Wariant Delta rośnie w siłę w Polsce. Czwarta fala przed nami?
Wariant Delta koronawirusa zatrzymał brytyjskie odmrażanie gospodarki, a jest go coraz więcej w innych krajach. Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, w Polsce pojawiło się do tej pory 70 zakażeń indyjską odmianą wirusa.
Wariant brytyjski - nazwany przez Światową Organizację Zdrowia wersją Alfa - już mieliśmy. To on spowodował wiosenną falę zakażeń w Polsce. Niejako ma "na koncie" 1 mln 117 tys. zakażeń i niemal 31 tys. ofiar. To on odpowiadał za wydłużony lockdown i długie miesiące zamkniętych hoteli i restauracji. I to on odpowiadał za trzecie przyduszenie gospodarki w trakcie epidemii.
Jednak od 19 dni dzienna liczba zakażeń koronawirusem nie przekroczyła 1 tys. ani razu. Takiego wyniku nie było od ponad roku. Ostatni raz służby Ministerstwa Zdrowia o zakażeniach oscylujących w okolicy 200 informowały ponad 12 miesięcy temu - w lipcu i sierpniu. Właśnie teraz pojawiły się też pierwsze miejsca na mapie, w których służby nie odnotowały żadnej infekcji.
I tak polską tzw. zieloną wyspą jest w tej chwili powiat brodnicki. Zero infekcji - to wynik tego regionu z ostatnich 20 kolejnych dni. A liczba powiatów, w których nie odnotowano ani nowych zakażeń, ani nowych zgonów z każdym dniem rośnie.
Jednak są to powody do radości tylko na krótką metę. Już dziś ostrzeżeniem dla Polski powinna być sytuacja w Wielkiej Brytanii. Wciąż zamkniętej, wciąż przesuwającej terminy otwarcia, wciąż walczącej z rosnącą liczbą infekcji i hospitalizacji.
Bo wariant indyjski, czyli wersja Delta, na Wyspach odpowiada za 9 z 10 nowych infekcji. Brytyjczycy, choć szczepią w o wiele szybszym tempie niż spora część Europy, właśnie mierzą się z rosnącą liczbą przypadków koronawirusa.
A wszystko właśnie przez nowy wariant - o wiele bardziej zakaźny i z o wiele większym ryzykiem hospitalizacji. Nowy wariant to też nowe konsekwencje infekcji: zaburzenia słuchu, zapalenie migdałków oraz zakrzepy krwi. I zostawia ślady również wśród osób, które nie wykazywały żadnych objawów choroby.
Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, do tej pory polskie służby wykryły około 70 zakażeń COVID-19 w odmianie Delta.
- W Polsce nie ma w tej chwili większej transmisji wirusa w wersji Delta, choć są już pierwsze takie przypadki. W sumie ten wariant odpowiada maksymalnie za kilka procent nowych przypadków. Duże grono zidentyfikowanych osób to cudzoziemcy, którzy przyjechali do Polski w ostatnim czasie - mówi Wirtualnej Polsce Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia. I choć wariant nie dominuje, to nawet jego niewielka obecność skłania resort zdrowia, by utrzymywać ograniczenia na granicach z Polską.
W tej chwili wariant Delta nie przeszkodzi w otwieraniu kolejnych elementów gospodarki - a przypomnijmy, że od 26 czerwca hotele w Polsce będą mogły przyjmować 75 proc. gości (choć do limitu nie będą się liczyły osoby zaszczepione).
Jak mówią eksperci - nie ma powodów, by żyć w przekonaniu, że do naszego kraju Delta nie dostanie się w szerszym wymiarze.
- Dlaczego ten wariant jest groźniejszy? Wirus przylega prawie jak magnes i szybko powoduje chorobę. Również ryzyko przeniesienia się go do nas jest duże - tłumaczy prof. Miłosz Parczewski, członek rady medycznej ds. COVID-19. Jak wskazuje, w kwestii nowych wariantów nie możemy mówić o loterii - powinniśmy być pewni, że one będą się pojawiać i będą się przemieszczać.
W Wielkiej Brytanii rosnąca fala zakażeń spowodowała przesunięcie luzowania restrykcji koronawirusowych. Brytyjczycy do normalnego funkcjonowania mieli wrócić 21 czerwca, ale nie wrócą. Stanie się to najszybciej 19 lipca, o ile wyniki zakażeń i szczepień się poprawią.
I wystarczy spojrzeć na statystyki, by zrozumieć obawy premiera Borisa Johnsona.
Jak wynika z analizy Wirtualnej Polski, to jego kraj jest w tej chwili europejskim liderem zakażeń. Równie zła sytuacja jest w Hiszpanii. W drugim tygodniu czerwca w Wielkiej Brytanii pojawiło się 75 infekcji na każde 100 tys. mieszkańców. W Hiszpanii były to 73 infekcje. W Polsce dla przykładu tylko 6, a w Niemczech 16.
- Wirus może wyprzedzić szczepionki. A to doprowadzi do tysięcy zgonów, których można uniknąć. Rozsądnie jest poczekać - przekonywał podczas ostatniej konferencji prasowej premier Boris Johnson.
Sytuacja z Wielkiej Brytanii doskonale pokazuje, jaka może być kolejna fala zakażeń w Polsce. Na Wyspach właśnie zakażają się głównie niezaszczepieni (choć oczywiście nie tylko). A tych - w porównaniu z Polską - jest o wiele mniej. Wniosek? Ten sam wariant wirusa może mieć o wiele gorsze skutki w Polsce, gdzie niezaszczepionych jest wciąż wiele osób.
Na Wyspach pierwszą dawkę szczepionki przyjęło już ponad 79 proc. dorosłych osób (czyli około 62 proc. wszystkich obywateli, włącznie z dziećmi). Po dwie sięgnęła ponad połowa. Kraj ten zmienia też harmonogram szczepień - przyśpiesza podawanie drugiej dawki (z 12 do 8 tygodni), a każda osoba powyżej 40. roku życia ma dostać drugą dawkę do połowy przyszłego miesiąca. Data pokrywa się właśnie z kolejnym krokiem luzowania zasad sanitarnych.
W Polsce mówimy o wyniku o połowę gorszym - w pełni zaszczepionych jest 10 mln osób, czyli co 3 dorosły. Pierwszą dawkę przyjął mniej więcej co drugi dorosły. A i tak grupa osób po przynajmniej jednym preparacie rośnie, gdyż do szczepienia w Polsce masowo zapraszane są osoby młode, powyżej 12. roku życia.
I nie jest to jedyna - kluczowa - różnica. Ważne jest też to, kto przyjmował szczepienia. Na Wyspach wśród osób powyżej 75. roku życia niemal nie ma osób niezaszczepionych. A to grupa najmocniej zagrożona śmiercią z powodu COVID-19. W Polsce z kolei w tej grupie znajduje się około 70 proc. A to może znacznie wpłynąć na ewentualną siłę kolejnej fali – umierać może więcej osób.
I warto sobie powiedzieć jasno: ewentualna czwarta fala zakażeń nie pojawi się przez osoby niezaszczepione. - Pojawi się w grupie niezaszczepionych - ostrzega w rozmowie z Wirtualną Polską dr Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych. I jak wskazuje, im większa będzie grupa osób niezaszczepionych, tym większa będzie grupa, u której mogą pojawić się zakażenia i zgody. - Wszystko wskazuje na to, że czwarta fala w Polsce, będzie właśnie falą Delta - dodaje.
- Szczepienia nie pomogą, gdy będziemy się szczepić zbyt wolno. Jeżeli nie zrobimy tego odpowiednio szybko, to mogą nam nie pomóc. Jeżeli będzie to proces ślamazarny, to przywleczemy sobie prędzej czy później jakąś odmianę koronawirusa, który przebije się przez naszą odporność - ostrzega.
Z kolei prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przywołuje po prostu statystyki skuteczności szczepionek.
A jak wynika z badań przeprowadzonych przez Public Health England, dwie dawki preparatów Pfizer lub AstraZeneca (bo tych używa się na Wyspach) dają 96 proc. i 92 proc. odporności przeciwko wariantowi Delta. A to oznacza, że są niemal tak samo skuteczne jak w przypadku pierwszych wariantów koronawirusa na świecie. Analiza oparta jest na badaniu ponad 14 tys. przypadków infekcji wariantem Delta. Z tej grupy do szpitala trafiło 166 osób. Jedna dawka jest o 17 punktów procentowych mniej skuteczna.
Brytyjczycy są przekonani, że akcja szczepień uratowała 14 tys. osób przed śmiercią i 42 tys. przed hospitalizacją.