Śmierć 3‑letniego Jasia. Sąd okręgowy utrzymał wyrok. Czterech lekarzy winnych
"Antybiotyk, który mógł uratować Jasia lekarze mieli w domowej apteczce. Żaden z lekarzy antybiotyku jednak nie przepisał"
Warszawski sąd okręgowy utrzymał wyroki roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata dla czworga lekarzy, skazanych ws. śmierci 3-letniego chłopca. Dwoje pozostałych zostało uniewinnionych.
Wyrok jest prawomocny. Rodzice chłopca już zapowiadają kasację ws. uniewinnionych lekarzy. W przypadku pozostałych – jak dodali – będą „sprawdzać możliwości prawne”.
Skoro wygląda "dobrze", nie może być "aż tak źle".
Zimą 2008 roku 3-letni wówczas Jaś zaraził się ospą wietrzną od swojego brata; po chorobie doszło do powikłań. Chłopcem zajmowali się lekarze ze szpitali przy ulicy Niekłańskiej i Litewskiej w Warszawie - w sumie sześcioro. W czasie procesu prokuratura podkreślała, że lekarze popełnili istotne błędy medyczne, a chłopiec, którego stan pogarszał się z godziny na godzinę, był odsyłany z jednej placówki do drugiej.
W pierwszym procesie Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście skazał czworo lekarzy: Michała Zaboklickiego, Agnieszkę Obitko Płudowską, Pawła Łagunę i Magdalenę Janikowską-Cieślak na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata i po 5 tys. zł grzywny. W uzasadnieniu podkreślano m.in. uderzającą bezduszność służby zdrowia i nadmierne poleganie na specjalizacji, co widoczne miało być m.in. w tym, że skazani lekarze, zamiast podjąć samodzielną decyzję o podaniu antybiotyku - który według biegłych mógł uratować życia chłopca, wydłużali ścieżkę diagnostyczną i odsyłali chłopca na kolejne konsultacje, z jednego do drugiego szpitala. Nie ocenili też prawidłowo stanu dziecka - mimo złych wyników badań uznawali, że skoro wygląda "dobrze", nie może być "aż tak źle".
Kara adekwatna do popełnionych czynów
Od tego wyroku odwołała się zarówno prokuratura, rodzice chłopca występujący w procesie jako oskarżyciele posiłkowi jak i obrońcy lekarzy, którzy domagali się ich uniewinnienia. Prokuratura wnosiła o karę dla lekarzy w postaci rocznego ograniczenia wolności - prac społecznych i podobnie jak rodzice Jasia - zakazu wykonywania zawodu.
Sędzia Agnieszka Zakrzewska uzasadniając w poniedziałek utrzymanie wyroku sądu pierwszej instancji podkreślała, że sprawa jest trudna, bo budzi duże emocje, ale „sąd musi zachować obiektywizm”. - Sąd pierwszej instancji nie dopuścił się żadnych uchybień – podkreślała sędzia. Dodała, że ocena dowodów przeprowadzona została prawidłowo.
Dodała również, że uzasadnienie wyroku przygotowane przez sąd pierwszej instancji było pełne. Sąd ocenił również, że wyznaczona kara uwzględniała drogę życia lekarzy – zarówno przed, jak i po śmierci chłopca, a jej wysokość „była adekwatna do popełnionych czynów”.
"Wyrok jest rozczarowujący"
- Niestety nic nie wróci chłopcu życia, ale kary muszą być adekwatne do popełnionego czynu. Minęło siedem lat i niezależnie od oceny ci lekarze, którzy przez sąd pierwszej instancji zostali uznani za winnych, pracowali i nie stało się nic, co spowodowałoby, że nie powinni wykonywać zawodu – mówiła sędzia.
Dodała, że „lekarze ws. Jasia podejmowali szereg działań ale popełnili błędy, które prowadziły do tragicznego finału”. Zaznaczyła, że nie daje to jednak podstaw do zastosowania wobec nich kary zakazu wykonywania zawodu, bo taki zakaz można stosować, „gdy postępowanie sprawcy zagraża istotnym dobrom chronionym prawem”.
Sąd uznał też, że sąd pierwszej instancji prawidłowo ocenił sprawę w przypadku dwóch pozostałych lekarzy, którzy zostali uniewinnieni.
Matka dziecka Anna Kęsicka podkreślała w rozmowie z dziennikarzami, że wyrok jest rozczarowujący i pokazuje słabość polskich sądów. - Polskie sądy są przyzwyczajone do orzekania tylko w podstawowym katalogu kar. I oczywiście rozumiem, że kara roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata jest karą, która jest możliwą najwyższą przewidzianą w tym paragrafie, ale ważniejsza jest dolegliwość kary i jej wpływ na postępowanie lekarzy, niż wypełnienie kodeksu karnego – powiedziała.
Antybiotyk mieli w domowej apteczce
Według niej orzeczona kara nie pełni swojej funkcji, ponieważ lekarze nadal mogą pracować. Dodała, że nawet prokuratura domagała się prac społecznych. „To, co spowodowało śmierć Jasia to ogromna pycha tych lekarzy. Te kary sankcjonują to, że dalej mogą się tak zachowywać” – mówiła, zaznaczając, że w jej opinii najskuteczniejszy byłby zakaz wykonywania zawodu.
Wcześniej podczas rozprawy apelacyjnej podkreślała, że „największa tragedia w jej rodzinie spowodowana została przez brak kompetencji lekarzy i brak zwykłej empatii”. „Jaś umierał kilka dni, odsyłany od lekarzy do lekarzy, od placówki do placówki” – mówiła. Rodzice chłopca podkreślali wielokrotnie, że tragiczny w tej sprawie jest fakt, iż antybiotyk, który mógł uratować Jasia mieli w domowej apteczce. Żaden z lekarzy antybiotyku jednak nie przepisał.
Lekarze nie przyszli na ogłoszeniu wyroku.