Oszuści zmorą warszawskich restauratorów. Zjadają i znikają nie płacąc rachunku
Właściciele mają do czynienia z takimi przypadkami nawet kilka razy w miesiącu.
- W rejonie ulic Nowy Świat, Jasna, Sienkiewicza i Świętokrzyska chodzi kobieta i pod pretekstem zorganizowania imprezy za bardzo dużą kasę próbuje dań z karty i wina. Po czym, informując kelnerów o wyjściu na chwile do auta ucieka z restauracji nie płacąc za rachunek - ostrzegł jeden ze stołecznych restauratorów na forum gastronomicznym. Tą sprawą zajęła się już policja, niestety takkich przypadków jest więcej. Naciągacze i oszuści są zmorą warszawskich restauracji.
Opisywana wyżej kobieta działała zwykle w ten sam sposób: wchodziła do drogiego lokalu i informowała, że chciałby zorganizować dużą imprezę. W rozmowie z menadżerami rzucała sporymi sumami - mówiła np., że chce przeznaczyć 2 tys. na osobę. Dla właścicieli restauracji to świetny biznes, choć i spore wyzwanie logistyczne, bowiem kobieta zapowiadała udział kilkudziesięciu osób, a łączna wartość sumy miałaby wynieść nawet 200 tys. złotych.
Następnie kobieta prosiła o próbki potraw, a po zjedzeniu mówiła, że wychodzi na moment do samochodu... i znikała. Tłumaczenia były różne: że zapomniała czegoś z samochodu, że musi wyjść, by pomóc komuś trafić do lokalu. Szybko okazywało się, że nie wróci już nigdy. Dane, które zostawiała, okazywały się oczywiście fałszywe. Jak wynika z dyskusji, jaka odbyła się niedawno na jednym z gastronomicznych forów, kobieta naciągnęła w ten sposób kilkanaście lokali w samej stolicy. Sumy były różne - od kilkudziesięciu, do nawet kilkuset złotych.
Niektórzy zgłaszają sprawę policji, niektórzy nie. - Nie widziałem takiej potrzeby - mówi WawaLove.pl jeden z oszukanych restauratorów. - U nas zjadła i wypiła za "zaledwie" niecałe dwieście złotych, przy całym obrocie to niewielka suma - podkreśla. Inny dodaje, że problemy związane ze zgłoszeniem, wzywaniem na policję, a co za tym idzie, stracony czas, nie były warte sumy, na jaką ich naciągnięto. - Ja nie zgłosiłem, ale może ktoś inny wpadł na ten pomysł - napisał na forum jeden z właścicieli.
Jednak inni postanowili działać. Opublikowali w sieci zdjęcia i filmy z monitoringu. Bardzo szybko okazało się, że kobieta... właśnie jest w jednym z lokali, gdzie próbuje potraw na przyjęcie, które chce tam zorganizować. Wezwano policję, która dalej zajęła się ta sprawą.
Jak zwracają uwagę niektórzy z oszukanych, kobieta była bardzo elegancko ubrana, zwykle podobnie: świetne buty i droga torebka. Plus laptop. - Na pewno nie wyglądała na taką, którą nie stać na jedzenie - mówi WawaLove.pl restaurator z Powiśla (również naciągnięty). - Może adrenalina? Może to bogata panna, która się nudzi? - dodaje.
Takich przypadków jest więcej, a jak wynika z wpisów na forach gastronomicznych, właściciele mają do czynienia z takimi przypadkami nawet kilka razy w miesiącu. - Ostrzegam - mówi nam jeden z nich. - Restauracje, dbając o klientów, dają im często dużą swobodę. Klient zazwyczaj zamawia danie, płaci dużo później. Niektórzy czekają tylko na nieuwagę pracowników lokali. Czasem nie próbują wyrafinowanych sztuczek, jak opisywana naciągaczka, ale zwyczajnie uciekają po cichu.
Inni twierdzą, że jedzenie jest zimne lub niesmaczne. Niektórzy wrzucają sobie coś do prawie ukończonego posiłku. Są i tacy, którzy potrafią przyjść z woreczkiem robaków i niepostrzeżenie wrzucić sobie karalucha do posiłku. A potem przyjść do obsługi z awanturą. Taki przypadek opisywały niedawno media. Metody naciągaczy są bywają bardzo różne.
Tymczasem niezapłacony rachunek musi najczęściej uregulować kelner. Suma w kasie musi się zgadzać.
(Screeny pochodzą z jednego z gasronomicznych forów)