"Washington Post" o Hongkongu: taktyka czekania nie zadziała
Władze Chin powinny wykazać się elastycznością w sprawie Hongkongu, np. dymisjonując szefa administracji lub rozpoczynając prawdziwe negocjacje. Taktyka, polegająca na czekaniu aż protestujący znikną, nie zadziała - pisze dziennik "Washington Post".
Prodemokratyczne demonstracje w Hongkongu trwają - częściowo z powodu sposobu, w jaki reagują na nie władze. "WP" ten sposób nazywa autodestrukcyjnym. Co najmniej dwa razy miasteczka namiotowe w centrum miasta zaczynały się kurczyć. W odpowiedzi władze wysłały na miejsce policję lub grupy bandytów, tak jak w poniedziałek i wtorek, lub nagle zrywały negocjacje, na które wcześniej się zgodziły, co miało miejsce w ubiegłym tygodniu. W obu przypadkach demonstranci wrócili na ulice i wznieśli nowe blokady.
Obecna administracja Leunga Chun-yinga ma tylko dwie odpowiedzi dla tych, którzy domagają się prawdziwie demokratycznych wyborów przyszłego szefa lokalnych władz. Pierwszą jest apel do studentów i ich zwolenników, by rozeszli się do domów i pogodzili się z tym, że nie ma szans na ustępstwa ze strony komunistycznych władz Chin. Drugą odpowiedzią jest używanie siły i grożenie jeszcze bardziej stanowczymi działaniami. - Ani jedna, ani druga taktyka nie daje możliwości zakończenia kryzysu w taki sposób, który zwiększyłby stabilność polityczną Hongkongu, uspokoił inwestorów lub zapobiegł dalszym wstrząsom - pisze dziennik.
Według "WP" koszty nieugiętości władz stale rosną. Odrzucona została możliwość pełnego wdrażania modelu "jeden kraj, dwa systemy", który Hongkongowi obiecał były przywódca Chin Deng Xiaoping. Umożliwiłoby to rozkwit 7-milionowej metropolii oraz dałoby mocny argument zwolennikom zjednoczenia Tajwanu z Chinami - podkreśla "WP". Władze zraziły też do siebie młode pokolenie Hongkończyków, które najpewniej będzie bardziej wrogo nastawione do Pekinu niż umiarkowani liberałowie, którzy byliby faworytami wolnych wyborów.
Co zrobić, by "chińskie marzenie" trwało?
Jeśli reżim zdecyduje się brutalnie stłumić demonstracje, może to zainspirować protesty w innych krajach, wywołać gwałtowną reakcję w Chinach kontynentalnych i rozwiać "chińskie marzenie", które obiecał prezydent Xi Jinping zanim jeszcze je zdefiniował. Aby tego uniknąć, Xi musi wykazać pewną elastyczność i pójść na ustępstwa. Według "WP" zdymisjonowanie Leunga usatysfakcjonowałoby wielu protestujących, podczas gdy innym wystarczyłyby prowadzone w dobrej wierze negocjacje z hongkońską administracją. - Nawet jeśli procedury dotyczące wyborów nowego szefa w 2017 roku mają się nie zmienić, to możliwe są inne ustępstwa, np. kroki by następne głosowanie było bardziej demokratyczne - podkreśla waszyngtoński dziennik.
Nie zadziała z kolei taktyka prowadząca do tego, by demonstranci i ich żądania znikli. - Ostatni miesiąc wzmocnił tożsamość Hongkongu jako miejsca, w którym obywatele są gotowi stawić opór dyktatowi Pekinu i miejsca, które dąży do demokracji - zaznacza "WP". - To Xi może określić, ile zawirowań Hongkong będzie musiał znieść po drodze - konkluduje "WP" i apeluje do chińskiego prezydenta, by włączył się w rozmowy z młodymi ludźmi na barykadach.