżeli wszystkie osoby w ośrodku zostaną zamknięte na kwarantannie, to nie stanowi to problemu, bo od razu mamy kontrolę nad całą grupą. A nie tak, jak w przypadku wesela, gdzie wszyscy goście się rozjeżdżają i zakażają innych - komentuje prof. Włodzimierz Gut.
"Najważniejsze to zachować dystans"
Wirusolog zaleca, aby podczas wakacji zachowywać zasadę utrzymania odpowiedniego dystansu i zachować higienę osobistą. - Wtedy nic nie powinno się stać. Najważniejszy jest dystans i izolacja społeczna. Jeżeli będziemy się do tych zasad stosować, to może się okazać, że epidemia wygaśnie - mówi prof. Gut.
I dodaje: - Mamy małą częstotliwość zachorowań. Ale jednocześnie mamy duży problem, bo ludzie przestali wierzyć w COVID-19 i zachowują się tak, jakby go nie było. Ciężka praca sanepidów spowodowała, że w Polsce nie było tak dramatycznej sytuacji, jak na przykład we Włoszech. I ludzie nie są świadomi tego, co może się wydarzyć.
Czytaj też: Koronawirus. Raport z frontu, dzień piąty. Po omacku
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl