Lubimy zjeść na mieście. Świadczy o tym częsty brak miejsc w wielu restauracjach i barach. Lubimy też dawać napiwki - za dobrą obsługę, smaczne lub duże porcje. Dajemy z reguły 10 do 20% całego rachunku. Wprowadzona jakiś czas temu możliwość płacenia kartą, zamiast gotówką, zmniejszyła trochę ich liczbę - narzekają kelnerzy i barmanki. Nie wszyscy bowiem wiedzą, że gdy płacimy plastikiem, również możemy dać napiwek, choć - niestety, w wielu restauracjach różnie są te pieniądze rozdzielane.
Są też lokale, w których napiwki są "obowiązkowe". Informację o tym możemy znaleźć w karcie. To najczęściej 10% rachunku. Tak jest na przykład w restauracji "U Fukiera" lub niektórych lokalach Magdy Gessler. Nie wszystkim się to podoba.
Kelnerzy czy barmanki też mają gorsze dni i potrafią nas - klientów ostro wkurzyć. Wtedy na pewno nie mamy ochoty zostawić im napiwku. Ale co zrobić gdy ten doliczany jest automatycznie? Jest na to sposób - jeśli oczywiście nie jesteśmy zadowoleni z obsługi. Gdy kelner spyta czy podać rachunek, zawsze możemy poprosić o niedoliczenie automatycznego napiwku.
W wielu warszawskich restauracjach informacja o automatycznie doliczanym napiwku lub opłacie "za serwis", podawana jest małym drukiem lub schowana jest za barem, w mało widocznym miejscu. Nie bójmy się o to spytać. Na pewno uzyskamy odpowiedź.
Inna rzecz, że automatyczne doliczanie napiwku sprawia, że czasem czujemy się trochę oszukani - spodziewamy się takich cen, jakie znajdują się w karcie. Często mamy przy sobie ograniczoną liczbę pieniędzy. Nie chcemy, by w momencie płacenia rachunku nastąpiła krępująca sytuacja.
Co myślicie o restauracjach z automatycznym napiwkiem lub opłatą za serwis? Czy to w porządku? A może niektóre, ekskluzywne i renomowane restauracje w Warszawie mogą sobie na to pozwolić?
Czekamy na opinie!