HistoriaWanda Wasilewska - pisarka, którą cenił Stalin

Wanda Wasilewska - pisarka, którą cenił Stalin

• Wanda Wasilewska była jedną z najbardziej promowanych pisarek w komunistycznej Polsce
• Wielkim wielbicielem jej talentu był Stalin; polscy pisarze mieli Wasilewską za grafomankę
• Artystka z pasją atakowała innych pisarzy za "odchylenia" ideologiczne

Wanda Wasilewska - pisarka, którą cenił Stalin
Źródło zdjęć: © PAP | Wanda Wasilewska w 1948 r.

Była córką Leona Wasilewskiego, działacza PPS, pierwszego ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej, przyjaciela Józefa Piłsudskiego. Uporczywie podtrzymywana legenda głosiła, że to Piłsudski właśnie był jej ojcem chrzestnym. W rzeczywistości było inaczej, ale do chrztu trzymał ją za rękę (bo miała 13 lat) także znany Polak, pisarz i mason (!) Andrzej Strug. Obrzędu dokonano w Kościele ewangelicko-reformowanym.

W II RP opiekowała się więźniami i prowadziła kuchnię dla strajkujących. Redagowała pismo ''jednolitofrontowe'' i bolszewizowała poczciwy ''Płomyk''. W 1936 r. we Lwowie zorganizowała, inspirowany przez komunistów, Kongres Pracowników Kultury (to na nim, kiedy Władysław Broniewski odczytał swoje ''Zagłębie Dąbrowskie'', na kończące wiersz pytanie ''Gotowe?'', sala odkrzyknęła ''Gotowe!'', a Wasilewska otwierała kongres, pozdrawiając w imieniu Warszawy ''ukraiński Lwów''). Oczywiście działała w Polskiej Partii Socjalistycznej, a komunistką była, powiedziałbym, nieformalnie. W każdym razie od śmierci ojca w 1936 r. zradykalizowała się maksymalnie. Jesienią roku następnego wraz z Janiną Broniewską stanęła na czele głośnego strajku okupacyjnego w Związku Nauczycielstwa Polskiego. Premier Felicjan Sławoj-Składkowski nazwał wtedy przywódczynie tego protestu ''dwiema wściekłymi babami'', zabroniono im pracy z dziećmi i wydawania pism przeznaczonych dla młodych odbiorców, ale za kraty nie trafiły. Więcej, mimo
udziału we właściwie wszystkich znaczących akcjach organizowanych przez komunę ''towarzyszka Wanda'' nigdy nie siedziała w polskim, a jakże – ''faszystowskim'' więzieniu.

Po niemieckiej agresji wyjechała z Warszawy do Kowla, a stamtąd – po 17 września 1939 r. – udała się do zajętego przez Sowietów Lwowa. Została członkiem Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików), działała w Związku Pisarzy Sowieckich Ukrainy, wybrano ją do Rady Najwyższej ZSRS.

Bojcom w hołdzie

We Lwowie, na wiecu przed wyborami 1940 r., Wanda Wasilewska wzruszała siebie i słuchaczy słowami: ''Jeszcze sześć miesięcy temu była ta Armia Czerwona dla mnie legendą i snem. Jeszcze sześć miesięcy temu była czymś dalekim, nieosiągalnym. A teraz stoję między nimi. Mówię do nich. Słucham ich słów – słów o Związku Radzieckim, słów o międzynarodowym braterstwie narodów Związku Radzieckiego. I trudno mi mówić. I głupio, że łzy zalewają oczy, że głos więźnie w gardle. To oni mają na mnie głosować. Żołnierze Czerwonej Armii. Uśmiechnięte młodzieńcze twarze, towarzysze, młodzi towarzysze, którzyście rośli pod znakiem czerwonego sztandaru, wy przecież nie możecie zrozumieć, czym dla mnie, człowieka szczutego, człowieka ściganego, człowieka, który przez lata patrzył na najpotworniejsze sprawy posępnego życia niewolników, jest to, że stoję tu wśród was i wyrażacie mi słowa zaufania, i uśmiechacie się do mnie serdecznie, i ściskacie mi rękę – wy, którym zawdzięczam swobodę i życie, i ojczyznę, która jest waszą i moją
ojczyzną, i ojczyzną proletariatu świata''.

W okupowanym przez ''pierwszych'' Sowietów Lwowie Wanda Wasilewska zajęła pierwszoplanowe miejsce nie tylko w polityce, lecz także w literaturze. A to za sprawą, między innymi, napisanej dla teatru ''Opowieści o Bartoszu Głowackim''. ''Przewagę nad innymi dawał jej, co prawda, już sam proces tworzenia – wspominał w 1963 r. w 'Zeszytach Historycznych' tamten lwowski czas Michał Borwicz. – Pisała łatwo. Nie czekając dopiero 'socrealistycznych' teorii już z natury gardziła 'dzieleniem włosa na czworo'. Operowała pierwszymi danymi, spontaniczną przesadą i brakiem niuansów. Konstrukcję zastępowała nakładaniem obrazów, a spojrzenie czarno-białym rozkładem charakterów i sytuacji. To, na co – w nowych warunkach – inni musieli się dopiero zdobywać, u niej wynikało już z predyspozycji. Temat do sztuki o Bartoszu Głowackim zaczerpnęła z wersji, według której bohater bitwy racławickiej wcale nie zginął pod Szczekocinami, ale – wróciwszy po wojnie do swoich Rzędowic – został wezwany przez dziedzica Szujskiego do
odrabiania pańszczyzny, gdy – powołując się na Kościuszkę – odmówił, dziedzic miał go oddać w rekruty, do armii austriackiej''.

Taką samą wersję życiorysu Bartosza Głowackiego przedstawił przed wojną w poemacie ''Kumac'' Wojciech Skuza. ''W momencie wystawienia sztuki Wasilewskiej – przypominał Borwicz – Skuza aresztowany […] przebywał już od szeregu miesięcy w jakimś azjatyckim więzieniu, skąd już nigdy nie wrócił. Wasilewska przełożyła tę wersję na szereg luźnych obrazów. Tendencję 'wypunktowała' w scenie końcowej stanowiącej rodzaj przedłużenia hipotezy o oddaniu Bartosza w rekruty. Jako austriacki żołnierz, Głowacki dostaje się mianowicie do niewoli na włoskim froncie. Tutaj spotyka Polaków walczących w armii Napoleona przeciw Austrii. Ci, rozpoznawszy w nim bohatera spod Racławic, witają go z entuzjazmem, pewni, że Bartosz zaciągnie się w ich szeregi. Nauczony bolesnym doświadczeniem, Głowacki jednak odmawia. Jego wrogiem, mówi, nie jest Austria, ale panowie. Jego ojczyzną nie jest ta ich pańska, lecz ta jego chłopska Polska. Ironię sytuacji podkreślają słowa piosenki, śpiewanej przez polskich żołnierzy i dochodzącej z
pobliskiego biwaku: 'Bartoszu, Bartoszu, oj nie traćwa nadziei…'''. Sztukę wystawił w 1941 r. Polski Teatr Dramatyczny we Lwowie. W Związku Pisarzy urządzono nad nią dyskusję, gdzie autorkę wychwalano ponad wszelkie miary.

Jeszcze we Lwowie zaczęły się ukazywać ''Nowe Widnokręgi'' firmowane przez Wasilewską, z m.in. Boyem, Przybosiem i Rudnickim w roli redaktorów. Później w Moskwie był to organ Związku Patriotów Polskich, na początku już jednak wsławił się odrzuceniem przez redakcję opowiadania nadesłanego przez Brunona Schulza. Niefortunny autor historii o pokracznym synu szewca usłyszeć miał: ''Nam Proustów nie potrzeba''.

Nie siemja, a banda

Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej Wasilewska wstąpiła w szeregi Armii Czerwonej. Przez dwa lata w randze komisarza pułkowego, a potem podpułkownika pracowała jako agitatorka frontowa i wojenna korespondentka. Należała do Zarządu Politycznego 65. Armii Frontu Południowo-Zachodniego. W 1943 r. z błogosławieństwem samego Stalina zorganizowała Związek Patriotów Polskich i została jego przewodniczącą. Współtworzyła 1. Dywizję Piechoty im. Tadeusza Kościuszki i 1. Armię Wojska Polskiego. Od 1944 r. działała w Centralnym Biurze Komunistów Polskich w Moskwie.

Do ''oswobodzonej'' Warszawy Wanda Wasilewska przyjechała 19 stycznia 1945 r., dwa dni po zdobyciu miasta przez Armię Czerwoną i dwa dni po pierwszym seansie filmowym, jaki odbył się w wolnej od Niemców stolicy. Pokaz ten zorganizowano na Pradze, w kinie Syrena przy ulicy Inżynierskiej, a pierwszym filmem wyświetlonym w powojennej Warszawie była ''Tęcza'', którą Mark Donskoj nakręcił rok wcześniej na podstawie uhonorowanej Nagrodą Stalinowską powieści Wasilewskiej. Mówiąc w największym skrócie, film pokazywał okrucieństwo Niemców i zbrodnie dokonane przez nich na zajętych terenach ZSRS. Z hordami nazistowskich bestii zmagają się partyzanci, do których przyłącza się bohaterka ''Tęczy'', prosta, zwyczajna Ukrainka, Olena Kostiuk, mszcząc się za doznane krzywdy osobiste i niedolę ojczyzny.

Od pół roku formalnie wiceprzewodnicząca Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego nie chciała jednak Wasilewska pozostać w Polsce, która miała przecież stać się tą tęsknie wyczekiwaną w ''koszmarnych czasach sanacji'' – Polską Ludową. Ona jednak walczyła o Polską Republikę Rad, o Polskę sowiecką. Ze swej strony zrobiła, co mogła, wybierając obywatelstwo sowieckie właśnie. Pozostała w Kijowie, zamieszkała tam na stałe. Podobno sam Stalin dziwił się temu wyborowi, ale zaakceptował go, bo czego by wszak nie zrobił dla Wandy Lwowny! A ona po wyjściu za mąż za dramaturga i aparatczyka Aleksandra Korniejczuka (mawiano: ''Korniejczuk i Wanda, nie siemja, a banda'') stała się przykładną pisarką sowiecką. Po stachanowsku pisała i wydawała kolejne książki (razem z małżonkiem spłodziła ukraińskie libretto do opery Dankiewicza ''Bohdan Chmielnicki'' z mocnymi akcentami antypolskimi), do Polski jeździła, bardziej jednak prywatnie niż urzędowo, zasiadała w Radzie Najwyższej ZSRS, aktywnie działała w skupiającym
najrozmaitszych ''pożytecznych idiotów'' Ruchu Obrońców Pokoju.

Fidel Dobra Rada

Na tym bocznym, ''pokojowym'' torze miała więcej czasu dla siebie, oddawała się więc przyjemnościom wieku dojrzałego: pielęgnowała ogródek, łowiła ryby, a wędkarką była wyśmienitą. Dużo też podróżowała, co zawsze bardzo lubiła. Na początku lat 60. wybrała się na Kubę, gdzie też łowiła ryby, i to z samym Fidelem Castro. Opisała to niezwykłe wydarzenie, a przekład tego zaangażowanego reportażu znalazł się m.in. w wydanych w 1967 r. w Warszawie wypisach dla klasy VII szkół podstawowych ''Między dawnymi a nowymi laty''. Oto fragment: ''– Złapałem – mówi Fidel. [...] Na dno łódki pada duża ryba, ma ze trzy kilogramy. Fidel patrzy na mnie figlarnie. Ale w tej chwili i ja czuję, że linka drga inaczej niż dotąd, a spinning wygina się w łuk. Jaki sukces – ryba! Gorączkowo zwijam linkę, ryba stawia opór, zbliża się powoli, serce mi bije ze strachu i oto jest! Złapałam rybę nie w Dnieprze, nie w Dunaju, złapałam rybę na dalekiej Kubie, współzawodnicząc z Fidelem Castro. Moja ryba jest trzykrotnie mniejsza niż ryba
Fidela, czy to jednak ważne!''.

Pewnie, że to nieistotne w obliczu dokonującej się rewolucji. I oto ''nieoczekiwanie'' w motorówce kończy się paliwo. Z powrotem problemu nie będzie, bo w trzcinach przezornie ukryto beczki z benzyną, ale wędkowanie czas kończyć, by odwiedzić jeszcze pobliską spółdzielnię węglarzy: ''Tu na półwyspie Sepata, przed rewolucją zupełnie odciętym od świata, żyli ludzie trudniący się wypalaniem węgla drzewnego z korzeni krzewów rosnących na bagnach. Węglarze prowadzili na wpół koczownicze życie biedaków wśród bagien i zarośli. Zjadały ich moskity, za swą ciężką pracę dostawali grosze, pomoc lekarska była dla nich zupełnie niedostępna, ich dzieci nie chodziły do szkoły. Teraz utworzyli spółdzielnię''.

W stołówce kubański przywódca rozmawia z robotnikami, kolejno odnotowując ich prośby. Domagają się karabinów, by bronić się przed ''bandytami''. Chcą 10, Fidel obiecuje 6. Jakaś kobieta żali się, że mąż jej pojechał do Hawany uczyć się, nie przesyła pieniędzy, bo nie zarabia, a ona sama pracować nie może, ponieważ musi opiekować się trojgiem dzieci. Fidel każe odszukać męża: ''Niech wraca i zajmie się rodziną. Jak się ma troje dzieci, trzeba pracować''. Jednak nauka też jest ważna, analfabetyzm pomagają zwalczyć przybyli z Hawany nauczyciele ochotnicy. Tyle że nieumiejący czytać uczniowie nie mają czasu na naukę: w dzień pracują, w nocy budują: ''Tu, gdzie ludzie kiedyś gnieździli się w nędznych szałasach i norach, buduje się spiesznie osadę z domkami o trzech i czterech pokojach''. I węglarze, ''pracując razem z brygadą budowlaną, wznoszą osadę dla siebie''.

Ktoś dopomina się o jeszcze jeden spychacz. Fidel nie obiecuje, ale zapisuje prośbę. A kucharce skarżącej się na brak mydła odpowiada: ''– Nie ma mydła. Byłaś w Hawanie? – Byłam. – Widziałaś tam dużo mydła? – Nie, i tam jest za mało. – A widzisz. Z mydłem ciągle jest jeszcze kiepsko. Trzeba mieć pretensje do Amerykanów, nie do nas. No, ale rośnie przecież u was (wymienia jakieś drzewo), można jego liśćmi prać, zamiast mydłem''.

Fidel Castro to w ogóle Wujek Dobra Rada: ''… wypytuje szczegółowo, ile płacą za ryż, radzi kupować inny, lepszy gatunek. Interesuje się cenami pomidorów, dowiaduje się, gdzie kupują mięso. Radzi, żeby ktoś z członków kolektywu zajął się łowieniem ryb. Ryby są tańsze od mięsa, urozmaicają pożywienie, a poza tym w rybim mięsie jest więcej białka”.

Pora wracać: ''W ciemności nocy kubańskiej patrzę na regularny profil [Fidela – przyp. K.M.] i myślę, że ten wódz jest przecież niewiele starszy od mojej córki. Że dźwiga on odpowiedzialność za kraj i naród, za siedem milionów ludzi, którzy bez odpoczynku uczą się i budują, przekształcając swą wspaniałą wyspę z byłej kolonii amerykańskiej w samodzielne państwo''.

Rewolucyjna czujność

Wasilewska, choć już przecież nie pisarka polska, lecz sowiecka czy – jak nakazywała ówczesna poprawność polityczna – radziecka, w układanych w Warszawie spisach lektur obecna była przez cały okres PRL. W podstawówkach i liceach, wśród lektur obowiązkowych i uzupełniających, z ''Ojczyzną'', a krótko nawet z ''Tęczą'', z ''Ziemią w jarzmie'' i ''Płomieniem na bagnach'', wreszcie z budzącą najmniej kontrowersji przeznaczoną dla dzieci ''Kryształową kulą Krzysztofa Kolumba'' i wyciskającym łzy ''Pokojem na poddaszu''. Dzisiaj jeszcze, co łatwo sprawdzić w Internecie, nie brakuje sentymentalnych wspomnień babć i dziadków wciskających wnukom do czytania ów ''Pokój…'' i próżno oczekujących, że wywoła on emocje podobne do tych, które były ich udziałem.

Jest faktem, że czas zdecydowanie gorzej obszedł się z jej książkami dla dorosłych, choć – na co zwrócił uwagę swego czasu Piotr Kuncewicz – nawet w ''Ojczyźnie'' znajdziemy kilka mocnych scen – ''samosądu gromadzkiego, nieludzkiej śmierci fornala'', reszta jest jednak nieczytelna. Trzeba też pamiętać, że Wasilewska, jak żaden inny polski pisarz, poddała się rygorom socrealizmu, co nad Wisłą budziło odrazę, ale już nad Dnieprem i Wołgą było absolutnie zrozumiałe. Nieprzypadkowo też podkreśla się tam, że jej zekranizowana w 1944 r. ''Tęcza'', po bezprzykładnym początkowym sukcesie, wznowiona została dopiero w latach 60. No, jak widać, gdy ktoś się uprze, to i z politruka zrobi pisarza niepokornego.

Czesław Miłosz nazywał ją ''proletariacką Zarzycką'', także inny poeta, Aleksander Wat, nie miał złudzeń odnośnie do wartości utworów Wasilewskiej. W przeciwieństwie do Stalina, który widział w niej wielką pisarkę, on postrzegał ją jedynie jako grafomankę. Znajdował za to dla niej dobre słowa za starania, jakie czyniła dla będących w tragicznych warunkach Polaków, jak usiłowała wyciągać ich z więzień i obozów, jak interweniowała u władz sowieckich, jak pomagała materialnie polskim pisarzom, wysyłając im paczki.

Ten obraz nie najgorszej mimo wszystko Polki, a przynajmniej koleżanki, załamuje się jednak. Na przykład w roku 1955, gdy w Polsce pojawiły się pierwsze oznaki postalinowskiej odwilży, Wanda Wasilewska w liście do Nikity Siergiejewicza Chruszczowa, swego dobrego znajomego z Kijowa, a w 1955 r. już przecież samego genseka Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego, donosiła: ''Uważam, że w Polsce sprawy na froncie kulturalnym źle stoją. Pod hasłami 'wolności jednostki', 'wolności twórczości', 'swobody krytyki' prowadzona jest stała wroga agitacja przeciwko marksizmowi, przeciwko ustrojowi Polski Ludowej oraz przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Znajduje to swój wyraz w publikowanych wydawnictwach, w prasie periodycznej, w polityce repertuarowej teatrów. Przesyłam Wam poemat znanego polskiego poety, nagrodzonego orderami i nagrodami państwowymi, członka partii, ogłoszony 21 sierpnia 1955 roku na pierwszej stronie oficjalnego organu Związku Literatów Polskich – w oryginale i w dosłownym przekładzie''. Chodzi, rzecz
jasna, o ''Poemat dla dorosłych'' Adama Ważyka, a więc dobrze znanego jej i z kijowskiej jaczejki, i z I Armii komunistycznego rymopisa. Jak widać, rewolucyjna czujność nie opuszczała jej niemal do końca.

Jeśli chodzi o ordery, które wypominała Ważykowi, to ta, jakkolwiek byśmy na to patrzyli, cudzoziemka odznaczona została w Polsce m.in.: Krzyżem Grunwaldu I klasy, Orderem Sztandaru Pracy I klasy i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W ZSRS dwukrotnie otrzymała Order Lenina.

Umarła stosunkowo wcześnie, bo 29 lipca 1964 r. w wieku 59 lat. Pochowana została na cmentarzu Bajkowym w Kijowie, bynajmniej nie u boku męża. Korniejczuk spoczywa w innej mogile na tej samej nekropolii. Podobno miłość do żony dawno mu przeszła i zdradzał ją na potęgę. Wandę Lwowną uhonorowano ulicami i szkołami jej imienia: i w ZSRS, i w Polsce. U nas dzieciaki wstydziły się tej narzuconej im patronki renegatki i, począwszy od 1989 r., przemianowywano placówki podtrzymujące jej kult. W ZSRS, a zwłaszcza na Ukrainie, szło to bardziej opornie, ale całkiem niedawno, w grudniu 2015 r. kijowską ulicę Wandy Wasilewskiej wreszcie zdekomunizowano. Podobno będzie to ulica Janusza Korczaka.

###Krzysztof Masłoń, Historia Do Rzeczy

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
historiapisarzjózef stalin
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)