Warszawa. SOR stał się kilkudniową poczekalnią
Rekordzista zakwalifikowany do leczenia szpitalnego czekał pięć dni na przyjęcie na oddział w Szpitalu Bielańskim. Niektórzy leżą, reszta pacjentów siedzi. Wszyscy muszą dostać się leczenie, jednak na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym zaczyna graniczyć to z cudem.
Fanpage "To nie z mojej karetki" prowadzony jest przez ratowników medycznych, którzy opisują realia swojej pracy. Regularnie nagłośniają dramatyczną sytuację panującą w szpitalach.
W sobotę ratownicy nie mogli dostarczyć chorych na oddziały ratunkowe w Warszawie. Liczba oczekujących na SOR była po prostu za duża. Rekordzistą okazał się Szpital Bielański, gdzie czekało 23 chorych. Sprawą zajął się program “Polska i Świat” w TVN 24.
Szpital próbuje się bronić
- Na SORze brakuje wolnych łóżek, personel nie jest w stanie fizycznie przejąć pacjentów od ZRM (zespołów ratownictwa medycznego) - jednocześnie sprawując stały nadzór nad pacjentami już znajdującymi się na SOR - napisali ratownicy
.
Zobacz także: Macierewicz lekceważąco o Kukizie. Riposta Halickiego: niech spojrzy na swoje otoczenie
Dyrekcja szpitala odniosła się do informacji.
- Była taka sytuacja, jednak pacjent był cały czas konsultowany, otrzymywał leki. Nie było żadnych zaniedbań, jeśli chodzi o opiekę na nad nim - twierdzi doktor Piotr Kryst, wicedyrektor Szpitala Bielańskiego do spraw lecznictwa.
Sytuacja powtórzyła się we wtorek, kiedy po zamknięciu oddziału wewnętrznego z 70 łóżkami, z powodu bakteryjnego zakażenia, czekało 18 pacjentów.
Urząd Wojewódzki studzi emocje
- Żeby rozwiązać sytuację, proszono Dysponentów Zespołów Ratownictwa Medycznego o uwzględnienie jego trudnej sytuacji podczas kierowania zespołów ratownictwa medycznego z pacjentami, którzy według wiedzy medycznej będą wymagać hospitalizacji w oddziałach internistycznych - napisał dziennikarzom Mazowiecki Urząd Wojewódzki, który odpowiedzialny jest za nadzór ratownictwa medycznego.
Czy to pomoże? Każdego dnia 100 osób zostaje przywożonych na SOR do Szpitala Bielańskiego. Ratownicy wstawili zdjęcie, na którym stan pacjentki monitorowano przy pomocy defibrylatora. Szpital skomentował, że takie zajście nie miało miejsca w ich placówce.
- Szpitalne oddziały ratunkowe są niedofinansowane, przez co nie ma odpowiedniej kadry. Brak również odpowiedniego sprzętu, dlatego bezpieczniej dla pacjenta byłoby leżeć na oddziale szpitalnym - mówi Bartek Fijałek, dawny pracownik bydgoskiego SOR-u.
Miejsc nadal brakuje
Do dramatycznej sytuacji odniosła się rzeczniczka pogotowia ratunkowego Elżbieta Weinzieher.
- Rzeczywiście w ostatnich dniach ratownicy medyczni na przekazanie pacjentów w Szpitalu Bielańskim czekają dłużej niż zwykle - przyznaje Weinzieher.
Źródło: TVN Warszawa