RegionalneWarszawa"Chwali się łamaniem prawa. Chwali się tym, że kogoś omal nie zabił" [LIST]

"Chwali się łamaniem prawa. Chwali się tym, że kogoś omal nie zabił" [LIST]

"Mój znajomy zginął przez takiego jak ty. Możesz się czuć współwinnym jego śmierci" - napisał nasz czytelnik

"Chwali się łamaniem prawa. Chwali się tym, że kogoś omal nie zabił" [LIST]

12.09.2013 04:49

Dostaliśmy od naszego czytelnika list w sprawie motocyklistów na warszawskich ulicach. Publikujemy go w całości. Pogrubienia pochodzą od redakcji.

We wczorajszym wydaniu Gazety ukazała się rozmowa z motocyklistą. Przeczytałem ją z przerażeniem. Nie wiem czy macie podobne zdanie, ale ja* odniosłem wrażenie, że to rozmowa z człowiekiem zupełnie niezrównoważonym, wręcz niebezpiecznym*.
W wywiadzie chwali się on przede wszystkim drogim i szybkim motocyklem oraz śmiało mówi, że przepisy ma w nosie.

"Olewam nakazy i pędzę przed siebie" - to cytat z tej rozmowy. "Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się jechać z podobną prędkością (200 km/h) na terenie Warszawy. Nie wyobrażam sobie jeździć zgodnie z przepisami, będąc właścicielem ducati 1199 panigale" - oświadcza blisko czterdziestoletni Piotr, właściciel firmy IT.

Jego wiek oraz fakt, że jest właścicielem firmy mogłyby wskazywać na to, że mamy do czynienia z człowiekiem inteligentnym. Niestety, tak nie jest.

"Staram się rozwijać podobne prędkości (200 km/h!) tylko wtedy, gdy mam pewność, że na odcinku 200-300 metrów nie ma żadnego człowieka, który wyskoczyłby nagle pod koła" - oświadcza Piotr. Tego nie mówi człowiek inteligentny. Na motocyklu, w kasku i przy mniejszej nawet prędkości nie ma się takiej pewności, także na Puławskiej. Tylko ktoś nieświadomy zagrożenia jakie stanowi na drodze może wypowiedzieć takie zdanie. Zresztą nie tylko takie. "Na niektórych odcinkach dróg (ograniczenia prędkości) są dziś bez sensu. Zwłaszcza te nakazujące jazdę poniżej 50 czy 60 km na godzinę. Olewam te znaki. Przecież nikt tak wolno po mieście nie jeździ" - czytamy. To jest nieprawda. Jeżdżą tak wszyscy, którzy przestrzegają przepisów ruchu drogowego. "Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się jechać z podobną prędkością" - chwali się w innym miejscu.

Kilka lat temu na jednym z warszawskich przejść, bez sygnalizacji świetlnej, zginął młody człowiek, w którego - gdy przechodził na pasach, wjechał motocyklista. Zginął ojciec małego dziecka. Motocykliście nie stało się prawie nic. Był w kombinezonie i kasku. Ten znajomy zginął właśnie przez takiego jak ty. Przez osobę, która "olewa przepisy".
Piotrze: jeśli rzeczywiście istniejesz, dziś możesz się czuć współwinnym jego śmierci.

Młodzi są zawsze wpatrzeni w starszych. Gdy młody, niedoświadczony motocyklista przeczyta, że szybkim motocyklem nie ma sensu jeździć wolno, nawet po mieście, natychmiast się dostosuje. Ponieważ dostaje od Piotra przyzwolenie na niebezpieczną jazdę wbrew przepisom. Przecież powiedział mu to człowiek, który mówi o sobie, że jest doświadczonym motocyklistą Młodzi ludzie wsiądą po takiej rozmowie na swoje używane ścigacze z rozregulowanymi tłumikami i wyjadą w miasto. Jednym takim stwierdzeniem 47-letni Piotr może doprowadzić do tragedii. Jeżeli już nie doprowadził.

Po opisanym wyżej wypadku wielokrotnie rozmawiałem z motocyklistami, którzy spotykają się zwykle przy kolumnie Zygmunta. Nikt z nich nigdy nie podał racjonalnego powodu łamania przepisów, oprócz tekstów w stylu "ten przepis jest zły" lub "kierowcy samochodów osobowych nie widzą motocyklistów". Za to wciąż gadali o adrenalinie i o tym, jakie osiągi ma ich maszyna. Każdy z nich gadał wprawdzie coś o rozwadze i doświadczeniu na drodze, ale zaraz po tym wsiadał na swoją trumnę na kółkach i łamiąc wszelkie przepisy pędził z rykiem przez most Śląsko-Dąbrowski.

Jak można przeczytać na stronach policji, w 2012 roku 86 proc. wypadków spowodowali kierowcy i tylko 12 proc. piesi. W 2012 roku ponad 2 tysiące wypadków z udziałem motocyklistów doprowadziło do śmierci 261 kierujących motocyklem lub ich pasażerów. Każdego dnia w Warszawie co najmniej trzy osoby zostają ranne w wypadku. Motocykl to zwykle ok. 200 kilo wagi (czasem nawet 500). W zderzeniu z taką, metalową masą, jadącą nawet z niewielką prędkością przeciętny człowiek nie ma żadnych szans.

Żyjemy w cywilizowanym społeczeństwie. Nie bez powodu wymyślono przepisy, których - czy to się komuś podoba, czy nie - należy przestrzegać. Motocykliści ciągle je łamiący są poważnym zagrożeniem dla warszawiaków, jeśli nie plagą, a rozmowa z tym "doświadczonym" motocyklistą tylko to potwierdza. To tacy jak on, z ich młodzieńcza brawurą i lekceważący przepisy narażają innych na poważne niebezpieczeństwo. Stanowią realne zagrożenie na stołecznych ulicach.

Miasto nie jest i nie będzie przeznaczone na wyścigi motocyklowe. Chcesz się ścigać? Wyjedź w miejsce, w którym wolno ci to robić. Szanuj zdrowie innych. Przestrzegaj przepisów. Miasto i jego ulice nie należą do Ciebie. Wciąż się też dziwię, że policja nie jest stanie zatrzymać motocyklisty pędzącego z prędkością 200 km/h.po Centrum.

"Nie wyobrażam sobie jeździć zgodnie z przepisami, będąc właścicielem ducati 1199 panigale. Takim motocyklem jeździ się szybko albo*wcale"* - kończy rozmowę 40-latek.

W takim razie wcale. Po prostu nie nadajesz się do przebywania na stołecznych ulicach.

Czy motocykliści rzeczywiście stanowią tak wielkie zagrożenie na warszawskich ulicach? Co o tym myślicie?

Obraz
Zobacz także
Komentarze (0)