Są małżeństwem pół wieku. "Najważniejszy jest wspólny plan na życie"
"Nie byliśmy idealnymi połówkami. Przez pierwsze lata docieraliśmy się, wspólnie wychowywaliśmy"
13.02.2017 | aktual.: 12.06.2018 14:28
Przeżyli utratę dziecka, ciężkie choroby i długie lata w biedzie. Jednak nigdy nie zrezygnowali z miłości do siebie. W tym roku będą obchodzić 50. rocznicę ślubu.
W wyniku rozwodu rozpada się w Polsce ok. 30 proc. małżeństw. W samej tylko Warszawie na blisko 7 tys. zawieranych małżeństw rocznie, rejestruje się prawie 4 tys. adnotacji o rozwodach, separacjach lub unieważnieniu małżeństwa. Znacznie się skrócił sam czas trwania związków. Młodzi warszawiacy przebywają w nich z drugą osobą przeciętnie tylko 3 lata. - Żyć z kimś przez długi czas nie jest łatwo. Potrzebna jest nie tylko miłość, ale i wielka cierpliwość - tłumaczy WawaLove.pl pani Stefania, emerytowana nauczycielka z 50-letnim stażem małżeńskim.
Poznali się w kawiarni
Urodziła się w stolicy tuż po wojnie. Bawiła w ruinach miasta, a później patrzyła jak Warszawa rodzi się na nowo, pięknieje. - Całe życie obserwuję zmiany w naszym mieście. Jest coraz piękniej. Teraz wsiadam w metro na Bielanach i za chwilę jestem w centrum. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Młodzi to chcą wszystko od razu, natychmiast. Żyją dużo szybciej. takie przyszły czasy. My czekaliśmy na wszystko dłużej. Żyliśmy z większą cierpliwością. Może to dlatego jesteśmy wciąż z mężem razem? - śmieje się.
Andrzej, mąż pani Stefanii, nie lubi obecnie dużo mówić. Nagadał się w szkole, jako nauczyciel w jednej ze stołecznych szkół. Teraz słucha z uwagą co mówi jego żona i czasem się lekko uśmiecha, gdy pani Stefania przywołuje jakieś odległe wspomnienie. Andrzej nie urodził się w Warszawie. Jego rodzice przyjechali tu z nim, by odbudowywać Warszawę po wojnie. On sam też pomagał w pracach budowlanych. Był świadkiem odbudowy Rynku Starego Miasta, widział jak powstaje Pałac Kultury i Nauki. - To był niesamowity widok - mówi. - Dookoła szare ruiny, a w środku ta biała, potężna budowa. To robiło wrażenie. Zakochał się w stolicy. I nie tylko w tym mieście. To były czasy, gdy młodzie ludzie chodzili po lokalach. Stefanię poznał w jednej z kawiarni na warszawskim Nowym Świecie. - To była miłośc od pierwszego wejrzenia. Stefania była i wciąż jest najpiękniejszą rzeczą, jaka mi się zdarzyła w życiu - podkreśla.
Mimo nieszczęść
- Jesteśmy z pokolenia, które reperuje zniszczone rzeczy, a nie wyrzuca je i kupuje sobie nowe. Mieliśmy w życiu wiele kryzysów, ale nigdy nie przyszło nam do głowy, by nie próbować o siebie, o nasz związek walczyć. Dla mnie przysięga małżeńska jest wiążąca. Gdybym nie była pewna tego mężczyzny, nie wychodziłabym za mąż - podkreśla pani Stefania. - Nie byliśmy idealnymi połówkami. Przez pierwsze lata docieraliśmy się, wspólnie wychowywaliśmy. Walczyliśmy o własną przestrzeń w mieszkaniu. Tyle, że okazało się, że najciekawsza z tych przestrzeni, to przestrzeń wspólna - mówi z uśmiechem pan Andrzej, emerytowany pedagog.
Życie doświadczało ich wiele razy. Pierwszy raz zaraz po ślubie, gdy zaledwie dwudziestokilkuletnia Stefania zaszła w ciążę. - Nie dane było nam się nacieszyć dzieckiem. Zmarło zaraz po urodzeniu. Nie było mu pisane oglądanie tego świata. Kolejne próby zajścia w ciążę nie przynosiły rezultatu. - Chciałam się z mężem rozstać, zmienić całkowicie swoje życie, pojawiła mi się taka myśl. Andrzej walczył o mnie i wygrał. Musieli się nauczyć, że nie będą mieć potomstwa. - Trudno. Skoro los tak chciał, musieliśmy się z tym pogodzić. Swoją miłość do dzieci przelewali w szkole.
Kolejny raz życie doświadczyło ich, gdy na początki lat 70. w pana Andrzeja wjechał samochodem pijany kierowca. - Lekarze walczyli o jego życie, ja spędziłam tygodnie w szpitalu. Bałam się, że zostanę sama, ale Andrzej wykaraskał się, choć lekarze mówili mi już, żebym się przygotowała na pogrzeb - opowiada pani Stefania. - Jednak to twardy chłop. Nie poddał się, bo miał dla kogo żyć. Wrócił do domu po kilku tygodniach - dodaje.
Najgorszy jednak okres przyszedł po 1989 roku, wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości. To były ciężkie czasy dla wszystkich nauczycieli. Zawód, dawnej prestiżowy, stał się symbolem słabych zarobków i pracy bez większych perspektyw. - Nie było pieniędzy. Bywało tak, że przez wiele dni jadaliśmy tylko chleb z masłem. Tak ciężko nie było nawet w stalinowskich latach 50. - opowiada pan Andrzej. - Kłóciliśmy się bardzo często. Ja, jako głowa rodziny czułem, że nie dbam o nią, że nie sprawdzam się jako mąż. Byliśmy bardzo blisko rozwodu. W końcu zaczął dorabiać nocami jako kierowca taksówki. Rano wstawał do szkoły uczyć. Mimo iż wiele razy zastanawiał się, czy nie zmienić zawodu, ostatecznie zawsze wracał do szkoły. - Bycie nauczycielem to pewnego rodzaju misja. Wolę żyć skromnie, ale z poczuciem, że wychowałem kilka pokoleń, niż przeżyć to życie na pusto - mówi nasz rozmówca.
Związek to amplituda
- Jak przeżyć razem 50 lat? Najważniejsze, to mieć wspólny, podobny plan na przeżycie tego życia. Gdy poznałam Andrzeja, jeszcze przed ślubem wiele razy rozmawialiśmy o tym, jak chcielibyśmy je spędzić. I zawsze myśleliśmy podobnie - mówi pani Stefania. - Oczywiście, łatwo nie było - dodaje. Jako umysł ścisły, od razu rysuje w powietrzu wykres. - Związek to amplituda. Raz jest z górki, raz pod górkę - śmieje się. - Młodzi boją się innych rzeczy, boją się utraty pracy, stałych związków, a proszę pamiętać, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat wiele razy grożono nam wojną, którą my i inni starsi ludzie wciąż pamiętali i pamiętają. Strach jest więc inny, myśli się jednak trochę inaczej: żeby już tej wojny, tych okropności nigdy nie było. Wszystko, co pozostaje, jest na plus, bo to my sami to stworzymy. To wszystko zależy wyłącznie od nas. Małżeństwo, to taki ogród, o który wspólnie dbaliśmy, w którym posadziliśmy najładniejsze kwiaty, podlewaliśmy i usuwaliśmy chwasty. To nie była łatwa praca, ale opłaciło
się. - dodaje pan Andrzej.
- Przez te 50 lat próbowaliśmy ułożyć sobie życie w taki sposób, byśmy byli razem szczęśliwi. Chyba się udało - mówi pani Stefania.
Co roku, w warszawskim Pałacu Ślubów na Starym Mieście, kilkanaście par, które przeżyły co najmniej 50 lat w jednym związku małżeńskim, zostaje wyróżnionych ustanowionym jeszcze w 1960 roku Medalem za Długoletnie Pożycie Małżeńskie. W 2017 roku taki medal otrzyma pani Ania i pan Andrzej. Ludzie, któzy pół wieku temu obiecali sobie, że spędzą życie wspólnie. I słowa dotrzymali.
Przeczytajcie też: Stolica rozpoczęła ferie zimowe. Duże zmiany w komunikacji