Szef warszawskiej drukarni publikuje własną wersję wydarzeń. "Tak rodzi się hejt"
"Nasze racje i początkowe wyjaśnienia zostały prawie całkowicie pominięte."
13.03.2016 14:00
O sprawie szefa jednej z warszawskich drukarni zrobiło się głośno, gdy ten odmówił matce niepełnosprawnej Zuzi, która poprosiła o udzielenie rabatu na wydruk ulotek. Miała się na nich znajdować informacja, w jaki sposób można przekazać dziewczynce 1 proc. podatku od dochodu. O sprawie pisaliśmy tutaj.
Właściciel drukarni udzielił matce Zuzi odpowiedzi: "Niestety, ale nie pomożemy. Podobne apele bardzo się obecnie rozpowszechniły. Dostajemy ich w różnej formie kilkanaście tygodniowo. Nie nam oceniać ich wiarygodność, sytuację materialną czy sens płodzenia takich dzieci". W sieci zawrzało. Internauci zareagowali bardzo gwałtownie. Poprosiliśmy Macieja Szumskiego, podpisanego na liście do kobiety, o wypowiedź w tej sprawie. - Była to odpowiedź mocno niefortunna i ubolewamy nad tym - powiedział WawaLove.pl prezes drukarni. - Zdarzyło się i tyle. Głupio wyszło - dodał.
Na sprawę zareagował Maciej Zawadzki , pracownik firmy "Studio Horyzont". Zadeklarował, że wydrukuje Zuzi 5 tys. ulotek za symboliczną kwotę 1 zł. Pytany przez WawaLove.pl o powód, odpowiedział: - To, w jaki sposób potraktowano tę panią, to straszny wstyd. To dla nas jest absolutnie nie do przyjęcia. Postanowiliśmy zareagować.
"Tak rodzi się hejt"
Maciej Szumski, właściciel drukarni, która odmówiła pomocy mamie niepełnosprawnego dziecka, opublikował wyjaśnienie. Zatytułował je "Druga strona prawdy, czyli jak rodzi się hejt":
"W minionym tygodniu pojawiły się na różnych portalach informacje dotyczące potraktowania przeze mnie matki niepełnosprawnego dziecka. Oczywiście nikt z oceniających nie próbował nawet w części weryfikować całości zdarzenia podanego przez p. Beatę Olek. Zapewne z powodu powszechnie panującego stereotypu, że matka takiego dziecka posiada zawsze rację i mówi prawdę.
Zebranie poniższych faktów nie pozwalało na wcześniejszą publikację naszego stanowiska, bo jak wiadomo są to procesy czasochłonne.
Niestety, nasze racje i początkowe wyjaśnienia zostały prawie całkowicie pominięte, albo manipulowano nimi na różnych portalach z tytułu zapewnienia ich atrakcyjności, a co za tym idzie wpływów z reklam edytowanego przy okazji materiału. Pominięta została prawda o tym, że wytknęliśmy kobiecie wielokrotne narzucanie się nam drogą mailową, dwa niewybredne telefony z agresywną pretensją (potwierdzenie w bilingach) oraz ewidentne mijanie się z prawdą.
Po pierwsze z treści wysłanej przez p. Olek korespondencji mailowej wynika jasno że chodzi o wsparcie finansowe, a nie jakiś dodruk niewielkiej ilości ulotek zakamuflowany w treści. Nie zamieszczam tego maila ponieważ zgodnie z prawem nie udostępniamy korespondencji prywatnej.
Należy dodać, że w informacjach portalowych i sieciowych nigdzie nie zauważyłem załączonej całej korespondencji p. Olek z drukarnią tj. wysłanych do nas dwóch maili oraz informacji o wykonanych do nas telefonach. Potwierdza to wyłącznie wybiórcze i jednostronne przedstawianie informacji.
Kolejnym nieujawnionym elementem jest fakt, że 4-letnia córka nie jest jej jedynym dzieckiem, które wymaga specjalnej troski, są też inne w rodzinie.
P. Olek nie jest jak twierdzi osobą samotnie wychowującą niepełnosprawne dziecko. Jak udało się nam dowiedzieć jej małżonek pracuje w drukarni!!!
Informacje są potwierdzone, istnieje również kontakt z osobami, które podobnie jak my zetknęły się z „działalnością” p. Olek. Nam wiadomo było o tym znacznie wcześniej ze względu na fakt, że obecna rozsyłka próśb o wsparcie (z drukiem ulotek) stanowi jej kolejną.
Nie trzeba zapewne nikogo przekonywać, że zupełnie inaczej definiuje to całą sprawę i stawia następne pytania. Dlaczego podjętymi przez siebie świadomie decyzjami o posiadaniu potomstwa, próbuje obciążać innych, w tym również drukarnię, a w przypadku odmowy powoduje wykonanie opisanych telefonów z pouczeniami, pogróżkami i obelgami, uruchamiając następnie niebywałą falę nienawiści. Przecież ewentualne wsparcie darczyńcy jest elementem jego dobrej woli, a z pewnością nie musu. Każdy odpowiada za swoje decyzje, mnie swoimi porażkami nie przyszłoby do głowy kogokolwiek obciążać.
Należy również podnieść, że nigdy nie byliśmy wrogami osób niepełnosprawnych, wielu pomogliśmy i wspieramy finansowo. Wiemy, że chore dzieci rodzą się z wielu powodów.
Mamy jednak prawo do napiętnowania podawania nieprawdy w rozpowszechnionym ostatnio szeroko wyłudzaniu pomocy w sieci. W moim przekonaniu powinno to się odbywać wyłącznie poprzez profesjonalnie działające fundacje, będące w stanie ocenić zasadność pomocy osobie o nią występującej.
Przełożyło się to także na zawłaszczenie przez kogoś działającego w „słusznej sprawie” dwóch profili facebookowych: najpierw drukarni w zakładce promocje, gdzie zawieszono „odpowiedz drukarni na prośbę p. Olek” , a po zawieszeniu przez nas tego profilu zawłaszczono profilem mojego syna. Co tam zawieszono komentować nie zamierzam.
Zawłaszczenie czyimś kontem na Facebooku i podszywanie się pod czyjąś tożsamość nie jest oczywiście niczym nowym i nie stanowi obecnie problemu dla przeciętnego hakera, a w sieci opisane jest jak to wykonać. Oczywiście linku do tego nie podaję. Znamiennym pozostaje również fakt, że na zamieszczonym z niszową oglądalnością profilu syna „materiał” błyskawicznie został rozpowszechniony.
W moim przekonaniu masowe rozsyłanie hejtu, w tym przypadku jest postrzegane jako działanie mające celu całkowitego zniszczenia odmawiającej pomocy osoby, jej rodziny i firmy czyli kogoś mającego czelność kwestionowania poprawności informacji podanych przez matkę niepełnosprawnego dziecka. I pani Beata Olek w tym wyborze się nie zawahała. Wiadomo bowiem, że wprowadzenie takich informacji w szeroki wymiar portalowo- sieciowy, przekłada się dla osoby pokrzywdzonej znacznym elementem wsparcia, głównie finansowego.
Dziękuję z tego miejsca moim bliskim zwłaszcza Żonie, licznym Klientom i Współpracownikom a także Załodze drukarni za zrozumienie zaistniałej sytuacji, którzy wiedząc o napływie obelżywych komentarzy, o nic nas jak dotąd nie zapytali i darzyli nas w tych trudnych dla nas chwilach pełnym zaufaniem. Dziękuję również wszystkim innym osobom, również tym anonimowym, które drogą telefoniczną i mailową udzieliły nam swojego wsparcia, nie dając wiary w opisane okoliczności sprawy.
Wybaczam licznym, którzy obłożyli nas inwektywami i kilka dni nękali telefonicznie i mailowo, jak również tym, którzy wydali na nas zaocznie wyrok, i tym którzy wystawili nam negatywne opinie na stronie.
Niech będzie to przestrogą dla tych, którzy oceniają innych i wydają wyrok na podstawie jednostronnych informacji bez dania im możliwości obrony.
Niech będzie również przestrogą dla bezgranicznego zaufania portalom i zawieranym tam informacjom, jak również rozsyłanym masowo informacjom w sieci. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że powyższy opis niczego nie przesądza.
Co do syna Krzysztofa to pracuje w firmie nie mającą z drukarnią nic wspólnego.
Obecnie kontakt z nim mam mocno ograniczony ze względu na jego obecny stan psychiczny oraz fakt, że przenosi go częściowo na wywołanie przez nas tematu. Z jego wyjaśnień wynika, że pod wpływem obelżywych komentarzy wpis usunął, załączając przeprosiny. Jestem przekonany, że zadziałał słusznie, ale jego dalsza droga do oczyszczenia wizerunku powinna w moim przekonaniu iść w kierunku skierowanie sprawy do prokuratury, opinii biegłego, i być może ewentualnych czynności procesowych. Oczywiście uczyni, jak zechce.
Moje dalsze działania będą w pierwszej kolejności szły w kierunku zamieszczenia przedmiotowych wyjaśnień w elementach informacji portalowych, w charakterze sprostowania. Jeżeli spotka się to z odmową, ponieważ podane jednostronnie informacje nie zostały w pełni zweryfikowane przez zamieszczającego, przełoży się oczywiście na drogę prawną. W dalszej kolejności czeka ona również p. Beatę Olek, wyłącznie jednak w zakresie upubliczniania prywatnej korespondencji droga elektroniczną w celu niszczenia wizerunku.
Zapewne jednak p. Beata. Olek bez trudu znajdzie godnych siebie mecenasów, którzy to zdecydują się bronić „pokrzywdzonej”.
I żeby była całkowita jasność, pani Beata Olek niczego od nas nie dostała, bo dostać nie musiała. Wiedzieliśmy o tym, że podaje nieprawdę, próbując wsparcie dla siebie nachalnie egzekwować. Spotkała się więc z brutalną odpowiedzią. Reszty dokonał za nią hejt.
Jej aktywność medialną potwierdzają tylko zawarte powyżej tezy ze względu na fakt, że jak dotychczas ja jeszcze niczego nie wyjaśniałem, a p. Olek powiedziała w tej sprawie znacznie więcej, aniżeli faktycznie miało miejsce. Miała swoje 5 min. teraz już takiej szansy na promocję nie dostanie".
- Oświadczenie zostało opublikowane w całości z zachowaniem oryginalnej pisowni.