Wandale znów podpalili restaurację. Właściciele dostawali pogróżki
Wandale po raz kolejny podpalili restaurację "Gusto restauracja i winoteka" w podwarszawskim Mysiadle. Właściciele lokalu wcześniej dostawali pogróżki. Twierdzą, że policja z Lesznowoli nie reagowała. "Co musi się stać, żeby policja pomogła nam w tej sytuacji?" - pyta żona właściciela.
Żona właściciela restauracji poinformowała na Facebooku o kolejnym podpaleniu lokalu. Do pierwszego doszło 21 grudnia ubiegłego roku. Kilka dni temu wandale zaatakowali po raz kolejny. "Trzy tygodnie temu podaliśmy policji osobę, która naszym zdaniem w 100 procentach jest odpowiedzialna za te podpalenia. Niestety lesznowolska policja nie zrobiła z tym nic, co skutkowało drugim podpaleniem. Zastanawiamy się co musi się stać, żeby policja pomogła nam w tej sytuacji?" - napisała pokrzywdzona.
W ostatnim czasie ona i jej partenr dostawali pogróżki od mężczyzny, który remontował ich dom. - Podczas pracy nadużywał alkoholu, więc podziękowaliśmy mu za współpracę - mówi WawaLove żona wlasiciela lokalu.
Para zaplaciła mu 3 tys. zł za dotychczasową pracę, to jednak było dla niego niewystrczające. Zażądal 10 tys. zł. Gdy właściciele nie zgodzili się na poropozycję, zagroził, że podpali restaurację.
Kilka dni później do restauracji przyjechał kolega pracownika. "Jacek kazał Wam przekazać, że już zbiera ekipę i was spali” – miał powiedzieć meżczyzna do właścicieli.
Para zgłaszała oba podpalenia policji z Lesznowoli. Po pierwszym incydencie policja przesłuchała właściciela i świadka. - Zapoznałem się z materiałem, które świadczą o tym, że czynności były podejmowane. Policjant prowadzący sprawę wykonał takie czynności na jakie uważał za stosowne - tłumaczy naszej reporterce Jarosław Sawick z policji w Piasecznie. Jednak wtedy sprawcy nie złapano. Udało się to dopiero po drugim podpaleniu.
Zdaniem żony właściciela policja nie zajęła się należycie tą sprwą. - Absolutnie nic nie zostało wykonane. Byliśmy na spotkaniu z komendantem z Piaseczna i sam przyznał, że policja z Lesznowoli nie zrobiła kompletnie nic. Mało tego, świadek, który został przesłuchany był dowieziony przeze mnie i przez mojego partnera naszym samochodem. Gdyby nie my, to sądzę, że w ogóle nie zostałby przesłuchany. Nawet ja nie zostałam przesłuchana przez policję w Lesznowoli, a jestem osobą, która zna pewne fakty i jest poszkodowaną - wyjaśnia kobieta. Przesłuchali ją policjanci z Piaseczna.
Redakcja WawaLove próbowała skontaktować się bezpośrednio z policją w Lesznowoli, ale przkierowano nas do jednostki w Piasczenie.
Zobacz wideo: Potężny pożar w Radomiu
Z kolei oficer prasowy policji w Piasecznie Jarosław Sawicki zaprzecza doniesieniom. - To jest ocena tej pani. Mogę tylko powiedzieć, że każda nasza praca jest nadzorowana przez prokuraturę i jeżeli ktoś ma zastrzeżenia do tej pracy, w każdej chwili może złożyć zażalenie.