Warszawa. Róże dla Violetty i cud istnienia. Oaza działkowców w centrum stolicy
Zielony raj wpisany w miejskie arterie - tajemniczy ogród cudem ocalały spod ołówków planistów odbudowy stolicy i komputerowych symulacji deweloperów. Najstarsze w mieście Rodzinne Ogrody Działkowe dziś są nie tylko ukochanym zakątkiem gospodarujących tu działkowców, ale także jednym z najbardziej medialnych miejsc.
Nie tylko dlatego, że działki ROD Obrońców Pokoju, położone w centrum Warszawy, w kwadracie wyznaczonym Aleją Niepodległości i ulicami Odyńca, Racławicką i Wołoską, są gotowe na metamorfozy. Szybko potrafią zmienić się w plan filmowy, scenerię obrazującą renesans działek, znów stających się miejscem modnym, przedmiotem pożądania młodych rodzin, hipsterskim zakątkiem relaksu.
Taki skrawek przestrzeni - jeszcze niedawno miejsce dla emerytów uprawiających pietruszkę -to teraz jedno z największych marzeń tysięcy Polaków. Ceny spłachetka ziemi w Rodzinnych Ogrodach Działkowych poszybowały w górę. To efekt pandemii.
Nic więc dziwnego, że poruszające stały się medialne doniesienia opisujące spektakularną eksmisję z działki położonej w tych ogrodach starszej pani. Jak funkcjonują zatem działkowe społeczności, czy zakup ogrodu, który w praktyce nigdy nie stanie się w pełni własnością nabywcy, może być ryzykowny? Najlepiej sprawdzić u źródła.
Ogrody z historią. Jak kapsuła czasu
Zielony kwadrat, położony na Mokotowie, nie na uboczu lecz w sercu centralnej dzielnicy, to najstarsze ogrody w Warszawie i na Mazowszu, druga taka inicjatywa w Polsce. Powstały w 1902 roku jako konsekwencja nowego myślenia ówczesnych społeczników. Założycielka i pierwsza patronka, Kazimiera Proczek, orędowniczka poprawy bytu robotników i bezrobotnych, walczyła o zapewnienie niezamożnym dostępu do produkowania własnej żywnościowych na rozdawanej bezpłatnie uprawnej ziemi.
W pierwszych dekadach ogrody przy Alei Niepodległości znane były w Warszawie jako działki tramwajarzy. I nie były to tylko odrębne, małe poletka, ale teren działania zintegrowanej wspólnoty - powstała świetlica i plac na wspólne spotkania.
I to do dziś ważny fragment ROD. Wokół biur zarządu stoją drewniane stoły piknikowe, jest trawnik, na którym można wypoczywać, bawić się z dzieciakami, porozmawiać, zrobić plenerowe zebranie z pyszną kawą ze wspólnego ekspresu. - A lada moment powstanie zadaszony taras, by można było razem posiedzieć nawet w deszcz. I jeszcze stoły do gry w szachy - mówi Adam Lityński, prezes zarządu ROD przy Alei Niepodległości. - Chcemy, żeby to miejsce żyło, zapisało się w świadomości społeczności lokalnej jako wspólne dobro, z którego wszyscy możemy korzystać. Jesteśmy to winni wszystkim mieszkańcom Warszawy, którzy protestowali przeciwko likwidacji ogrodu.
Był bowiem taki moment, że wydawało się, że ta przedziwna enklawa nie ma racji bytu w centrum miasta. Dopiero wpisanie ROD Obrońców Pokoju 28 maja 2019 roku do ewidencji zabytków stolicy ucięło spekulacje na temat przyszłości obszaru od ponad stulecia służącego jako ogrody działkowe.
Odpadła wersja wskazująca ten cenny teren wymarzoną przestrzeń pod przyszłe inwestycje biurowo-mieszkaniowe, targowisko czy podziemny parking.
Teraz to obszar warszawiaków. Jako wspólne dobro
Wśród ścieżek przecinających burzę zieleni mogą swobodnie spacerować wszyscy. To rewolucyjna zmiana: przez wiele dekad ogrody działkowe przedstawiały się w naszych oczach jako niedostępne fortece. Za dnia nie można było obcym ich sforsować nawet dla skrócenia drogi; w nocy stawały się łatwym łupem złodziei.
Tu też tak było, ale do czasu. Teraz jest odwrotnie - w dzień ROD Obrońców Pokoju szeroko otwiera wszystkie swoje furtki. A nocą terenu strzeże pilnie oko kamery.
Monitoring to tylko pierwszy powiew zmian. Właśnie trwa tu wielka metamorfoza. Ogrodowe alejki są rozryte jak żołnierskie okopy, trwa wielka, rozwojowa inwestycja. Do altanek właśnie doprowadzana jest bieżąca woda, trwa budowa ogólnodostępnych toalet z prawdziwego zdarzenia.
Nie będzie problemu z zagotowaniem wody na herbatę w każdej altance czy zasilaniem kosiarki, jeszcze w tym roku działkowcy planują nową sieć energetyczną. Po zmroku drogę do furtki oświetlają latarnie. Będą ekologiczne zbiorniki na deszczówkę, ławki dla spacerowiczów a cieszący się ogromną popularnością plac piknikowy zostanie wyposażony w stoły do gry w szachy.
Te inwestycje są możliwe dzięki nakładom samych działkowców, miejskiej dotacji i dzięki wpisowym opłatom nowych użytkowników.
- Pandemiczny czas faktycznie przyniósł ogromny napływ chętnych. Ludzie docenili wartość kontaktu z przyrodą na swoim kawałku przestrzeni. Zainteresowanie nadal jest ogromne, ale wciąż są przestrzenie do wzięcia - mówi Adam Lityński, prezes zarządu ROD Obrońców Pokoju.
Nowi działkowi. Kolejne pokolenie znajduje siebie na działkach
Jeszcze dekadę temu było inaczej. Dominowało starsze pokolenie. Teraz przychodzą następni, pełni energii i z nowoczesnym podejściem. Muszą posprzątać to, co pozarastało, czasem zmierzyć się z dziwnymi instalacjami z kolczastych drutów, pozbyć się nagromadzonych „majątków”, poprzycinać, ponasadzać, rozświetlić, zmienić sposoby uprawy.
Tak z zieloną materią walczyła pani Ilona. Dwa lata temu przejęła zaniedbaną działkę z drzewami iglastymi poranionymi drutem. Nawet nigdy nie marzyła o swoim ogródku, myśl pojawiła się nagle. Dziś jest gospodynią bajecznej przestrzeni z domkiem jak z obrazka, sadzi zioła i może długo opowiadać o metamorfozach każdego zakątka jej działki.
"Nowi" działkowicze cieszą się swoją nową dziedziną i urządzają ją, tak jak pani Ilona, jak dzieło sztuki. Ale także seniorzy, jak mówi Adam Lityński, świecą przykładem, mają wzorcowe działki, które budzą respekt porządkiem. - To dzięki nim nasza młodzież zrywa bezużyteczne trawniki, zamieniając je w grządki warzywne i łąki kwietne. Pszczoły mają u nas raj. Grillowanie powoli przegrywa z rosnącą świadomością ekologiczną społeczeństwa. Starsi zasłużeni działkowcy dzielą się doświadczeniem z nowymi, którzy często są po prostu zagubieni na początku swej ogrodowej przygody - mówi prezes.
Rodzinne Ogrodu Działkowe. "Jeszcze się taki nie narodził"… Trudno zadowolić wszystkich
Ale nawet na obszarze niespełna 10 hektarów, mieszczących 280 działek, trudno czasem o zgodę i jednomyślność. Bo jedni widzą piękno w bujnych uprawach, drudzy nieugięci, pragną działki bez rzodkiewek i szczypiorku i chcą tylko równo przyciętej trawy. A jeszcze inni hodują busz, który jest źródłem inwazji chwastów na starannie wypielone przestrzenie obok.
- Mierzymy się z konfliktowymi sytuacjami i musimy dawać sobie radę z nieczystymi grami - mówi prezes Adam Lityński. - Pojawia się cwaniactwo. Ludzie przestają dbać o działki i tłumaczą to hodowaniem kwietnych łąk. Wiele ogródków jest zaśmieconych i zaniedbanych. Stan zdrowotny drzew i krzewów jest opłakany. Działki są zarośnięte. Ogród musi być dostępny dla wszystkich, nie tylko dla dysponujących prawem do działki.
Adam Lityński tłumaczy, że często zarząd musi wypowiadać umowy dzierżawy tym, którzy o działkę nie dbają lub gospodarują na niej w sposób sprzeczny z regulaminem. Gdy nie można znaleźć porozumienia, działka trafia do nowych użytkowników, którzy jednak muszą rozliczyć się finansowo z byłym działkowcem za pozostawione naniesienia i nasadzenia.
- Tak zdarzyło się ostatnio. Działkowiczka przez dwa lata odpisywała, że nie zgadza się z zarzutami. Już po wypowiedzeniu umowy dzierżawy, wywieziono stamtąd dwa kontenery odpadów, co potwierdza, że jednak podstawy były solidne, a działka okropnie zaśmiecona. To są sprawy bardzo trudne, jak w każdej społeczności bywają też drobne spory - relacjonują przedstawiciele zarządu.
"A poza tym"… Inaczej niż w piosence, na działkach dzieje się sporo
- Ostatni czas nie sprzyjał spotkaniom. Ale przedtem nasza społeczność chętnie świętowała razem andrzejki czy spędzała noc sylwestrową. Powitania Nowego Roku to były bale do piątej nad ranem. Przychodziło więcej mieszkańców okolicznych bloków niż samych działkowiczów. Mamy nadzieję, że gdy pandemia stanie się przeszłością, znów wrócimy do tych tradycji.
Ale z całą pewnością będzie w tym roku hucznie obchodzony Dzień Działkowca. Specjalnie na tę okoliczność zakupiono ogromnego grilla. Na pięćdziesiąt kiełbas, jak śmieje się pan Adam.
Mam już zaproszenie na to święto. Tymczasem znakiem czasów i śladem trwającej wspólnoty jest działkowe konto na Facebooku, służące wymianie informacji lepiej niż nowe oświetlone tablice ogłoszeń przy wejściach. Z internetu dowiaduję się właśnie, że piękne, wielkie serce z czerwonych róż z grządek na działkach z Alei Niepodległości znalazło się w rocznicę śmierci Violetty Villas na jej grobie.