PublicystykaWałęsa i Kaczyński okładają się pięściami. Niestety, to nie jest ich prywatna sprawa

Wałęsa i Kaczyński okładają się pięściami. Niestety, to nie jest ich prywatna sprawa

Lech Wałęsa i Jarosław Kaczyński są niczym wzorzec nienawiści i pogardy. Zapominają, że za jednym i drugim stoi armia Polaków. A dla nich wojna trwa długo po tym, gdy wodzowie łaskawie zrobią sobie przerwę.

Wałęsa i Kaczyński okładają się pięściami. Niestety, to nie jest ich prywatna sprawa
Źródło zdjęć: © PAP | Adam Warżawa
Paweł Wiejas

06.12.2018 | aktual.: 06.12.2018 16:10

Nie ma na świecie adwokata, który wybroniłby Lecha Wałęsę oskarżającego bez dowodów Jarosława Kaczyńskiego o spowodowanie katastrofy smoleńskiej.

"Jarosław Kaczyński podczas lotu samolotu z polską delegacją do Smoleńska, mając świadomość nieodpowiednich warunków pogodowych, kierując się brawurą, wydał polecenie, nakazał lądowanie, czym doprowadził do katastrofy lotniczej w dniu 10 kwietnia 2010 r" – napisał na FB Wałęsa.

Oskarżenie straszne i zwyczajnie podłe

Trudno wyobrazić sobie oskarżenie mocniejsze, bardziej wstrząsające niż to o przyczynienie się do śmierci 96 osób, ale bez dowodów również najzwyczajniej podłe. Dlatego Sąd Okręgowy w Gdańsku nie miał innej możliwości niż orzec, że były prezydent, przywódca pierwszej „Solidarności”, musi przeprosić Jarosława Kaczyńskiego.

Proces Wałęsa-Kaczyński ma jednak zdecydowanie głębsze tło, niż jedynie spór dwóch starszych polityków, nienawidzących się nienawiścią szczerą i najwyraźniej dozgonną.

To Jarosław Kaczyński i jego partia nigdy nie zaakceptowali ustaleń Komisji Badania Wypadków Lotniczych. To komisja Antoniego Macierewicza mnożyła najbardziej absurdalne teorie związane z katastrofą. To wreszcie – w pewnej części – na katastrofie smoleńskiej PiS wyhodował swoje wyborcze zwycięstwo czyniąc z miesięcznic smoleńskich partyjne wiece.

Wiadomo, że Jarosławowi Kaczyńskiemu nikt nie wmówi, że "białe jest białe, a czarne jest czarne", ale narracja jego partii o zmowie Tuska z Putinem, o zamachu, z każdą miesięcznicą budziła coraz większy sprzeciw. Był on tym większy, im bardziej PiS pokazywał jak bezradny jest w dostarczeniu dowodów rzekomy na zamach. Nie przeszkadzało to jednak ciągle sugerować, że do takiego doszło. A gdy wreszcie Jarosław Kaczyński pojął, że nic z tego nie będzie, jak gdyby nigdy nic, tak jakby Macierewicz nie plótł swoich bzdur, wygasił „zamachowy” zapał. Nie stać go było na zwyczajne ludzkie: "Przepraszam, myliłem się".

Czy można się dziwić, że z drugiej strony sceny politycznej zaczęły padać równie absurdalne oskarżenia? To była tylko kwestia czasu. I stało się. Wałęsa napisał to co myśli na największej tablicy ogłoszeniowej świata. Możliwe nawet, że zgadza się z nim część Polaków.

Oni się biją, a naród kibicuje

Nie wierzę, że wyrok gdańskiego sądu zakończy sprawę. Że Lech Wałęsa przeprosi Jarosława Kaczyńskiego bo zrozumie jak wielką niegodziwość popełnił.

Nie tylko jednak on powinien wziąć sobie do serca wyrok i to, co uczynił. Prawdopodobnie - nie siedzę wszak w jego głowie – Wałęsa jest przekonany, że nie zrobił nic złego. Po prostu chlapnął, jak chlapią codziennie na Twitterze z mównicy sejmowej, w studiach telewizyjnych setki polskich polityków.

Już sami zagubili się w tym, co wypada powiedzieć, a co jest chamską, karczemną awanturą, w której pięści zastąpiły słowa.

Postępują tak, jakby uważali, że nic się nie stało, że po ogłoszeniu swoich "mądrości" otrzepią się i pójdą dalej. To tak nie działa. Cały ten syf, którego są sprawcami, osadza się w nas.

Wałęsa i Kaczyński są niczym wzorzec nienawiści i pogardy. Patrząc na to bezmyślne mordobicie, które fundują nam od lat, wyobraźmy sobie, jak daleko moglibyśmy zajść, gdyby Polaków nie dzieliły wojny wywołane przez ludzi, którzy uważają się za przywódców, a w rzeczywistości okazują się moralnymi karzełkami.

Zobacz także
Komentarze (0)