Tir wjechał między manifestujących. Interweniowała policja
Tego nikt się nie spodziewał.
Niecodzienny widok w Al. Ujazdowskich. Podczas przemarszu protestujących sprzed Pałacu Prezydenckiego do Sejmu wśród ludzi pojawił się tir. - Skrajna głupota - komentuje zachowanie kierowcy rzecznik stołecznej policji.
Do niecodziennego zdarzenia doszło w środę podczas nocnych protestów w pobliżu Sejmu. Manifestanci powoli zbierali się na Wiejskiej, gdy nagle na wyłączonych z ruchu alejach Ujazdowskich pojawił się... tir. - Ludzie na chwilę przystanęli, byli zdezorientowani - relacjonuje reporterka WawaLove.pl, która była na miejscu. - Protestujący zaczęli grać na wuwuzelach, a kierowca trąbił w rytm.
Po paru minutach na skrzyżowaniu ul. Pięknej z Al. Ujazdowskimi pojawiła się policja. Tir przystrojony polskimi flagami zatrzymał się pomiędzy ludźmi, kierowca wychylił się z okna i zaczął skandować razem z tłumem: "Wolność, równość, demokracja".
Jeden z policjantów wyszedł z radiowozu i stanął przed pojazdem, drugi próbował dostać się do szoferki. Protestujący krzyczeli coraz głośniej, wraz z nimi kierowca, który siedział w szoferce.
"Policja mogła użyć broni"
O ten incydent pytamy rzecznika prasowego stołeczenej policji podkom. Sylwestera Marczaka. - Ciągnik siodłowy wjechał bez naczepy w aleje Ujazdowskie, gdzie był ograniczony ruch pojazdów. W tym czasie z uwagi na to, że przemieszczali się tamtędy uczestnicy manifestacji sprzed Pałacu Prezydenckiego do parlamentu, ruch został wstrzymany - opowiada Marczak.
Dodaje, że kierowca tira twierdził w rozmowie z policjantami, że nie zrobił nic złego. - Jesteśmy innego zdania. W tej kwestii sporządzony zostanie wniosek o ukaranie, bo kierowca odmówił przyjęcia mandatu - mówi w rozmowie z WawaLove.pl rzecznik KSP.
Pytamy, w jaki sposób kierowcy ciągnika udało się wjechać w Al. Ujazdowski. - Pamiętajmy, że uczestnicy manifestacji przed Pałacem Prezydenckim podjęli spontaniczną decyzję, by przejść przed Sejm. To nie było uzgadniane, dlatego wyłączyliśmy ruch na skrzyżowaniach. Nie było możliwości, by ustawić zapory, bo po prostu nie było na to czasu - opowiada podkom. Sylwester Marczak.
- To była skrajna głupota - komentuje policjant zachowanie kierowcy. - Zlekceważył funkcjonariusza, który nakazywał mu zawrócenie i udanie się w przeciwnym kierunku. Po przejechaniu 200 metrów został zatrzymany, ale nie powinien tam się znaleźć ze względu na bezpieczeństwo innych, jak i swoje - tłumaczy Marczak i dodaje, że jakby kierowca przejechał jeszcze dalej, policjanci mieliby wszelkie podstawy, by użyć broni.
Przeczytajcie również: Areszt Śledczy przy Rakowieckiej. Znaleziono pierwsze ludzkie szczątki