PolskaWciąż łatwo można kupić dopalacze

Wciąż łatwo można kupić dopalacze

Dostaliśmy informację, że wciąż łatwo można kupić zakazane dopalacze. Fakt to sprawdził. Okazuje się, że wystarczy znać adres i mieć 50 złotych, by bez problemu nabyć narkotyki. Najczęściej w ofercie są pochodne amfetaminy i marihuany. A sprzedawcy śmiertelnie niebezpiecznych substancji wciąż są bezkarni i drwią sobie z prawa.

Wciąż łatwo można kupić dopalacze
Źródło zdjęć: © Edytor | Tomasz Griessgraber

06.08.2013 | aktual.: 06.08.2013 08:12

Pod sklepem w centrum Rybnika na Śląsku, pod sklepem z tzw. śmiesznymi rzeczami, kręcą się tłumy nastolatków. Nikt jednak nie kupuje plastikowych odpustowych gadżetów, które kurzą się w gablotkach. Młodzież doskonale wie, o co poprosić sprzedawczynię. Dzieciaki ściszonym głosem proszą o „Pomarańczowy Żar”, „Złoty Płomień”, albo kostkę zapachową do bidetu. To dopalacze. Płacą w małym kantorku 30 zł i wychodzą do pobliskiego parku. Tam siadają na ławce i zażywają narkotyki. Opakowania po zakazanych substancjach walają się w każdym kącie parku.

Nam też bez trudu udało się kupić „Złoty Płomień”. Reporterka Faktu: – Chciałam kupić saszetkę dla chłopaka na urodziny. Koleżanka mówiła, że to ta pomarańczowa. Sprzedawczyni: –Tylko że teraz tego nie ma, będzie za pięć dni. F. – Za pięć dni to za późno. Wezmę „Złoty Płomień”. S. – Tylko że to jest w formie tego, no... ( porozumiewawcze spojrzenie)... suszu. F. – O.K. S. – To jest bez naklejki, no bo wiesz...

Zapłaciliśmy 50 zł za niepozorną torebeczkę.Faktycznie, w środku, wbrew temu, co jest napisane na opakowaniu (środek służący do zabarwienia płomienia w kominku), był susz, identyczny jak marihuana. Z tym, że paląc „Pomarańczowy Płomień” nie mamy żadnej gwarancji, że to naturalne konopie indyjskie. Może to być cokolwiek, co wywoła w młodym organizmie tzw. „odlot”, ale może szybko zakończyć się śmiercią! Przecież tak już było – i wtedy rząd powziął nagłą akcję walki z dopalaczami.

Niestety, akcja skończyła się dość szybko, a sklepy jak ten w Rybniku wyrastają jak grzyby po deszczu. Właściciele płacą karę i otwierają sklep ponownie, zmieniając nazwy preparatów. Czy musi dojść do kolejnego zgonu, aby ktoś przestał przymykać oczy na handel śmiercią? – Dopóki nie zmieni się ustawa o zapobieganiu narkomanii i w spisie narkotyków nie znajdą się też te substancje, które sprzedawane są jako tzw. dopalacze, mamy związane ręce – mówi Katarzyna Malcherczyk (41 l.) z rybnickiego sanepidu. – Na sklep w Rybniku nałożyliśmy już tyle kar, że łącznie mają wartość 590 tys. zł. Jednak właściciel nic nie robi sobie ani z kar, ani z naszych kontroli. Policja nic nie może zrobić, a my kręcimy się w kółko, to jak zabawa w kotka i myszkę. Kontaktu z właścicielem nie da się nawiązać, bo zmienia adresy i nazwy firmy, a substancje też choć ciągle są te same, zmieniają tylko nazwy na opakowaniach.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (32)