Węgierska prasa alarmuje: to nie Orban ani Kaczyński zagrażają Brukseli, tylko partie skrajnej prawicy i lewicy
• Partie wyznające bardziej radykalne poglądy cieszą się obecnie większą popularnością
• Węgierka prasa uważa, że to ugrupowania skrajnej prawicy i lewicy zagrażają Brukseli
• Media głośno komentują wynik wyborów prezydenckich w Austrii
24.05.2016 | aktual.: 24.05.2016 14:20
To nie Viktor OrbanOrban czy Jarosław Kaczyński zagrażają władzy biurokratów w Brukseli, lecz coraz silniejsze partie skrajnej prawicy i lewicy - skomentował węgierski prawicowy dziennik "Magyar Idoek" wynik wyborów prezydenckich w Austrii.
Gazeta pisze na swoim portalu internetowym, że zachodnie gazety w rodzaju "New York Timesa" najchętniej kazałyby wierzyć czytelnikom, że w niektórych państwach Europy nastąpił koniec cywilizacji i że jest za to odpowiedzialny węgierski premier Orban.
"Magyar Idoek" pisze, odnosząc się do opinii zagranicznych gazet, że "Viktor Orban buduje państwo nieliberalne, puszcza z wzajemnością oko w stronę (skrajnie prawicowej partii) Jobbik i chrześcijańskie korzenie przedkłada nad prawa LGBT (przedstawicieli mniejszości seksualnych - przyp. red)". Węgierski dziennik pisze dalej, że "Putin, Erdogan, Kaczyński - wszyscy oni wywodzą się z jednego źródła. Jednak zachodnie gazety nie wiedzą lub nie chcą przyjąć do wiadomości, że obraz jest dużo bardziej skomplikowany.
Według "Magyar Idoek" austriaccy wyborcy odrzucili w istocie zużyty system polityczny, co niekoniecznie było zasługą kandydatów, którzy trafili do drugiej tury, a dużo bardziej wynikało z klęski partii rządzących. Dziennik wskazuje, że zachodnia prasa ma jednak rację, gdy pisze, że ruchy wyznające bardziej radykalne poglądy cieszą się obecnie większą popularnością niż kiedykolwiek.
"Nie ma już dziś w Europie takiego państwa, gdzie nie umacniałaby się partia skrajnie prawicowa lub skrajnie lewicowa.(...) W rzeczywistości wywodzą się one z jednego źródła. I w rzeczywistości to one zagrażają władzy brukselskich biurokratów i staremu porządkowi politycznemu, a nie Viktor Orban czy Jarosław Kaczyński" - podkreśla "Magyar Idoek".
Z kolei dziennik "Magyar Nemzet" ocenia, że na Węgrzech nie byłoby możliwe powtórzenie się sytuacji austriackiej, i to z wielu względów, poczynając od tego, że prezydent nie jest tu wybierany w wyborach powszechnych.
"Z jednej strony trudno sobie obecnie wyobrazić, by liberalno-zielonego Andrasa Schiffera poparli wszyscy, którzy brzydzą się Jobbikiem. Po drugie, wydaje się wykluczone, by taki układ (jak w Austrii) - na poziomie jawnie partyjnym - mógł w najbliższej przyszłości powstać" - czytamy.
Dziennik ocenia, że lider Jobbiku Gabor Vona nie ma możliwości porwania takich tłumów jak Norbert Hofer z prawicowo-populistycznej Austriackiej Partii Wolności (FPOe), o co postarał się m.in. Orban.
Do sytuacji na Węgrzech nawiązuje też w związku z austriackimi wyborami liberalny dziennik "Nepszabadsag", który pisze o Austrii głęboko podzielonej, "przeciętej na pół jak jabłko czy pomarańcza". "Teraz przed Van der Bellenem i całą polityczną elitą stoi zadanie, by spróbować jakoś te dwie połowy połączyć. Na wschód od Litawy (rzeki płynącej w Austrii i na Węgrzech - przyp. red.) to się na razie nie bardzo udaje" - czytamy.