"Cześć! Giniemy!". 29 lat temu w Lesie Kabackim rozbił się "Tadeusz Kościuszko"
Dowodzący załogą do końca zachowali opanowanie i profesjonalizm.
09.05.2016 19:29
9 maja 1987 roku, w Lesie Kabackim pod Warszawą rozbił się samolot IŁ-62 "Tadeusz Kościuszko". Była to jedna z najtragiczniejszych katastrof w historii polskiego lotnictwa. Na pokładzie maszyny znajdowały się 183 osoby. Wszyscy zginęli - 172 pasażerów i 11 członków załogi. Pod względem liczby ofiar była to największa katastrofa w naszym lotnictwie.
Samolot leciał z Warszawy do Nowego Jorku. Do awarii silników doszło w 23. minucie lotu. Kapitan podjął decyzję o powrocie na Okęcie i awaryjnym lądowaniu. Maszyna utraciła jednak możliwość sterowania i roztrzaskała się o ziemię 5 kilometrów od lotniska.
Z zapisów "czarnej skrzynki" wynikało, że dowodzący załogą kapitan Zygmunt Pawlaczyk i drugi pilot - major Leopold Karcher, do końca zachowali opanowanie i profesjonalizm. Ostatnie słowa kapitana Pawlaczyka, które słyszeli kontrolerzy lotów na Okęciu o godzinie 11.12 brzmiały: "Cześć! Giniemy!".
Kapitan Zygmunt Pawlaczyk był jednym z najbardziej doświadczonych pilotów w Polskich Liniach Lotniczych, prowadził samoloty pasażerskie przez 32 lata.
W opinii warszawiaków, mieszkańcy Ursynowa kapitanowi zawdzięczają, że w ostatniej chwili skierował samolot w stronę lasu. Dlatego uhonorowali załogę samolotu i kapitana Pawlaczyka, nadając jego imię jednej z ulic na Ursynowie, a drugą, przecinającą Las Kabacki nazwali - Aleją Załogi Samolotu Kościuszko.
Do zbadania przyczyn katastrofy powołano specjalną komisję rządową. W grudniu 1987 roku warszawska prokuratura zakończyła śledztwo, ustalając, że powodem awarii było "zmęczeniowe zniszczenie" materiałów.
Dopiero po latach do opinii publicznej dotarły szczegóły ekspertyzy, z której wynikało, że do katastrofy doszło z winy radzieckiego producenta - łożysko jednego z silników miało poważne błędy konstrukcyjne.
Po katastrofie "Kościuszki", a wcześniej - w 1980 roku "Kopernika", w której zginęło 88 osób, polski przemysł lotniczy na początku lat 90. pozbył się IŁ-ów i LOT zaczął latać boeingami.
W pobliżu miejsca katastrofy ustawiono krzyż oraz kamienny pomnik z wyrytymi nazwiskami ofiar lotu numer 5055. Rada Państwa uhonorowała pośmiertnie załogę samolotu odznaczeniami państwowymi.
Źródło: IAR/WP.pl
Przeczytajcie też: "Lis i Olejnik na szubienice". Jest zawiadomienie do prokuratury ws. transparentu na stadionie Legii