PolskaWalentynowicz i Wałęsa: ostra wymiana argumentów

Walentynowicz i Wałęsa: ostra wymiana argumentów

Podczas dyskusji byłych działaczy
Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża z okazji 25. rocznicy
powstania tej organizacji odżył dawny spór między Anną
Walentynowicz a Lechem Wałęsą o jego rzekomą współpracę ze Służbą
Bezpieczeństwa.

Przy jednym stole w Centralnym Muzeum Morskim w Gdańsku zasiedli m.in. Anna Walentynowicz, Bogdan Borusewicz, Andrzej Gwiazda, Aleksander Hall, Kazimierz Świtoń, Lech Wałęsa i Krzysztof Wyszkowski.

"Miałem trudne momenty w swojej prywatnej walce z komunizmem. Kiedy po grudniu 1970 r. szedłem jako przedstawiciel Stoczni Gdańskiej na spotkanie z Gierkiem, to większość krzyczała mu, że 'pomożemy'. Ja tego nie zrobiłem. Na drugi dzień miałem u siebie bezpiekę i pytali mnie, czy będę pomagał w budowaniu Polski. Wymagano ode mnie współpracy, ale nigdy nie agenturalnej, nigdy donoszenia na kolegów" - powiedział Wałęsa.

Były prezydent podkreślił, że od "budowania Polski nie szło się wymigać". "Ale kiedy okazało się, że nie idzie to we właściwym kierunku, to chyba na dwa miesiące przed Radomiem powiedziałem im: żadnych rozmów, żadnych kontaktów, tam są drzwi. Na to są dokumenty" - dodał założyciel "Solidarności".

"Wałęsa miał zrobić strajk w mojej obronie, ale nie zrobił. Przyjechał do stoczni motorówką z dowództwa Marynarki Wojennej w Gdyni, kiedy strajk już trwał. Ten fakt potwierdził rok temu w obecności 10 osób Tadeusz Fiszbach (b. I sekretarz KW PZPR w Gdańsku - PAP) na plebanii księdza Henryka Jankowskiego" - powiedziała Walentynowicz.

Była suwnicowa Stoczni Gdańskiej zarzuciła też Wałęsie, że w sierpniu 1980 r. chciał zakończyć strajk już trzeciego dnia, czym "skompromitował" Wolne Związki Zawodowe.

"Agentem mnie nazwać - to jest nieprawdopodobne! Nawet pomyśleć coś takiego to grzech. To się nie mieści w głowie. I co ja mam teraz zrobić? Do sądu podać, to powiedzą, że mszczę się na staruszce" - powiedział wzburzonym głosem Wałęsa.

B. prezydent ubolewał, że część jego przyjaciół z WZZ posądza go o współpracę z aparatem bezpieczeństwa PRL. "Z premedytacją wszystkie dokumenty na mnie są zrobione" - przekonywał. Dodał, że dziś uważa się za człowieka przegranego, m.in. dlatego że "Solidarność" wybrała pokojową formę walki z komunizmem. "To od razu dało przewagę tym, którzy mieli władzę 40 lat i pieniądze" - wyjaśnił.

Gorący nastrój dyskusji próbowali łagodzić m.in. Aleksander Hall i Bogdan Borusewicz. "Mam apel, żebyśmy wyszli z tego spotkania zbudowani, a nie urządzali targowiska i szerzyli frustracje, które są znane. Skoro usiedliśmy razem przy tym stole, to zobowiązuje do czegoś" - poprosił ten ostatni.

Już na początku spotkania b. działaczy WZZ Wałęsa zagroził, że wyjdzie z sali, jeśli prowadzący debatę naukowcy z Instytutu Pamięci Narodowej nie zmienią jej charakteru.

Historycy Andrzej Friszke i Paweł Machcewicz chcieli, aby członkowie WZZ opowiedzieli m.in., jak doszło do powstania tej organizacji i jakie były metody działalności, aby takie szczegóły mogły służyć historykom. "Bezpieka zwyciężyła i podzieliła nas, i zwycięża dzisiaj. To sprawdźmy, jak bezpieka nas rozgrywała i rozgrywa" - zaproponował zamiast tego Wałęsa.(iza)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)