Weszła w życie "szybka ścieżka" dla ludzi z "listy Wildsteina"
Od środy Instytut Pamięci Narodowej może już wydawać zaświadczenia, czy zapis z "listy Wildsteina" odnosi się do określonej osoby. Tego dnia weszła w życie tzw. mała nowelizacja ustawy o IPN. Według prezesa IPN, przyspieszy ona rozpatrywanie ok. 20 tys. wniosków złożonych do IPN przez osoby z tej listy.
W styczniu ujawniono, że były już publicysta "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein udostępnił dziennikarzom listę katalogową IPN, na której znalazło się ponad 160 tys. nazwisk funkcjonariuszy oraz tajnych współpracowników służb specjalnych PRL, a także osób wytypowanych do współpracy (na liście są też osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN). Wkrótce potem lista znalazła się w internecie.
Wiele osób, które odnalazły się na liście (jest tam tylko imię i nazwisko, bez bliższych danych - PAP), nie było pewnych, czy to o nie chodzi, czy też to tylko przypadkowa zbieżność danych. Dlatego składały wnioski o dostęp do akt IPN w jedynym dostępnym trybie ustawowym, czyli tzw. zapytania o status pokrzywdzonego. Od 24 stycznia do połowy kwietnia do IPN wpłynęło ponad 20 tys. takich wniosków. Blisko 2 tys. z nich zostało już rozpatrzonych, ale rozpatrzenie wszystkich wniosków mogło trwać miesiącami.
Dlatego z inicjatywy IPN parlament przyjął w marcu tzw. małą nowelizację ustawy o IPN. Zapisano w niej, że w ciągu 14 dni IPN wydaje zaświadczenia stwierdzające, czy na liście jest rzeczywiście dana osoba, która wystąpiła do IPN. Na jej wniosek treść zaświadczenia można publikować w biuletynie informacji publicznej IPN. Zaświadczenie nie przesądza, czy dana osoba, jeśli to ona jest na liście, ma prawo do statusu pokrzywdzonego.
Prezes IPN Leon Kieres powiedział w środę PAP, że teraz, kiedy jest już podstawa prawna do wydawania zaświadczeń, rozpatrywanie wniosków będzie przyspieszone. Wiele osób czeka bowiem tylko na zaświadczenie, że zapis z listy ich nie dotyczy. Wtedy IPN nie będzie już musiał prowadzić dalej pracochłonnych sprawdzeń w swych archiwach na temat danej osoby - chyba że ona tego chce, np. jeśli to rzeczywiście ona jest na liście.
Obecnie do IPN wpływa już o wiele mniej wniosków o udostępnienie akt niż w styczniu czy lutym. Wtedy składano po 300 wniosków dziennie, dziś - ok. 20.
Ostatnio Kieres przeprosił wszystkich, którzy poczuli się dotknięci tym, że znaleźli się na tej liście.
Według sondażu CBOS, 47 proc. Polaków uważa, że dobrze się stało, że "lista Wildsteina" została upubliczniona. Przeciwnego zdania jest 34 proc.
Generalny inspektor ochrony danych osobowych Ewa Kulesza uznała w marcu, że IPN naruszył ustawę o ochronie danych osobowych i zapowiedziała złożenie do prokuratury zawiadomienia o przestępstwie. Według niej, IPN naruszył prawo nie zgłaszając zbiorów do rejestracji GIODO, a także nie zabezpieczając swej listy katalogowej przed kopiowaniem i dostępem osób nieupoważnionych. IPN odpiera te zarzuty.
Warszawska prokuratura prowadzi śledztwo, które ma ustalić, kto w IPN skopiował listę katalogową i udostępnił ją Wildsteinowi oraz kto w Instytucie odpowiada za brak zabezpieczenia jej przed takim skopiowaniem. Za oba czyny grozi do trzech lat więzienia.