Waldemar Kuczyński: czy Platforma Obywatelska przetrwa do roku 2015?
Oczywiście w odpowiedzi na tytułowe pytanie niczego, jako tako pewnego powiedzieć nie można. To co się ostatnio zmieniło, to sensowność postawienia takiego pytania. Można było pytać także przed głośnym głosowaniem czterdziestu posłów PO za dalszymi pracami nad zakazem aborcji płodów uszkodzonych. Znane jest od dawna istnienie w Platformie skrzydła konserwatywnego. Po tym głosowaniu celowość takiego pytania jest oczywiście o wiele większa. Tym bardziej, że mimo wyjątkowo ostrego i publicznego napomnienie szefa partii wobec tych posłów, czternastu spośród nich powtórzyło swoje "antypartyjne" głosowanie podczas drugiego czytania projektu Solidarnej Polski - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla Wirtualnej Polski.
To mówi także coś o atmosferze w partii. Na pewno nie jest to atmosfera zgody i skupienia na roli, jaką pełni główna partia rządząca. Raczej atmosfera wewnętrznego skłócenia i towarzyszących temu emocji nie pomagających dobrej polityce. Wynikiem tego jest niezdolność PO do wypracowania klarownego stanowiska we wszystkich sprawach dotyczących kwestii światopoglądowych, w mniejszym może stopniu, ale także, w sprawach państwowo-kościelnych. Platforma, która powstawała, jako przechylona w prawo, wroga, ale jednak mutacja Unii Wolności, odziedziczyła tę jej piętę Achillesa. Tutaj konserwatyści mają na dodatek wsparcie koalicyjnego PSL.
Ta blokada, którą premier postanowił w przypadku in vitro obejść wprowadzając finansowanie poprzez utworzenie programu medycznego jest bardziej niebezpieczna, niż się wydaje - nie tylko dla PO, lecz dla dynamiki sytuacji w kraju.
Za powstającą w styczniu 2001 roku Platformą, wtedy postrzeganą, jako formacja liberalna, poszła większość liberalnego elektoratu Unii Wolności. W kluczowej chwili rozłamu UW, wykorzeniona z liberalnej gleby, nie zdobyła się na porzucenie liberalnej skrajności i znikła ze sceny. Potem elektorat PO powiększał się o część raczej lewicujących wyborców porzucających skompromitowany aferami SLD, a następnie o przestraszonych zamordyzmem PiS-owskim w latach 2005-2007. Te zyski elektoralne Platformy, które wydźwignęły ją w sondażach momentami pod 50 proc. to był raczej wyborca centrolewicowy, niż centroprawicowy. I raczej wyborca sytuacyjny, niż wierny, raczej chwiejny, niż twardy. Pod tym względem zupełnie inny, niż zbuntowany przeciw obecnej Polsce, zmobilizowany elektorat PiS przypominający ogromną sektę, wedle moim zdaniem trafnego określenia prof. Normana Daviesa.
Paraliż PO w sprawach, które są ważne dla tej rzeszy wyborczej, i takie demonstracje, jak owej 40-tki posłów powodują rosnącą niechęć do tej partii, a nawet poczucie, że ona wyborców zdradza. To na pewno jest jeden z powodów spadku poparcia dla Platformy w sondażach i wzrostu liczby wyborców czekających na alternatywę, byle nie PiS-owską, lub na poprawę PO.
Niestety Ruch Palikota i SLD, partie bezpieczne dla obywateli, nie znalazły dotąd sposobu, by tę rzeszę przekonać do siebie. Nie widać też, by tego próbowały, kontynuując styl opozycji, który efektów nie daje. W tej sytuacji światopoglądowy "rozkrok" i paraliż PO wpływa na słabnięcie bariery chroniącej kraj przed przechwyceniem władzy przez siły groźne dla kraju, które ukrywają rzeczywiste zamiary i nieźle się im to udaje.
Nie sądzę, by Platforma pozbyła się opisanego wyżej paraliżu, a więc nie spełni części przynajmniej oczekiwań wyborców. Nie wiem też, czy przetrwa do 2015 roku. Obawiam się jednak, że jeśli zrozumiałe pretensje do tej partii, zepchną u jej dotychczasowych wyborców na drugi plan wyobraźnię, jak złą drogą może pójść Polska, to nie obroni się jej przed wielkim ryzykiem, jakim byłaby wygrana skrajnej prawicy, która jest w natarciu.
Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski