Hindusi karmią bezdomnych warszawiaków. "Na początku podchodzili do nas nieufnie"
Niedzielne popołudnie. Przed Pałacem Kultury w Warszawie ustawia się długa kolejka. W powietrzu unosi się zapach jedzenia: jest wyrazisty, trochę szczypie w nos. Słychać brzęk rozkładanych naczyń. Hindusi zapraszają bezdomnych warszawiaków na posiłek.
02.03.2018 | aktual.: 15.03.2018 14:20
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Przyjdź i pomóż rozdawać jedzenie przez godzinę. Warto. Jeśli mówisz w języku polskim, możesz porozmawiać z potrzebującymi" - zachęcają twórcy organizacji Warsaw SEVA. Są nimi Vibek Dutta i Mo Khera, którzy pochodzą z Indii oraz Andrew Peter Eddle z Wielkiej Brytanii. Przyjechali do Polski kilka lat temu, pracują tu i studiują.
- Uwielbiam sport, biegam w maratonach. Mój klub biegacza w Warszawie pomaga biednym dzieciom - zaczyna Vibek Dutta, jeden z założycieli Warsaw SEVA. Jest doktorantem na Politechnice Warszawskiej i pracuje nad projektem w Narodowym Centrum Nauki. - Zaangażowałem się w pomoc. Ale kiedyś zobaczyłem, że przed Pałacem Kultury zebrało się dużo bezdomnych. A było bardzo zimno. Pomyślałem, że warto im pomóc.
Razem z przyjaciółmi ugotował indyjski obiad dla 20 osób. - Zanieśliśmy im posiłki. Na początku podchodzili do nas nieufnie: przecież wyglądamy inaczej, mamy inny kolor skóry. Ale po kilku takich spotkaniach niektórzy w podziękowaniu wręczali nam np. płyty z muzyką hinduską. Teraz niektórzy z daleka krzyczą do nas "namaste" , co w hindi znaczy "dzień dobry". Sami się nauczyli - opowiada Vibek.
Na ich "niedzielne obiady" przychodzi ok. 100-150 bezdomnych. Koszt przygotowania wyżywienia dla tylu osób to ok. 500 zł tygodniowo.
Założyciele Warsaw SEVA utrzymują się z datków, które wpłacają ich przyjaciele. Poza tym organizują akcje charytatywne. - Nie możemy oczekiwać, że co miesiąc ktoś nam pomoże finansowo. Dlatego 16 marca organizujemy koncert w Aktywnym Domu Alternatywnym przy ulicy Puławskiej. Dzięki temu możemy kontynuować nasze akcje - opowiada Vibek.
Dzień dobry, how are you?
Przed Kinoteką Vibek ze znajomymi parkują samochody. Wychodzą i rozkładają białe stoliki. Stawiają na nich termosy z gorącą herbata i kawą. Otwierają bagażniki samochodów, w których przywieźli curry, pasty i dania z ryżem i ziemniakami. Trzymają je w naczyniach termicznych, żeby nie ostygły. Widać uśmiechy i nieśmiałe gesty wdzięczności. Ktoś poklepuje drugą osobę po ramieniu, ktoś zbija piątkę. Vibek i kilkunastu wolontariuszy w plastikowe pojemniki nakładają porcje jedzenia i rozdają bezdomnym warszawiakom.
- Za każdym razem pomaga nam ok. 20 wolontariuszy. W zeszłym tygodniu ze względu na złą pogodę przyszło tylko 15 osób. Jest kilkoro Polaków, ale większość to obcokrajowcy np. z Francji, Nigerii, Dubaju, Włoch. Wszyscy mieszkają w Warszawie.
Oficjalną działalność Warsaw SEVA rozpoczęła w maju zeszłego roku. Od tamtej pory spotykają się co niedzielę o godz. 16. przed Pałacem Kultury i Nauki. Wolontariusze przychodzą 15 minut wcześniej, żeby przygotować stoiska z jedzeniem.
- SEVA w języku hindi znaczy służyć ludzkości niezależnie od religii. Wywodzi się z tradycji Sikhów, która nakazuje nakarmić wszystkich, którzy są głodni - tłumaczy Vibek i dodaje: - Naszym celem jest służenie społeczności, w której żyjemy.
Od jesieni zeszłego roku oprócz jedzenia rozdają bezdomnym również ubrania. - Jeśli ktoś ma niepotrzebne kurtki, buty, swetry, śpiwory, namioty i kosmetyki, jak pasty do zębów, mydła, kremy, chętnie je przyjmiemy. Oczywiście najlepiej gdyby to były nowe rzeczy, jeśli nie są, to muszą być wyprane i czyste. Należy je przynosić do baru Legends przy ul. Emilii Plater.
Gdy pytam, dlaczego to robią, Vibek mówi: - Nieważne czy jesteśmy biali, brązowi czy czerwoni, czy jestem Hindusem, Sikhiem, czy katolikiem. Liczy się szczery uśmiech i uścisk dłoni. Chcemy, żeby ci ludzie poczuli się częścią większej społeczności. Zapisujemy ich imiona, przy których notujemy, czego ci ludzie dana osoba potrzebuje. Ostatnio jednej pani bardzo zależało na kurtce. Inny pan potrzebował zimowych butów.
Zamyśla się i dodaje: - Kiedyś zorganizowaliśmy ważną konferencje naukową w Warszawie. Przyjechali na nią naukowcy m.in. ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Po konferencji poszliśmy na spacer po centrum Warszawy. Na ulicy, którą szliśmy, spotkałem troje bezdomnych. Podeszli do mnie i przywitali się: Dzień dobry, how are you? Uścisnęliśmy sobie dłonie.
Plany
O Polsce Vibek mówi w samych superlatywach. - Kocham Warszawę. Spędziłem tu najlepszy czas w życiu. Ludzie są przyjaźnie nastawieni. Większość moich przyjaciół to Polacy - przyznaje.
W przyszłość planuje wrócić do Indii. - Ale jeszcze nie teraz. Na razie chcę zajmować się nauką, to pochłania mnie w całości. I oczywiście wolontariat.