Oblężenie Straży Granicznej. Los dzieci z Michałowa wstrząsnął warszawiakami
Na dwóch protestach zbierają się warszawiacy w piątek przed Komendą Główną Straży Granicznej na Mokotowie. Na obydwie demonstracje wyruszają rodziny z dziećmi. To reakcja na sposób działania polskich pograniczników na polsko-białoruskiej granicy.
"Rodzice dla Rodziców. Nie dla pushbacków na granicy!" - pod takim hasłem gromadzą się rodzice, zwołani przez stołeczną aktywistkę Urszulę Dragan, prywatnie mamę kilkuletniej córeczki. Jako rodzica poruszył ją los rodzin w kryzysowej sytuacji.
"Czas powiedzieć dość. Czas wyjść na ulicę i okazać nasz sprzeciw, opowiedzieć się po stronie potrzebujących ludzi" - napisała na Facebooku aktywistka. I dodała, że to moment, w którym trzeba przywołać do porządku funkcjonariuszy publicznych, winnych stać po stronie słabszych. Ufa, że wychodzący przedstawiciele Straży Granicznej będą musieli zobaczyć grupę demonstrantów i jakoś to na nich zadziała.
"Żaden człowiek nie jest nielegalny", "Gdzie są dzieci", "Kto wydał rozkaz" - wołają uczestnicy tego wydarzenia. Większość osób przybyła z dziećmi. Grupę, która zgromadziła się w wąskim przejściu koło zejścia do stacji metra, otacza policja. Funkcjonariusze nie przeszkadzają w przemowach i skandowaniu.
Dzieci zostały zachęcone do odrysowania na chodniku kredą swoich stóp. "To są ślady uchodźców, które powinny prowadzić do ciepłego domu z pożywieniem, a nie do lasu, gdzie czeka na nich śmierć" - mówili organizatorzy.
Po 60 minutach akcji przed siedzibą pograniczników chodnik pomiędzy płotem otaczającym instytucję a schodami prowadzącymi do stacji metra Racławicka zamienił się w strefę pikniku. Dzieci bawiły się na rozłożonych kocykach, posilały się, a rodzice rozmawiali nie tylko o powodach, jakie sprowadziły ich w to miejsce, ale również o zdrowiu swoich pociech, przedszkolu i zajęciach sportowych i plastycznych.
Większość osób została, by dołączyć do kolejnej demonstracji odbywającej się w tej samej lokalizacji. To pierwsze z cyklu zaplanowanych wystąpień, zaplanowanych spontanicznie przez grupę FB Rodziny Bez Granic.
Oblężenie siedziby Straży Granicznej. Los dzieci z Michałowa wstrząsnął warszawiakami
Takie spotkania odbywać się będą w tym samym miejscu o godzinie 17 codziennie przez najbliższy tydzień. "Bierzemy koce, namioty, kredę do pisania i rysowania po chodniku dla dzieci. Transparenty też, ale bezpartyjne, pls. Siedzimy przez godzinę, więc bądźmy punktualnie! Od przyszłego tygodnia urządzamy codzienne godzinne dyżury o 17:00, kolejne lokalizacje do potwierdzenia. Czas powiedzieć dość! Czas wyjść na ulicę" - planują aktywiści.
Protest w ramach solidarności z uchodźcami
Demonstranci planujący codzienne koczowanie na Niepodległości 100, chcą też przeprowadzić akcję pisania listów do kobiet w parlamencie i rządzie oraz do partnerek, żon, matek, córek i sióstr osób na wysokich stanowiskach, "decydentów". Chcą w tej korespondencji odwołać się ludzkich, macierzyńskich, rodzinnych uczuć i poruszyć sumieniami.
Równocześnie wierzą, że widok warszawiaków z dziećmi, koczujących przed Komendą Straży Granicznej wywoła refleksję na temat dzieci uwięzionych w lesie, zziębniętych i przestraszonych, pilnowanych pod bronią przez zamaskowanych żołnierzy. To będzie też dowód skali społecznej niezgody na taką podłość.
Zainteresowanie wydarzeniem przerosło organizatorów. Mają nawet obawy, czy nie zrobi się zbyt tłumnie. Jeśli uczestników będzie dużo, biorą pod uwagę spacerowanie pod siedzibą, by zgromadzenie nie naruszało przepisów porządkowych.
W jego toku doszło jednak do incydentu z policją, który wywołał niezadowolenie uczestników. Kilku funkcjonariuszy otoczyło ścisłym kręgiem kobietę, która przyniosła na wydarzenie transparent krytykujący postawę policji. Została poddana długotrwałemu legitymowaniu, cały czas w bliskim towarzystwie mundurowych. "Zostaw kobietę" - skandowali świadkowie. W pewnym momencie doszło do dramatycznej sytuacji. Wydawało się, że policjanci dokończyli czynności, a kobieta postanowiła się oddalić, jednak rzucił się za nią w pościg przez jeden z mundurowych. Niemal nie stratował dzieci malujących kredą i kucających na chodniku. W odwecie rzuciły się na niego matki maluchów. Niewiele brakowało, by doszło do rękoczynów.