RegionalneWarszawaWarszawiacy są do du.y!

Warszawiacy są do du.y!

Trzy trzydziestolatki opowiadają nam o mieszkańcach stolicy. "Strzelają focha częściej niż warszawianki, a w łóżku - beznadzieja"

Warszawiacy są do du.y!

09.01.2014 07:00

W Warszawie znalezienie zdrowego na umyśle partnera graniczy z cudem - mówią nam trzy dziewczyny, które spotkaliśmy w jednym ze stołecznych klubów. Warszawiacy - przynajmniej według nich - dzielą się na trzy gatunki: "Kogucika", "Prezesa" i "Studenta-pierdołę". Żaden z nich nie nadaje się na stałego partnera.

Obecnie nawet jedna trzecia małżeństw w stolicy kończy się rozwodem, do tego coraz więcej młodych małżeństw rozpada się w pierwszych latach wspólnego życia. Skąd tak wiele krótkotrwałych związków? Być może problem leży w małej liczbie mężczyzn. Na 100 warszawiaków przypada w stolicy 112 warszawianek. Jednak mieszkanki naszego miasta są lepiej wykształcone. Prawda jest taka, że o ile mężczyzna jest w stanie związać z kobietą mniej wykształconą, dziewczyna po studiach rzadko wiąże się z robotnikiem. Więc mamy w stolicy (nie) mały problem.

O tym, jacy są mieszkańcy stolicy rozmawiamy z Sylwią, Weroniką i Martą: trzema wykształconymi, pięknymi i... samotnymi dziewczynami.

Jacy są warszawiacy? Jednym słowem proszę.

Sylwia: - Beznadziejni (śmiech)
Weronika: - Przewidywalni
Marta: - Kiepscy w łóżku

Ależ dziewczyny! Skąd takie drastyczne opnie?

Sylwia: Sorry, ale jestem rodowitą warszawianką, taką z dziada pradziada. Kiedy widzę, jak "nowy" warszawiak, w kiepskich lub brudnych butach tłumaczy komuś w Zakopanem, że jest ze stolicy, niedobrze mi się robi. Słoma na kilometr wystaje, koleś mówi, że jest z Warszawy, a jedyne co potrafi to nachlać się jak świnia. Naprawdę trudno mieć w takim przypadku inną opinię, prawda?
Weronika: Nie jest ważne skąd jest, tylko co sobą reprezentuje. Może być i rodowity, ale jeśli jest dupkiem, to jest tylko rodowitym dupkiem.
Marta: Od wielu lat nie trafiłam na porządnego faceta. To znaczy znam takich, owszem, jednak są oni już ojcami. Trudno zresztą, żeby nie byli. Jak mówi stare powiedzenie, jeśli spotykasz fajnego faceta w wieku trzydziestu paru lat i ten facet jest przystojny, błyskotliwy do tego sam, to oznacza, że ten facet... ma już chłopaka.

Niemożliwe, że nie trafiłyście nigdy na tego jedynego lub takiego, który ma to "coś"...

Sylwia: Oczywiście, że trafiałyśmy, wciąż trafiamy. Tylko że oni często udają. Bardzo szybko i łatwo się zorientować, że takiemu facetowi chodzi mu wyłącznie o zdradę żony lub - co gorsza - o szybki ślub.

O szybki ślub?

Sylwia: Jasne! Czasy się zmieniają, kobiety się zmieniają, a faceci - nie. Warszawa różni się pod tym względem od innych miast. Dziewczyny ze stolicy nie są tu tak zaściankowe jak na prowincji. Chyba, że mówimy tu o tzw. niuniach, czyli blondynkach, które mają być i są tylko ładnym dodatkiem do pana z grubym portfelem. Wracając do tematu: faceci przyjeżdżają tu na studia, do pracy, zdobywają to dość szybko i mając lat trzydzieści lub nawet mniej, kawalerkę i kredyt na karku myślą, że odnieśli wielki sukces i są już życiowo spełnieni. Chcą się więc natychmiast żenić. Taki wiejski pragmatyzm.

A co ma kredyt do ożenku?

Sylwia: Sporo! Wspólne życie jest tańsze.
Weronika: Znam takich, co najchętniej znaleźliby cichą posłuszną, ale dobrze zarabiającą żonkę jeszcze przed wzięciem kredytu. Kupiliby mieszkanie na faceta, a żona niech pomaga spłacać. Tymczasem dziewczyna, jadąc do dużego miasta chce się rozwijać, robić karierę, trochę jeszcze poszaleć. W końcu wyjechała z małego miasta nie po to, by zachowywać się jak na prowincji.
Marta: Nie mam nic do facetów z prowincji, jednak rzeczywiście przywożą do stolicy wiele małomiasteczkowych stereotypów. Żona ma być cicha posłuszna. Kinder, Küche, Kirche jak mówią Niemcy, czyli dzieci, kuchnia i kościół. A te czasy już minęły. Facetom podobają się przebojowe dziewczyny, ale jak już taką zdobędą, próbują ją stłamsić, zamienić w kurę domową, ma być jak jego matka.

Jak więc dziewczyny takie jak Wy mają znaleźć sobie faceta na stałe?

Sylwia: Tak naprawdę mamy mało czasu. Bo praca i praca. Możliwości są tylko dwie: praca lub imprezy. Wśród znajomych karty są już raczej rozdane, mężczyźni pożenieni. W pracy to trochę śliska sprawa, bo swojego podwładnego przecież nie poderwę, a przy związku z szefem mogę być posądzona o robienie kariery przez łóżko, co się przecież tutaj non stop zdarza.
Weronika: Po trzydziestce to czeka się już tylko na drugą falę: rozwodników i wdowców (śmiech)
Marta: Głównie na imprezach weekendowych, w lokalach.

Których lokalach?

Marta: Trochę tego jest (śmiech). Opera, Enklawa, Platinium... są też inne. Niestety, w takich miejscach spotyka się trzy typy warszawiaków: "Kogucika", "prezesa" i "studenta-pierdołę". Wszystkie trzy to nie jest materiał na stały związek.

"Kogucika"?

Marta: To znaczy młodego, w miarę bogatego, raczej zadbanego chłopaka z własnym mieszkaniem i dobra pracą, którego jedynym celem w życiu jest robienie kariery, wspinanie się do góry, a poznana dziewczyna służy mu tylko do zaspokojenia własnych potrzeb. Kiedy mu zależy, "Kogucik" potrafi być szarmancki, romantyczny, zaprasza na wino i oczywiście do siebie. Za to rano chce się ciebie jak
najszybciej pozbyć. Taki nie myśli o stałym związku w ogóle. Myśli o pieniądzach. Żonę też pewnie kupi na giełdzie (śmiech).

A reszta?

"Prezes" to z reguły facet po czterdziestce. Od dawna szczęśliwie żonaty. Powiodło mu się, ma świetne stanowisko, drogi samochód, rodzinę i kryzys wieku średniego. Nie ma za to tego, co mają jego koledzy - młodej i atrakcyjnej kochanki. Pasującej do jego samochodu. Gotowej na każde skinienie. Taki prezes potrafi obiecywać niestworzone rzeczy: karierę, czasem sławę. Ale to tylko obietnice. Z gościem jest nawet fajna zabawa, bo stać go na wiele, ale dziewczyny powyżej 25 roku życia są już dla nie go zbyt stare. I zbyt mądre. Zabawa - tak. Ale nic więcej. Natomiast "student-pierdoła" to najczęściej spotykany typ w klubach. Nie chodzi o to czy studiuje, czy nie. To tylko nazwa. Chodzi o to, że zachowuje się jak student, czyli jak duże dziecko. Nie dba o siebie, nie potrafi ubrać. Chwali się gdzie nie był i czego nie robił, a tak naprawdę, jedyne co widział to zmywak w Londynie lub koncert w Proximie. To fajny rozmówca i słuchacz, jeśli tylko dziewczyna kupi sobie i jemu piwo. Ma ponad 30 lat i zasuwa za barem.
Jak się z takim wiązać? Takiemu wydaje się, że jest śmieszny, wydaje mu się że ma kasę lub że jest dobrym kochankiem.

No właśnie, a jacy warszawiacy są w łóżku?

Sylwia: No please... nie ma się czym chwalić.
Weronika: Krótkodystansowi (śmiech)
Marta: Przede wszystkim samolubni. Kobieta ma być niewolnicą, spełniającą jego najskrytsze marzenia, w zamian dostąpi ona zaszczytu obcowania z panem i władcą. Poza tym faceci posiadają mentalność pornograficzną. Życie seksualne naprawdę różni się od tego, co widzimy w filmach porno. Niestety panowie tego nie dostrzegają... lub nie chcą dostrzegać. Jest też duża grupa dziewcząt, która się na to zgadza.
Sylwia: Nie ma partnerstwa. Facet nie myśli o zaspokojeniu partnerki, myśli o sobie. Zresztą faceci tacy już są. Para wspólnie kupi samochód, to on mówi "moje auto", nawet jeśli to jego dziewczyna spłaca kredyt.
Weronika: Non stop się chwalą swoimi dokonaniami, nawet beznadziejnymi. To jest straszne.

Nieźle dowaliłyście warszawiakom. Naprawdę nie ma żadnej nadziei?

Sylwia: Bez przesady, wierzymy, że fajni faceci gdzieś w tym mieście są. W końcu to stolica. Może źle trafiamy? Może chodzimy do złych klubów? Może postawiłyśmy zbyt wysoko poprzeczkę? Tyle, że tak naprawdę wiele nie chcemy.

A czego chcecie? Jaki ma być ten wymarzony warszawiak?

Sylwia: Wystarczy dobry, uczciwy partner. Taki do wspólnego zamieszkania. Wykształcony, żeby było o czym rozmawiać wieczorami. Mający podobny pomysł na resztę życia. Rozumiejący kiedy jest czas na zabawę, a kiedy trzeba być poważnym.
Weronika: I niech taki facet będzie lekko wyluzowany, a nie spięty jak gumka w majtkach. To, że tańczę z innym nie oznacza, że mu zaraz wskoczę do łóżka. Warszawiacy potrafią częściej strzelać fochy niż warszawianki.
Marta: Dużo się ostatnio zmieniło, szczególnie w relacjach damsko-męskich. Sprawy idą w inną stronę, jest coraz lepiej. Mężczyźni zaczynają rozumieć, że czas typowego samca-alfy się kończy. Powoli zaczynają się zmieniać. Jednak zbyt wolno.
Weronika: W sumie karty już rozdane. Porządni trzydziestolatkowie mają już rodziny i dzieci. My, tak jak mówiłam wcześniej, czekamy już na drugą falę - rozwodników i wdowców. A póki co - szukamy dalej.

Powodzenia!

Dziewczyny nie zgodziły się na zrobienie sobie zdjęcia.

Obraz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)