Naciągacze podają się za Węgrów, oferują wymianę rynien i wyłudzają pieniądze: "zaczęli mi grozić"
Ofiarą naciągaczy padł mieszkaniec Białołęki.
- Mężczyźni podający się za Węgrów jeżdżą po Białołęce i naciągają na szybką wymianę starych rynien - alarmował w sieci mieszkaniec warszawskiej Białołęki. - Miałem zapłacić 200 zł, a wycenili na 2700 zł. Gdy nie chciałem zapłacić, zaczęli mi grozić - opowiada*WawaLove*pan Przemysław. **
W zeszłym tygodniu do drzwi pana Przemysława na Białołęcę zapukało dwóch mężczyzn. - Zaoferowali, że wymienią wszystkie rynny w domu, bo te już są stare i ciekną - opowiada. - Zgodziłem się. Pan o ciemnej karnacji przedstawił się jako Piotr i powiedział, że jest z Węgier. Mówił łamaną polszczyzną. Cztery razy zadałem pytanie, czy za 200 zł wymieni mi 10 metrów rynien. Odpowiedział, że został mu materiał i chce sobie dorobić.
Po godzinie pracy okazało się, że rynny są szersze, a tajemniczemu monterowi zabrakło specjalnych uchwytów. Obiecał, że przyjedzie następnego dnia i dokończy pracę. Gdy pan Przemysław poprosił o numer telefonu, monter, który wcześniej przedstawił się jako Piotr, powiedział, żeby zapisać go jako Marek. - W tym momencie zapaliła mi się czerwona lampka u2013 przyznaje mieszkaniec Białołęki.
Pracownik przyjechał następnego dnia przed godz. 9 rano. Dokończenie montażu zajęło mu ok. 1,5 godziny. - Gdy przeszliśmy do rozliczenia, zaczął mnie zbywać. Powiedział, że będę zadowolony. Poprosił o kartkę i długopis i zaczął liczyć. Okazało się, że 180 zł to cena za jeden moduł, a zamontował ich 13. Wycenił, że muszę zapłacić 2700 zł. Powiedział, że to dobra, aluminiowa rynna przywieziona z Niemiec - opowiada pan Przemysław. - Widziałem co się święci. Kazałem mu zdjąć te rynny i chciałem zapłacić 50 zł za pracę. Wtedy zszedł z ceny do 1500 zł.
Pan Przemysław poprosił mężczyznę o pokazanie dokumentu tożsamości i firmy, w której pracuje. Pracownik odmówił. - Groził mi, że jak nie zapłacę to "przyjedzie do mnie" - opowiada. - Zadzwonił do swojego szefa. Szef podsumował, że to tyle kosztuje i trzeba zapłacić. Odparłem, że wezwę swoich rzeczoznawców, którzy wycenią ile to kosztuje i wtedy będziemy negocjować. Też nie chciałem wyjść na złodzieja - wyjaśnia.
W końcu pan Przemysław zaproponował, że da monterowi 100 zł, ale jak spiszą umowę. - Poprosiłem o podpis i dowód osobisty. Wtedy wyszedł z domu, trzasnął drzwiami i ruszył z piskiem opon.
Zgłoszenie na policję
Mieszkaniec Białołęki w obawie, że mężczyźni ponownie przyjadą do jego domu, udał się na komendę policji na Tarchominie. Usłyszał, że policjanci nie mogą pomóc, bo "to nie ich sprawa". Mimo usilnych prób zgłoszenia tej sprawy, pan Przemysław został odprawiony z kwitkiem.
Gdy wrócił do domu, opisał całą sprawę na jednej z facebookowych grup. Odpowiedziało mu kilka osób, które padły ofiarą tego procederu. - Okazało się, że mężczyźni o ciemniejszej karnacji podający się za Węgrów naciągają ludzi w całej Polsce. Jeżdżą po bogatych dzielnicach i oszukują ludzi. Niektórzy płacili im po 5-6 tys. zł - mówi pan Przemysław i zapowiada, że nie zamierza zostawić tej sprawy. - W poniedziałek przyjedzie do mnie fachowiec, który oceni, czy jest sens to naprawiać. Poza tym zgłosiła się do mnie pani detektyw i zaoferowała pomoc w zgłoszeniu sprawy na policję.
Skontaktowaliśmy się z policją na Białołęce. Zapytaliśmy, dlaczego policjanci nie przyjęli zgłoszenia i jak zamierzają zapobiec kolejnym oszustwom dokonywanym przez tajemniczych monterów. Poproszono nas o przesłanie emaila w tej sprawie. Nadal czekamy na odpowiedź.
Jesteś świadkiem zdarzenia w Warszawie, które jest dla Ciebie ważne? Widzisz coś ciekawego? Skontaktuj się z nami przez Facebooka lub na wawalove@grupawp.pl.
Przeczytaj też: Ustawa reprywatyzacyjna Jakiego skrytykowana przez ministrów