RegionalneWarszawaWarszawa. "Nie lubię poniedziałku" ma pół wieku. Komedia, która się nie starzeje

Warszawa. "Nie lubię poniedziałku" ma pół wieku. Komedia, która się nie starzeje

Za pozbawianie nas lęku przed kolejnym nieuniknionym poniedziałkiem - taką nagrodę za całokształt twórczości otrzymał kilka lat temu Tadeusz Chmielewski podczas filmowego festiwalu. Bo jego komedia, której premierę widzowie obejrzeli 27 sierpnia 1971 roku, przez pięć dekad nie przestaje bawić. A na obraz filmowy, fantastycznie portretując stolicę, utrwalił jej młodość.

Warszawa. Kultowa komedia "Nie lubię poniedziałku" powstała pięćdziesiąt lat temu. I nadal może rozśmieszyć
Warszawa. Kultowa komedia "Nie lubię poniedziałku" powstała pięćdziesiąt lat temu. I nadal może rozśmieszyć

Reżyser mówił, że "Nie lubię poniedziałku" powstał, bo w szkole filmowej Antoni Bohdziewicz kazał mu zapisywać pomysły gagów. Trzeba było 20 lat i z tego notatnika powstało arcydzieło.

Z tego filmu każdy polski widz najlepiej pamięta Bohdana Łazukę, wracającego w poniedziałkowy poranek z różnych artystycznych ekscesów, grzecznie oddającego kluczyki od stylowego autka i przemieszczający się chwiejnym krokiem dalej na azymut szyn, przy użyciu korby tramwajowej.

Jednak to nie tylko ta historia stanowi o smaku produkcji. Opowieść o włoskim przedsiębiorcy, który przylatuje do Warszawy i od samego początku prześladuje go pech, jest przepyszna.

Bo wszyscy - prawie - mają tam pecha. Poniedziałek po prostu jest pechowy. Zwłaszcza w mieście, w którym każdy krok wymaga strategii. Bo rzucą papier toaletowy, bo zamkną przedszkole z powodu różyczki, bo brakuje treblinek do rolniczych maszyn w podwarszawskim pegeerze, bandytom nie udaje się napad, a amerykańskiego rodaka trudno wypatrzeć, więc zespół ludowy ma falstarty, czekając na "łonego".

Warszawa. "Nie lubię poniedziałku" ma pół wieku. Komedia, która się nie starzeje

Zanim jednak powstał ten najlepszy w dorobku Tadeusza Chmielewskiego film, reżyser zrobił w 1955 roku debiutancki "Ewa chce spać", potem "Walet pikowy". "Wiosna, panie sierżancie", miała powstać w 1958 roku, ale nosem kręcili decydenci, więc opowieść o poczciwym i prawym milicjancie powstała za późno i jako zbyt naiwna nie wzbudziła entuzjazmu.

I choć "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" (1969) to życiowe arcydzieło reżysera, żaden z jego filmów tak pięknie nie sportretował Warszawy. Nocnej, budzącej się o świcie w poniedziałek, w pełnym rozruchu i w wieczornym poniedziałkowym rozleniwieniu, które nie wyklucza miłosnych przygód i wzlotów, mimo całodziennego pecha bohaterów.

Źródło artykułu:wawalove.pl
warszawafilmkomedia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)