Walka o powrót niezależnej TV na antenę
Około 30 tys. ludzi demonstrowało w stolicy Gruzji Tbilisi na rzecz powrotu na antenę
niezależnej telewizji Imedi, zamkniętej po wprowadzeniu 7
listopada przez prezydenta Micheila Saakszwilego stanu
wyjątkowego. Stan ten został po tygodniu odwołany, ale restrykcje wobec Imedi
utrzymano w mocy, odbierając gruzińskiej opozycji jeden z jej
głównych środków kontaktu z społeczeństwem.
Według władz, wobec telewizji Imedi, którą założył finansowy magnat Badri Patarkaciszwili, prowadzone jest śledztwo pod zarzutem nawoływania do obalenia rządu. Należący do krytyków Saakaszwilego Patarkaciszwili przekazał ostatnio kontrolę nad Imedi koncernowi News Corp. Ruperta Murdocha.
W trakcie policyjnej interwencji wyposażenie techniczne Imedi doznało znacznych uszkodzeń i zdaniem jej obecnego amerykańskiego dyrektora Lewisa Robertsona na powrót stacji na antenę potrzebne są miesiące.
W trakcie niedzielnej demonstracji jej uczestnicy przemaszerowali przez śródmieście Tbilisi pod gmach parlamentu, gdzie odbył się wiec. Celem naszego wiecu jest żądanie wznowienia nadawania przez Imedi i zwolnienia więźniów politycznych - powiedział opozycyjny kontrkandydat Saakaszwilego w wyznaczonych na 5 stycznia przedterminowych wyborach prezydenckich Lewan Gaczecziładze.
Saakaszwili formalnie ustąpił w niedzielę z urzędu, by móc ponownie ubiegać się o stanowisko głowy państwa. Zgodnie z prawem, musiał to uczynić najpóźniej 40 dni przed głosowaniem. Na mocy konstytucji obowiązki prezydenta przejęła jego bliska polityczna sojuszniczka, przewodnicząca parlamentu Nino Burdżanadze.
Władze Gruzji zdecydowały się na rozpisanie wcześniejszych wyborów po gwałtownych demonstracjach opozycji i wprowadzeniu w kraju stanu wyjątkowego, który cofnięto w następstwie nieprzychylnych reakcji Zachodu.
Przeciwnicy byłego prezydenta przypisują mu odpowiedzialność za rozpanoszoną korupcję i spadek poziomu życia. Saakaszwili, który objął władzę w następstwie bezkrwawej "rewolucji róż" w 2003 roku, uważa te zarzuty za bezpodstawne.