Wstydliwy i swędzący problem. Wszawica w warszawskich przedszkolach
Nie ma znaczenia, czy wasze dziecko uczęszcza do wiejskiej podstawówki, czy stołecznego przedszkola, czy to szkoła prywatna, czy państwowa. Obecnie wszawica dotknąć może każdego
Mojego dziecka to nie dotyczy!
Być może nie każdy rodzic zdaje sobie sprawę, że w przedszkolu czy szkole, do którego uczęszcza jego dziecko, mogą pojawić się wszy. Niektórzy nawet nie dopuszczają do siebie takiej myśli. Jedni ze strachu, a inni ze wstydu. Zdarza się nawet, że rodzice dziecka, które jako pierwsze wniosło wszy do przedszkola, są oburzeni i o zarażenie oskarżają placówkę.
- W naszym przedszkolu mieliśmy taki przypadek, że jedna dziewczynka przyszła z wszami i reszta dzieci zaraziła się w bardzo krótkim czasie. Dziewczynka nie pochodzi z biednego domu ani z patologicznej rodziny. Wręcz przeciwnie, jej rodzice są bardzo wymagający względem np. naszej palcówki. Gdy ich poinformowaliśmy, o tym, że dziewczynka zaraziła inne dzieci, zrobili nam awanturę i kategorycznie zaprzeczyli tym doniesieniom. Nie byli w stanie w to uwierzyć, nawet kiedy zostało im to udowodnione - mówi właścicielka prywatnego przedszkola w Warszawie .
Wszy to bieda i margines?
Większość ludzi sądzi, że problem wszawicy dotyczy tylko osób z ubogich rodzin. Prawda jest jednak taka, że wsza nie rozróżnia bogatych i biednych. Zarazić może się każdy. Wszawica to choroba zakaźna, ale wsza to pasożyt, który nie umie latać, ani skakać. Dlatego nie można się nie zarazić w sklepie, czy na spacerze, ale np. w małej grupie przedszkolnej, szkole czy w domu gdzie dzieci są blisko siebie. Czasem podczas leżakowania stykają się głowami, w trakcie zabawy na powietrzu wymieniają się czapkami, lub korzystają z tych samych przyborów do włosów. Trudno więc zapobiec szybkiemu ich rozprzestrzenianiu.
- Powodem posiadania wszy nie jest jak wszyscy zakładają brudna głowa. Poprzez kontakt z nosicielem, zarazić może się każdy - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Maja Zawiślak, pielęgniarka. I wyjaśnia: "te pasożyty żywią się krwią i dzięki temu składają jajeczka".
- Objawy to swędzenie głowy i karku. Jeśli są podejrzenia, że to wesz, to trzeba dokładnie sprawdzić głowę i zastosować preparaty dostępne w aptece. Problem pojawia się w sytuacji, kiedy wszy złożą jajeczka. Bo te wyglądają jak łupież i są dużo mocniej przytwierdzone. Wszy występują najczęściej za uszami i z tyłu głowy tuż nad karkiem. Dorosłe osobniki widoczne są gołym okiem mogą być przeźroczyste lub czarne i wyglądają jak ziarenka sezamu - tłumaczy pielęgniarka.
Statystyki
Nie wiadomo, ile dzieci rocznie zmaga się z problemem wszawicy głowowej. Statystyki nie są prowadzone, ponieważ ta choroba została wykreślona z listy chorób zakaźnych. Z danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego wynika, że jeszcze do niedawna problem wszawicy rósł z roku na rok w całym kraju. W 2005 roku zanotowano 620 przypadków, w 2006 r. - 897, a w 2007 aż 2261.
Aktualnie placówki edukacyjne nie mają obowiązku informowania służb sanitarnych o przypadkach zachorowań.
Przedszkola mają związane ręce
Skuteczna walka z wszawicą w placówkach edukacyjnych jest praktycznie niemożliwa. Za sprawą ministra zdrowia, który w 2003 roku zniósł obowiązek kontroli higieny uczniów w szkołach i przedszkolach. Oznacza to, że od tego czasu inspektor sanitarny nie może wydać decyzji o zakazie uczestnictwa zakażonego dziecka w zajęciach. A ponieważ kontrola higieny została uznana przez Instytut Matki i Dziecka za "pogwałcenie praw dziecka", może być wykonana tylko za zgodą lub na prośbę rodzica.
- My nauczyciele nie możemy sprawdzać głów dzieciom. Nie możemy wkraczać w ich strefę intymną - opowiada Wirtualnej Polsce wychowawczyni ze stołecznego państwowego przedszkola. I tłumaczy, że jeśli przedszkole otrzyma sygnał od rodziców, że wykryto u dziecka wszy, wówczas wywieszana jest informację na tablicy. - Piszemy, że mamy w przedszkolu taki problem i prosimy innych rodziców o częste sprawdzanie czystości głów swoich dzieci i ich nie przyprowadzanie. Ewentualnie tworzymy listę dzieci z objawami i zgłaszamy prośbę o zgodę rodziców na przegląd głów - mówi. Wychowawczyni zwraca uwagę, że "sprawa jest jednak bardzo delikatna". - Ludzie bardzo się tego wstydzą i czasem w ogóle do tego nie przyznają - opowiada.
Jak pozbyć się intruzów?
Nie ma złotego środka, aby zapobiec zarażeniu. Jeżeli zauważymy, że dziecko podejrzanie drapie się po głowie, należy koniecznie to sprawdzić. Najlepiej robić przedziałki palcami i przeczesywać włosy co 1-2 cm. Wszy skupiają się za uszami i z tyłu głowy - od tych miejsc należy zacząć kontrolę. Jeżeli nasze przypuszczenie się potwierdzi, należy jak najszybciej zacząć leczenie. W aptece dostępne są preparaty w postaci pianki, płynu lub szamponu dostosowane do wieku dziecka. Kuracji powinni poddać się wszyscy członkowie rodziny. Czy takie postępowanie wystarczy i uchroni nas przed nawrotem choroby? Zapytaliśmy o to warszawskiego pediatrę.
- Po zastosowaniu kuracji chemicznej wyginą tylko dorosłe osobniki. Niestety trzeba jeszcze pozbyć się jaj, a to o wiele trudniejsze - wyjaśnia lekarz. I zaznacza, że jeśli tego nie zrobimy problem szybko powróci. - Jaja wesz wyczesujemy specjalnym, przeznaczonym do tego grzebieniem dostępnym w aptece. Równocześnie do leczenia, należy przeprowadzić w domu coś w rodzaju "dezynfekcji". Ponieważ wszy są wstanie przeżyć poza głową człowieka, nawet do dwóch dni, wskazane jest więc pranie i gruntowne sprzątnięcie mieszkania - zaleca pediatra.
Dlatego bardzo ważne, aby uprać uprać w temperaturze nie niższej niż 60 stopni, a po skończonym odkurzaniu, zabezpieczyć worek z odkurzacza i jak najszybciej się go pozbyć.
Ostrzeż dziecko
Warto też wytłumaczyć dziecku, że ze względów higienicznych nie należy pożyczać koleżankom i kolegom czapek i akcesoriów do pielęgnacji włosów. Opowiadając dziecku dokładnie, na czym polega ta choroba i na co powinno zwracać uwagę, zwiększamy szanse, że świadome dziecko szybciej poinformuje nas o swędzącej głowie.
Walka z tym problemem przypomina trochę walkę z wiatrakami. Byłaby o wiele skuteczniejsza, gdyby rodzice dokładnie obserwowali zachowanie dzieci, a po wykryciu nieprawidłowości zatrzymywali je w domu i przeprowadzali leczenie, zamiast udawać, że problem ich nie dotyczy.
Paulina Malinowska, Wirtualna Polska
Przeczytajcie też: Rodzice trafią do sądu, bo dzieci mają wszy?