RegionalneWarszawaMencwel z MJN ostro o Śpiewaku: "Przypisuje sobie wszystkie zasługi"

Mencwel z MJN ostro o Śpiewaku: "Przypisuje sobie wszystkie zasługi"

"Chcemy zaproponować program, który - mamy nadzieję - nie będzie tylko naszym programem, ale programem innych ruchów miejskich oraz mieszkańców Warszawy".

Mencwel z MJN ostro o Śpiewaku: "Przypisuje sobie wszystkie zasługi"

O konflikcie w stowarzyszeniu Miasto Jest Nasze, zarzutach byłego przewodniczącego Jana Śpiewaka, politycznym betonie w Radzie Miasta Warszawy i o tym, jaki wpływ mają organizacje aktywistów na politykę stolicy rozmawiamy z obecnym przewodniczącym stowarzyszenia Janem Mencwelem.

WawaLove.pl: Warszawscy aktywiści, podobnie jak politycy czy zresztą cała Polska, są podzieleni, rozdarci między sobą. Takie wrażenie można odnieść po wybuchu konfliktu, do którego doszło w warszawskim stowarzyszeniu Miasto Jest Nasze. Jan Śpiewak, czyli założyciel MJN ostentacyjnie odchodzi ze stowarzyszenia i zakłada własny ruch. Pojawia się więc pytanie, po co w ogóle mi aktywiści, skoro się kłócą?

Jan Mencwel: - To, co się stało, rzeczywiście jest niekorzystne dla całej idei ruchów miejskich. Nie tyle samą zmianę władzy w organizacji, bo to naturalna kolej rzeczy w polityce. Liderów czasem się rozlicza z ich działań. Liderem nie jest się na wieczność. Jeśli przywódca nie potrafi dogadać się z własnym zapleczem, to może nie powinien nim być? Natomiast to, co teraz się dzieje, to jest podgryzanie. Nie wiem czy wzajemne, bo my staramy się tego nie robić, nie wyciągać jakichś brudów. Ze smutkiem czytam wypowiedzi, które mają w nas uderzać, czy podważać naszą wiarygodność w podstawowych sprawach. Na przykład to, że nie jesteśmy uczciwi. Padły insynuacje, że część osób donosi.

Oskarżenia, jakie padły ze strony Jana Śpiewaka, były bardzo poważne. Można wręcz wysnuć wniosek, że Śpiewak odszedł z MJN, bo w stowarzyszeniu jest kret, który przekazuje wewnętrzne informacje deweloperom.

- To jest nieprawda. To są bardzo poważne insynuacje, do tego nie poparte żadnym dowodami.

Śpiewak sugeruje, że ma na to dowody...

- To może niech je przedstawi? Poda nazwiska: kto, kiedy donosił, co wyniósł. Nie ma takich informacji. Przez kilka lat zajmowaliśmy się dziesiątkami spraw i afer, na przykład w związku z reprywatyzacją i nigdy się nie zdarzyło, żeby jakąś z naszych akcji udaremnić lub by coś wyciekło. Wszystko doprowadzaliśmy do końca, po zebraniu dowodów składaliśmy zawiadomienia do prokuratury. Pracował nad tym zespół ludzi, w tym prawników. Nie tylko Jan Śpiewak, który teraz przypisuje sobie wszystkie zasługi. Nigdy się nie zdarzyło, by coś wyciekło, a nasza akcja przez to była nieskuteczna.
Są to zresztą sprawy, których nie chcę rozgrzebywać, bo mam wrażenie, ze mamy ważniejsze rzeczy na głowie, niż wzajemne oskarżanie się.

To co Twoim zdaniem sprawiło, że nastąpił taki rozłam, a Śpiewak odszedł ze świetnie funkcjonującego stowarzyszenia?

- W zeszłym roku dwukrotnie zdarzyło się, że zarząd organizacji, której Janek był liderem, rozpadał się. Ludzie odchodzili, bo on nie był wstanie się z nimi dogadać. To były osoby, które zakładały organizację, mega się angażowały, siedziały nie raz na ławie oskarżonych w procesach, które wytaczali nam handlarze roszczeń. On próbował im narzucać swoje zdanie w wielu sprawach, podejmował różne decyzje za ich plecami. Na przykład chciał sam decydować o wyrzucaniu członków ze stowarzyszenia, nie mając dowodów na cokolwiek. To się części osób nie podobało, ludzie widząc taką „wojnę na górze” zaczęli odchodzić ze stowarzyszenia. Po to członkowie są wybierani w demokratycznych wyborach do Zarządu i poświęcają masę czasu dla sprawy, by również móc decydować.

We wczorajszej rozmowie były przewodniczący powiedział m.in. że „w mieście, w którym rządzi mafia, nie można się zajmować wyłącznie zielenią i rowerami”. Z tym trudno się nie zgodzić. Wiem od niektórych członków stowarzyszenia, że nie wszystkim podobały się te ciągłe procesy, afery, sprawy tylko i wyłącznie związane z aferą reprywatyzacyjna. Część uważała, że to jest zły kierunek.

- Procesy, jakie są wytaczane w związku z Mapą Reprywatyzacji Warszawskiej, nie dotyczą tylko Janka Śpiewaka, ale również stowarzyszenia. Jest kilka, w których oskarżeni są i on, i my. Sformułowań, które padły absolutnie nie wycofujemy. Trzymamy tę sama linię w tych sprawach. Chociażby w głośnym procesie z Jackiem Kotasem (chodzi o prezesa Fundacji Narodowe Centrum Studiów Strategicznych, którego MJN oskarża o udział w dzikiej reprywatyzacji i powiązania z Rosją - przyp. red.). Z niczego się nie wycofujemy i dalej uważamy, że jawne, powszechnie dostępne fakty są dyskwalifikujące dla osób na takich stanowiskach. Natomiast o ile nie można się zajmować wyłącznie zielenią i rowerami, tak samo nie można się zajmować wyłącznie walką z mafią. Stowarzyszenie ma demokratycznie wybierany Zarząd i jedna osoba nie może decydować o wszystkim, przerzucać siły na jakiś jeden odcinek. Musimy się zajmować całym miastem w szerszej perspektywie. My, jako MJN, cały czas chcemy nagłaśniać sprawy związane z aferą
reprywatyzacyjną, wyjaśniać niejasności. Złożyliśmy wniosek o ujawnienie wszystkich decyzji zwrotowych. Miasto nam odpowie, bo musi, bo prawo tak nakazuje. W ten sposób zyskamy potężne narzędzie, by przebadać całą reprywatyzację w Warszawie.

Nowy ruch polityczny Jana Śpiewaka, czyli Wolne Miasto Warszawa ogłosiło, że też będzie zajmować się tym tematem. PiS powołało Komisję Weryfikacyjną. Ratusz wyjaśnia reprywatyzację… jeśli każdy będzie się zajmować reprywatyzacją, to nic z tego nie wyniknie, prawda?

- Oczywiście to będzie sytuacja absurdalna, działająca na korzyść mafii reprywatyzacyjnej. Każde rozbicie niezależnej organizacji jest celem tych ludzi.

Więc…

- Więc można było to załatwić w sposób pokojowy. To Janek zdecydował, że odchodzi ze stowarzyszenia, a wcześniej , że nie kandyduje do Zarządu. Miał możliwość kandydowania, przegłosowaliśmy statut, w którym zawarto zapis o bezpośrednich wyborach przewodniczącego. Mógł w nich wystartować i przekonać nas do swojej wizji, jako lider. Nawet nie skorzystał z tej okazji, tylko postanowił, że się obraża, odchodzi ale „zabiera lajki”, które - jak mu się wydaje - były jego i tylko jego. A przecież profil należał do organizacji i był do niej przypisany, a współtworzyło go wiele osób. Jego wybór. Może ma jakiś inny pomysł na swoją obecność w polityce, ale moim zdaniem to wyjątkowo kiepski start.

Zapowiedział m.in, że ma wizję stworzenia ruchu , platformy skupiającej wiele organizacji miejskich, różnych aktywistów i wystawienia swojego kandydata na urząd prezydenta m.st. Warszawy. Czy Miasto Jest Nasze dołączyłoby do takiej platformy?

- Zastanawiam się, kto będzie w ogóle chciał do niej dołączyć, bo Janek podważył zaufanie do siebie wśród wielu osób. Po tym, co zrobił, czyli zabraniu nam profilu facebookowego (fanpejdż liczył 40 tys. fanów – przyp. red.) myślę, że wiele osób ocenia negatywnie jego działania. Zobaczymy co z tych działań wyniknie. Myślę, że gdyby chciał się zajmować np. działalnością watchdogową czy publicystyczną, to jest w tym super. Potrafi to robić. Niestety polityka to gra zespołowa. Jeśli chce się tworzyć koalicję, czy jakiś ruch, trzeba umieć po prostu współpracować z ludźmi. Jeśli Janek nie dogadał się z własnym zapleczem, które tworzył od trzech lat, to dlaczego teraz oczekuje, że nagle stworzy ruch, którego będzie liderem, który będzie spójny i który będzie działać pod jego auspicjami?

Zarzuca Wam m.in., że rozbito drużynę, która była na megafali, że nie rozbija się takiego zespołu.

- Przypominam, że na jesieni sam zdecydował o tym, że nie kandyduje do zarządu, a na wiosnę o tym, że odchodzi. Nikt go do niczego nie zmusił. Nikt nie przystawił mu pistoletu do głowy i powiedział: musisz odejść. Wszystko jest spisane, każdy protokół z walnego zebrania. To jest dostępne i można sprawdzić jak to dokładnie przebiegało. Zgadzam się z nim. Nie rozbija się drużyny w takim momencie. Powinien nie rezygnować i dalej z nami działać.

Uczciwie powiem, że mnie jako mieszkańca Warszawy, zabolał fakt, że nagle rozpada się niezależna od partii rządzącej i opozycji inicjatywa. Wygląda to tak, że ludzie chcący działać w mieście, tracą swoich reprezentantów.

- Wiem jak to wygląda z zewnątrz i niestety się zgadzam. Powtarzam: Janek nie powinien był rezygnować z członkostwa i rozpoczynać tej wojny, którą zaczął z nami, przywłaszczając sobie nasz kanał komunikacji na Facebooku , bo to jest zwyczajnie szkodliwe.

Co teraz? Czy Miasto Jest Nasze wystawi swojego kandydata na urząd m. st Warszawy?

- W sobotę podczas Walnego zabrania członkowie zadecydowali, że będziemy wystawiać kandydatów do Rady Miasta, bo uważamy, że to w Radzie najbardziej potrzebna jest zmiana. Jak obserwujemy to, co teraz się dzieje w stolicy, to choć nadal negatywnie oceniamy postawę Hanny Gronkiewicz-Waltz , trzeba przyznać, że na poziomie ratusza pojawili się sensowni urzędnicy, którzy coś sensownie robią. Natomiast wszystko rozstrzyga się na Radzie Miasta, w której jest totalny beton partyjny. Jeśli nie wprowadzi się tam jakiejś sensownej reprezentacji mieszkańców, czy jakiegoś ruchu postępowego, to nic się nie zmieni. Dam przykład. Ostatnio mieliśmy prace nad „politykę mobilności”. Były konsultacje, wszystko fajnie wygląda, potem projekt trafia do Rady, a radni mówią: „nie, to za bardzo rowerowe, nie podoba nam się, odłożymy to”. Mogę się założyć, że to samo będzie z uchwałą dotyczącą reklam. Ogłasza się rewolucję, a potem znów trafi to do Rady, która tego nie przegłosuje i nic z
tego ostatecznie nie będzie.

Jeśli ekipa, która teraz rządzi nie potrafi dopilnować podstawowych spraw w mieście, tylko uchwala strategie do 2030 roku, to znaczy, że na żadne poważne reformy ich już nie stać. Uważam, że kolejna ekipa, która pojawi się w ratuszu, będzie musiała na poważnie brać postulaty zrównoważonego rozwoju, np. ograniczenia tej deweloperskiej samowolki, z którą mamy teraz do czynienia. Tworzenia miasta, z wyższą jakością życia. To się nie uda, jeśli nie będzie wiarygodnej siły, która z takimi postulatami będzie szła do wyborów i chciała je realizować. W tej chwili jest tak, że słyszymy deklaracje: „będzie więcej zieleni, więcej miejsca dla pieszych i dla rowerów”, a potem widzimy, że buduje się trzypasmową autostradę przez środek miasta! Buduje się deweloperskie osiedla gdzie popadnie, bez żadnego planu. To nie może iść w tym kierunku, bo w ciągu następnych kilku lat nastąpi katastrofa, której kolejne ekipy nie będą mogły odkręcić.

Co teraz czeka Miasto Jest Nasze?

- Robimy swoje. Złożyliśmy wnioski o ujawnienie decyzji zwrotowych podczas reprywatyzacji, zaangażujemy zewnętrznych ekspertów, będziemy te wnioski analizować. Prowadzimy wiele działań aktywizujących mieszkańców, organizujemy koncerty dla seniorów, tworzymy mapy warszawskich rzemieślników, walczymy z patologiami prawnymi w stylu Lex Szyszko. Miasto Jest Nasze to nadal ponad 120 osób działających dla Warszawy. Będziemy dalej zajmować się ważnymi dla nas tematami, czyli np. przyjaznością miasta dla pieszych, zielenią miejskią, rozwojem małego handlu, zapobieganiu inwazji sieciówek, z którą mamy do czynienia. Chcemy na to spojrzeć kompleksowo i zaproponować program, który - mamy nadzieję - nie będzie tylko naszym programem, ale programem innych ruchów miejskich oraz mieszkańców Warszawy.

Obraz
jan śpiewakjan mencwelwolne miasto warszawa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)