We Włoszech wybuchła afera z podsłuchiwaniem polityków
Na miesiąc przed wyborami parlamentarnymi we
Włoszech rozgorzała ożywiona dyskusja na temat wykrytej przez
prokuraturę afery z podsłuchiwaniem polityków w Rzymie. Aresztowano 16 osób - prywatnych detektywów,
policjantów i pracowników firmy telefonicznej.
10.03.2006 | aktual.: 10.03.2006 12:09
Według wstępnych ustaleń, przed ubiegłorocznymi wyborami samorządowymi podsłuchiwani byli kandydaci na stanowisko przewodniczącego zarządu stołecznego regionu Lacjum - reprezentująca prawicę Alessandra Mussolini oraz lewicowy przyszły zwycięzca wyborów Piero Marrazzo. Oskarżenia o wydanie polecenia podsłuchiwania padają pod adresem poprzedniego szefa władz wykonawczych Lacjum, a obecnie ministra zdrowia Francesco Storace z Sojuszu Narodowego.
W całej aferze, o której obszernie pisze w piątek włoska prasa pewne jest tylko to, że prywatni detektywi nadali śledzonym przez siebie politykom włoskie imiona rozrabiających kuzynów kaczora Donalda: "Qui" dla Marrazzo i "Quo" dla wnuczki Benito Mussoliniego. W ujawnionych przez prasę zapisach rozmów z zimy 2005 roku detektywi powołują się także na rozmowy ze zwierzchnikiem o pseudonimie "Sadełko". Jak się podkreśla, wszystko wskazuje na to, że chodzi o kończącego wówczas swą kadencję szefa władz regionu Francesco Storace. Zarzuca mu się, że chciał zdyskredytować swych konkurentów w wyborach i wzmocnić swoje szanse na zwycięstwo. Wybory jednak przegrał i wkrótce został ministrem zdrowia. Teraz zaś Storace stanowczo odrzuca oskarżenia, nazywając je kalumniami.
Politycy wszystkich opcji domagają się pełnego wyjaśnienia afery, której już nadano nazwę "Laziogate".
Żąda tego także zwierzchnik Storace, premier Silvio Berlusconi. Szef rządu zapewnił, że zrobi wszystko, by została ujawniona cała prawda na ten temat. Niedopuszczalne jest nawet snucie hipotez na temat wykorzystywania sprawowanej władzy dla celów walki politycznej- oświadczył Berlusconi. Podczas gdy politycy centroprawicowej koalicji apelują o ostrożność, opozycyjna lewica domaga się natychmiastowego ustąpienia Storace.
Lewicowy dziennik "La Repubblica" wyraża przekonanie, że ta kolejna afera w koalicji - po skandalu z koszulką z karykaturą Mahometa, noszoną przez byłego już ministra do spraw reform Roberto Calderolego i włączeniu do współpracy politycznej z rządzącą Forza Italia ludzi o jawnie faszystowskich poglądach - może w zasadniczy sposób wpłynąć na decyzję wszystkich tych wyborców, którzy nie wiedzą jeszcze, na kogo głosować.
Według sondaży, centrolewicowa opozycja pod wodzą Romano Prodiego ma niewielką przewagę (około 3-4%) nad blokiem Dom Wolności Silvio Berlusconiego.
Sylwia Wysocka