Szczęśniak: Jestem heteroseksualną, białą kobietą. I poszłam w Paradzie. Powiem wam, dlaczego [OPINIA]
Nie doświadczyłam w swoim życiu niepełnosprawności. Mieszkam w dużym mieście. Mam pracę. Jestem uprzywilejowana. Mam szczęście. I co roku idę w Paradzie Równości. Dzisiaj też byłam. Powiem Wam, dlaczego.
Bo idą tam moi przyjaciele, znajomi, sąsiedzi, koledzy i koleżanki z pracy. Paraduję dla nich i z nimi. Dla ludzi, którzy są mi bliscy.
Nie zawsze tak było. Kiedyś też maszerowałam ulicami, ale w kościelnych procesjach, modliłam się pod krzyżami, uczestniczyłam w "majowym". I wydawało mi się, że wszyscy są tacy, jak ja. A jak nie są, to znaczy, że coś z nimi jest nie tak.
I nagle szok. Chłopak, który polecił mi tyle świetnych lektur, okazuje się gejem, a koleżanka, z którą tak super się gada - lesbijką. Ale to jeszcze nie wystarczyło, żebym zaczęła głośno bronić ich praw. Wszystko zmienił rok 2004. To wtedy po raz pierwszy w stronę uczestników Marszu Tolerancji w Krakowie poleciały kamienie. I mnie taki kamień symbolicznie też uderzył w głowę: tam mogli być moi przyjaciele. Ktoś jest gotów im przyłożyć tylko za to, że chcą chodzić na randki, tak samo jak ja? Że chcą się całować, kochać, móc na kogoś liczyć, wypłakiwać się w kogoś, budzić się z kimś? Serio?
W tym samym roku Lech Kaczyński zakazał Parady w Warszawie. I znów coś trafiło mnie w głowę: ktoś mówi moim przyjaciołom "schowajcie się, nie pokazujcie się, nie jesteście tu mile widziani". O nie, skoro są mile widziani w moim domu, to na ulicach mojego miasta - też.
Od tej pory chodzę w Paradzie Równości. Z solidarności z tymi, którzy nie mają trudniej niż ja. Bo, do cholery, miłość to miłość.
Bo uśmiech jest w Polsce towarem deficytowym. Jesteśmy trochę smutasami. I nawet w nas to lubię, że nie silimy się na sztuczne uśmiechy.
Ale Parada Równości - a także kobieca Manifa i wiele innych demonstracji - to bomby energetyczne. Kilka kilometrów radości. Frajda wcielona w parędziesiąt tysięcy ludzi. Przytulanie się, błysk w oczach obcych ludzi. Miesięczny zapas serotoniny. Strzała bezwarunkowej akceptacji. Chudzi i z nadwagą, niscy i wysocy, kobiety i faceci, dzieciaci i niesparowani, nastoletni i wiekowi - tańczą, śpiewają, uśmiechają się do siebie. Warszawo, jesteś tego dnia piękna.
Bo uśmiech uśmiechem, ale jestem też po prostu zła. Nie. Jestem wściekła.
Wściekła na moje państwo, że ciągle dzieli nas według absurdalnych linii: na tych, którzy kochają tak albo siak lub na tych, którzy mogą samodzielnie chodzić i tych, którzy nie mogą. Zaskoczeni tym drugim? Parada Równości nie maszeruje tylko w imieniu gejów, lesbijek czy osób biseksualnych.
Równości brakuje w Polsce też osobom z niepełnosprawnościami, osobom o innym niż biały kolorze skóry czy uchodźcom. W ich imieniu Parada domaga się miasta bez barier dla osób "z wszelkimi niepełnosprawnościami, rodzicom z wózkami dziecięcymi i osobom poruszającym się na rowerach", "ograniczenia biurokracji stosowanej wobec obcokrajowców mieszkających w Polsce" i równości płci.
Bo ulice są nasze.
Ustawy ustawami, ale słowa wykrzyczane i wyśpiewane mają wielką moc. Kiedy politykom najprostsze słowa o uznaniu dla innych grzęzną w gardle, ulica uczy języka prostego i dosadnego. Języka, w którym nie ma "ale".
Bo kiedy kocham, chcę to wykrzyczeć całemu światu
I chcę krzyczeć razem z innymi, którzy też kochają.
Bo "równość" to słowo, które ma w Polsce złą prasę.
I cieszę się, że ktoś je przypomina — wielkimi literami w środku stolicy i w czołówkach serwisów informacyjnych.
Chciałabym, żeby moje państwo usłyszało jeszcze jeden postulat Parady: "dbajmy o nasz wspólny dom, Ziemię" Bo Polska jest na najlepszej drodze do wyprodukowania kolejnych nierówności. Tak, kryzys klimatyczny znów nas podzieli. Tym razem na tych, których stać na to, żeby schronić się przed skwarem i na tych, których nie mają na wodę. Bo wody może nam zabraknąć.
Halo! Parada Równości przypomina, że mamy klimatyczny stan wyjątkowy.
I wreszcie, na koniec, zdradzę Wam jeszcze jeden powód, dla którego idę w Paradzie. Bo to najlepsza impreza w Polsce. I to darmowa!