Panią Antoninę sprzedano razem z domkiem. Właściciel odłączył jej prąd i wodę
"Funkcjonariusze przyjechali i stwierdzili, że ponieważ nie jest właścicielką działki, nie mogą interweniować"
10.03.2017 11:04
Pani Antonina, 69-letnia emerytka z warszawskiej Woli została sprzedana wraz z połową drewnianego domku, w którym mieszkała od 1975 roku. Od wielu tygodni trwa zastraszanie staruszki. Nocami ktoś wali w ściany jej domku i świeci latarką przez okno. W lutym, podczas silnych mrozów, wyłączono jej prąd i wodę.
Dom to zbyt wiele powiedziane. Chodzi o 40-metrową połówkę bliźniaka, zbudowanego z drewna, stojącą przy ul. Olgi Boznańskiej. W środku znajduje się jeden pokój z kuchnią. Łazienki nie ma. Trzeba zagotować wodę i umyć się w misce. W tym domu pani Antonina wychowała czwórkę dzieci. Zanim przeszła na emeryturę, przez lata pracowała jako opiekun osób przewlekle chorych w Domu Opieki przy ulicy Sterniczej. Myła i karmiła starszych, obcych sobie ludzi. W tym wielu warszawskich powstańców.
Proponuję pani Antoninie kawę lub gorącą herbatę. Odmawia. Mówi, byśmy usiedli na ławce przy ulicy. - Przecież jest zimno na dworze - oponuję, na co ona odpowiada: - Tu jest i tak cieplej niż u mnie w domu.
Sprzedana jak mebel
Pani Antonina od 1975 roku mieszkała z partnerem na tych "swoich" 40 mkw. Dbali o posiadłość. - Pomalowaliśmy dom, żeby było ładnie, syn położył panele, na podwórku zawsze jest czysto. Z partnerem żyli na kocią łapę, nie potrzebowali formalnego związku. Gdy w 1999 roku zmarł, została sama z dziećmi. - Udało się je wychować, poszło raz lepiej, raz gorzej. Czwórkę dzieci, dwójkę i dwie bliźniaczki. Już się wyprowadziły, już wyleciały z gniazda - mówi pani Antonina z uśmiechem i nagle cichnie. Po chwili dodaje, że jedna z córek zmarła niedawno na nowotwór. Miała zaledwie 31 lat.
Po śmierci partnera poinformowała właścicielkę nieruchomości, że chciałaby złożyć w Urzędzie Dzielnicy papiery o zasiedzenie lokalu. Gdy tylko to zrobiła, dowiedziała się, że ta maleńka połówka bliźniaka, w której mieszkała tyle lat, została sprzedana. Razem z nią. Jakby była częśćią wyposażenia, meblem. - Nowa właścicielka, pani Magdalena poinformowała mnie, że muszę się wyprowadzić. Rozumiem, to teraz jej własność. W styczniu 2017 roku złożyła więc wniosek do Urzędu dzielnicy Wola o jakiś lokal. I mieszkała dalej.
Po środku częśc domku, w którym mieszka pani Antonina. Źródło Google Maps
To nie jest osoba, która narzeka. Pokolenie urodzone tuż po wojnie ulepione zostało z innej, jakby twardszej gliny. Emerytura - 900 zł z groszami. - Wystarczy, jeśli się skromnie żyje - mówi pani Antonina. Czasem potrzebne są pieniądze na leki, bo pani Antonina choruje na serce, nadciśnienie, ma cukrzycę typu drugiego, a kilka lat temu, z powodu tętniaka, wycięto jej jedną trzecią płuca.
Zastraszanie
- Doczekałabym może do tego lokalu komunalnego, gdyby nie to, że komuś zaczęło się śpieszyć - mówi. W lutym, gdy było naprawdę zimno, odłączono jej prąd. - Byłam wtedy u córki, zajmuję się tam wnuczką, żeby dziewczyna mogła sobie dorobić. Wracam i patrzę: wszystko poodłączane. Nie ma wody i prądu. Zadzwoniłam na policję. Funkcjonariusze przyjechali i stwierdzili, że ponieważ nie jest właścicielką działki, nie mogą interweniować. Zadzwoniła do elektrowni. Tam powiedziano jej, że prąd wyłączono na wniosek właściciela nieruchomości. Zastanawiam się, co może czuć osoba, która odłącza starszej, schorowanej pani prąd i wodę w lutym.
Później, z drugiej połówce domku, w której nikt od dawna nie mieszka, zaczęło się walenie w ściany. Nocą świecono jej latarką przez okna. - Nie wiem, kto to robił, mogę się tylko domyślać - mówi pani Antonia i dodaje, że pewnego dnia, pod jej nieobecność przyjechała pod dom pani Magdalena, nowa właścicielka. - Sąsiadka akurat była. Pani Magdalena mówiła głośno, by słyszeli ją wszyscy: Tu przyjedzie buldożer i zrówna to miejsce z ziemią. Nic nie zostanie. Nic! - mówiła.
Sąsiadka powtórzyła jej dokładnie słowa nowej właścicielki.
Dzięki pomocy znajomych, sprawę swoją przedstawiła w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza. Pracownicy kancelarii pomogli złożyć jej wniosek do prokuratora ws. nielegalnego odłączenia prądu. - Przecież to nękanie, to się nadaje na paragraf 191a - mówi w rozmowie ze mną Piotr Ikonowicz. Nowelizacja Kodeksu karnego z dnia 7 stycznia 2016 r. wprowadziła do art. 191 kk ten właśnie paragraf, który uczynił z "uporczywego utrudniania korzystania z lokalu" przestępstwo. Regulacja została wprowadzona jako odpowiedź na działania "czyścicieli" kamienic. Jednak pani Antonina w żadnej kamienicy nie mieszka. - Powinno się też złożyć doniesienie na policjantów, w sprawie niedopełnienia obowiązków służbowych - przekonuje Ikonowicz. - Starszej osobie ktoś wyłącza w zimie wodę i prąd, próbuje ją zastraszyć i policja nie reaguje?
Takie są procedury
Dzwonię do Urzędu Dzielnicy Wola. - Rzecznik na urlopie, będzie w poniedziałek, proszę o pytania e-mailem - słyszę. Udaje mi się jednak dodzwonić do Wydziału Zasobów Lokalowych. Zastępca Naczelnika Wydziału, pani Izabela Gello zna sprawę pani Antoniny, ale po szczegóły odsyła mnie... do rzecznika UD. Mimo wszystko upieram się, by powiedziała kilka słów na ten temat. - Każda sprawa rozpatrywana jest indywidualnie, najpierw trzeba być umieszczonym na liście. Takie są procedury. Potem czekać. Okres oczekiwania jest różny. Od kilku miesięcy do nawet roku. - Jak starsza i schorowana kobieta ma żyć rok bez wody i prądu? - pytam, ale nie dostaję na to odpowiedzi.
Pani Antonina, jak i wiele osób starszych, które znalazły się w podobnej, trudnej sytuacji, ma dodatkowego pecha. Ze względu na swoją nietypową sytuację prawną, nie kwalifikuje się na listę pierwszeństwa, na którą dostają się rodziny wielodzietne, pogorzelcy, osoby które właśnie opuściły Dom Dziecka lub Zakład Karny. Teoretycznie pani Antonina ma gdzie mieszkać. Ma też córkę, która jej trochę pomaga. Ma też emeryturę. Jeśli znajdzie się na liście oczekujących na lokal komunalny, to raczej na jej szarym końcu.
Mówię o tym w Urzędzie Dzielnicy. - Znam jej sprawę, powiadomiliśmy już Ośrodek Pomocy Społecznej, proszę mi wierzyć, że nie pozostawimy tej pani w tej sytuacji - podkreśla Izabella Gello. Póki co, w sprawie pani Antoniny nie zrobiono nic. Takie są procedury.
Pytam pani Antoniny, gdzie chciałaby mieszkać. - Wszystko mi jedno. Coś małego. Żeby woda była. Ubikacja. Ja już jestem stara. Chciałbym mieć gdzie umrzeć.