Warzecha: "Godek z płaczem skarżyła się na złego Mazurka. Zapłakała też Konfederacja" (Opinia)
Jeśli wchodzi się do polityki, trzeba mieć grubą skórę i być przygotowanym na nieprzyjemne sytuacje. A także na spotkanie z dociekliwymi i ostrymi dziennikarzami. Kaja Godek po spotkaniu z Robertem Mazurkiem z płaczem pobiegła na skargę do kolegów z Konfederacji, a ci podnieśli larum. Nie wróży to dobrze formacji Janusza Korwin-Mikke i Roberta Winnickiego.
Rozmowy Roberta Mazurka z politykami – prasowe czy w RMF – są swego rodzaju zagadką. Jeśli idzie się do Mazurka, istnieje duże prawdopodobieństwo, że skończy się na tarczy, a nawet na noszach, gdy Mazurkowi znowu uda się z rozmówcy zrobić idiotę (przy wydatnym współudziale gościa). Chętnych do uprawiania tego ryzykownego sportu nie brakuje. Choć są wyjątki - na rozmowę z Mazurkiem nie godzi się choćby Jarosław Kaczyński. Wie, co robi.
Konfederacja - niby razem, a wiele ich dzieli
Nie ma pewności, czy Kaja Godek wiedziała, co robi, gdy przychodziła do RMF. Godek, znana jako aktywistka jednego tematu – sprzeciwu wobec aborcji – jakiś czas temu dołączyła do sojuszu Ruchu Narodowego, partii KORWiN, Liroya, Marka Jakubiaka i Grzegorza Brauna. Razem te środowiska utworzyły Konfederację.
Konfederacja przebojem sondaży nie podbija (jest w nich od niedawna). W jednym z ostatnich, dotyczącym szans w wyborach do Parlamentu Europejskiego, dostała 3 procent. Trzeba jednak przyznać, że jest konsekwentnie ignorowana głównie przez media publiczne. Nic dziwnego, skoro może odebrać PiS kilka procent, których Jarosławowi Kaczyńskiemu może zabraknąć jesienią, aby nadal samodzielnie rządzić. Konfederacja odegrałaby rolę podobną, jak w 2015 roku Razem wobec SLD. Partia Zandberga odebrała SLD i sprawiła, że Sojusz do Sejmu nie wszedł.
Konfederacja uderza w PiS w kilku słabych punktach. Wytyka przede wszystkim politykę zagraniczną (zdaniem polityków tej formacji, uległą wobec USA i kapitulancką wobec Izraela), wpuszczanie do Polski imigrantów ekonomicznych, a także niedotrzymanie obietnicy zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych. Czyli zachodzi PiS od prawej strony.
Problem w tym, że Konfederacja jest konglomeratem spójnym tylko odrobinę bardziej niż Koalicja Europejska. Znaleźć niegdysiejsze wzajemne oskarżenia dzisiejszych sprzymierzeńców jest banalnie łatwo. Na przykład jeszcze w styczniu ubiegłego roku Marek Jakubiak mówił o Robercie Winnickim i Krzysztofie Bosaku, komentując manifestację narodowców przed ambasadą Izraela: "Bosak i Winnicki chcą zaistnieć politycznie w sposób bardzo błędny. Ryzykują całym postrzeganiem narodu polskiego. Czasem trzeba odpuścić, ja wiem, że polityczny egocentryzm jest zakorzeniony u każdego, ale trzeba mieć trochę wyobraźni politycznej. Nie można egocentrycznie patrzeć na własne interesy polityczne".
Z kolei w 2015 roku Winnicki mówił, że obecność Liroya w klubie Kukiz ’15 jest "dość problematyczna" i nie był zachwycony współpracą z nim.
A o zaostrzeniu zakazu aborcji Jakubiak w 2016 roku mówił tak: "Jak większość posłów Kukiz 15, uważam, że w 1993 roku został zawarty kompromis pomiędzy obywatelami, Kościołem, rządem i różnego rodzaju środowiskami. Ten kompromis trwa wiele lat. I jest dobrze. Nie ma u nas dowolności aborcyjnej. Nie ma też całkowitego zakazu aborcji. Jest kompromis. I trzeba go szanować".
Dziś wspólną platformą dla środowisk tworzących Konfederację – choć co do tego też nie można mieć pełnego przekonania, bo nie wszyscy członkowie Konfederacji się na ten temat wypowiadali – jest opowiedzenie się za wystąpieniem Polski z UE. Co do innych spraw – nie ma pewności.
Obnażona niewiedza Kai Godek
Wróćmy do Kai Godek, której działalność zresztą bardzo szanuję, ale nie o niej tu mowa. Godek w ramiona Narodowców, Korwina i innych wepchnął sam PiS, który kluczył i mącił w kwestii wprowadzenia do ustawy antyaborcyjnej zakazu aborcji eugenicznej. Wywołał tym zresztą również irytację części polskiego episkopatu. Dziś Godek już całkiem wprost krytykuje PiS z tego właśnie powodu. Widać, że straciła całkowicie nadzieję, że ugrupowanie Kaczyńskiego wypełni swoje obietnice w tej sprawie.
I tu pojawia się Robert Mazurek, który potraktował Godek tak, jak innych rozmówców: uderzył w słabe punkty. Znalazł przynajmniej dwa.
Pierwszy to kompetencje antyaborcyjnej aktywistki w sprawach europejskich, drugi to spójność ideowa Konfederacji (której brak opisałem).
Mazurek spytał Godek o różnicę między Radą Europejską (zgromadzenie szefów państw i rządów UE) a Radą Unii Europejskiej (zgromadzenie ministrów państw UE). Godek nie znała odpowiedzi. Nie różniła się tym zapewne od większości kandydatów, zwłaszcza debiutantów. Nie zmienia to faktu, że to podstawowa wiedza i należałoby ją mieć, jeśli traktuje się wyborców poważnie. Zapewne można funkcjonować w PE i bez niej, ale tylko rozumiejąc, jak działa system unijnej legislacji i kto bierze w nim udział, można działać w pełni świadomie.
Mazurek przytoczył też cytaty z Janusza Korwin-Mikkego, który określał dzieci niepełnosprawne umysłowo jako "debili". Tak się zaś składa, że Godek jest matką dziecka z zespołem Downa. Można się zastanawiać, czy nie było to ze strony Mazurka niedelikatne, ale atakując cytatami z koalicjanta pokazał, że w Konfederacji istnieje problem zgodności ideowej.
Godek nie umiała się odnaleźć również i w tej kwestii.
Naszych biją - to jak PiS z czasów opozycji
Politycy Konfederacji i zwolennicy tej formacji zareagowali na wywiad świętym oburzeniem.
Wiceprezes partii KORWiN Sławomir Mentzen napisał: "Redaktor Mazurek jest niezwykle inteligentny, doskonale rozumie czego i z jakich przyczyn się dopuścił. Jeżeli doda się do tego aż trzy prześmiewcze wzmianki o Konfederacji w rubryce Gmyza i Goćka w Do Rzeczy, sprawa staje się zupełnie jasna. Stratedzy PiS uznali, że nie da się nas już dłużej przemilczeć, więc trzeba nas zniszczyć. W tym celu sympatyzujący z władzą dziennikarze posuwać się będą do największych nawet podłości, zapomną o elementarnej kulturze osobistej i zachowywać się będą jak najgorsi propagandyści. Niezwykle przykre, że wykorzystać dał się do tego Robert Mazurek, okrywając się po prostu hańbą".
Krótko: niegodziwi pisowscy dziennikarze są w spisku, podyktowanym przez "złego Kaczora", i dostali zlecenie na biedną Kaję Godek oraz całą Konfederację.
Pomijam to, że trzeba się wykazać naprawdę bujną wyobraźnią, żeby uznać, że Mazurek wypełnia zlecenia PiS. Pomijam również, że obrażanie się na to, co pojawia się w satyryczno-plotkarskiej rubryce Gmyza i Goćka, jest świadectwem zdziecinnienia.
Najważniejsze, że ton wypowiedzi Mentzena jako żywo przypomina PiS z jego najsłabszych lat w opozycji. Wtedy politycy PiS - w tym sam Jarosław Kaczyński - standardowo narzekali na „złe media”. To one miały być winne wszystkiemu: kolejnym przegranym PiS, słabym notowaniom, postrzeganiu PiS jako partii obciachowej.
Owszem, media PiS nie kochały, tak jak nie kochają Konfederacji. Tyle że nie najlepsze świadectwo wystawia sobie polityk, który nie potrafi grać z mediami takimi, jakie są. Narzekania na napastliwych dziennikarzy przypominają tłumaczenia słabej drużyny piłkarskiej: a to było za zimno, a to padał deszcz, a to połowa zawodników miała katar albo kibice przeciwnika za głośno krzyczeli. I jeszcze piłka była krzywa, a sędzia przekupiony. To niepoważne.
Dzisiaj Konfederacja wchodzi w te same buty. Jej politycy narzekają, że nie ma ich w mediach, ale kiedy dostają zaproszenie, nie umieją sobie poradzić. Wobec czego podnoszą raban, że nie oni są winni, ale dziennikarz, który postawił rozmówczynię w kłopotliwej sytuacji. Cóż, od tego jest dziennikarz (o czym można faktycznie zapomnieć, oglądając służalcze rozmowy z politykami PiS w publicznej telewizji). Nie przypominam sobie, żeby członkowie Konfederacji mieli do Mazurka pretensję, gdy dociskał wicepremiera Glińskiego w sprawie Europejskiego Centrum Solidarności albo maglował Macieja Świrskiego jeszcze jako wiceprezesa Polskiej Fundacji Narodowej. Nie w porządku okazało się dopiero "maglowanie" pani Godek. Jeśli ktoś miałby wątpliwości, jak nazywa się takie zjawisko, to odpowiadam: kalizm.
Klasowy mięczak powinien wrócić do przedszkola
Kaja Godek zamiast się obrażać, powinna najpierw uświadomić sobie, że wejście do polityki to coś całkiem innego niż zajmowanie się jednym tematem w organizacji pozarządowej i naprawdę spotkanie z Robertem Mazurkiem może się jej wkrótce jawić jako miła pogawędka przy kawie w porównaniu z tym, co ją jeszcze czeka. O ile zdecyduje się polityką nadal zajmować. Bo jeśli tak, to niech nie liczy na taryfę ulgową. Nie ma do niej żadnego tytułu.
Jeśli zaś nadal będzie chciała w polityce brać udział mimo świadomości, w co się pakuje – ma czas i możliwości, żeby poprawić swoje błędy i następnym razem przygotować się znacznie lepiej. Chyba że Konfederacja zamierza w takich razach przybierać pozę skrzywdzonego klasowego mięczaka, płaczącego w kącie i skarżącego się, że popchnął go zły Mazurek. Gdyby tak miało to wyglądać, to niech Godek, Winnicki, Liroy, Mentzen i cała reszta wracają do przedszkola, bo do polityki się nie nadają.