"Napisz wiadomość, nie mogę teraz odebrać. Jadę do Niemiec" - pisze po arabsku mężczyzna, który właśnie wiezie migrantów z okolic strefy stanu wyjątkowego w kierunku Berlina. "Skąd jesteście? Ilu was jest? Wyślij lokalizację, wtedy będziemy rozmawiać" - mówi przez telefon inny przemytnik. Dotarliśmy do organizatorów nielegalnego przewozu migrantów z Polski, którzy, nie bacząc na polskie służby, coraz śmielej reklamują się w internecie.
Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały minionego roku.
14 tysięcy euro - tyle średnio kosztuje kurs busa, który mieści siedmiu migrantów. Zdarzają się promocje dla grup, ale stawka rzadko spada poniżej 2000 euro za osobę. Samochód podjeżdża w umówione miejsce i bez pytania wyrusza w drogę do Niemiec. Z nadzieją, że nikt go nie zatrzyma. Kierowcy trzeba pokazać pieniądze, ale według relacji płaci się dopiero po bezpiecznym dotarciu do celu. W razie złapania przez policję przemytnik nic nie dostaje. Mimo ryzyka szanse na sukces wydają się całkiem spore, bo przy granicy pojawia się coraz więcej zorganizowanych grup, które czekają na kolejne zlecenia.
Za pośrednictwem tłumacza języka arabskiego kontaktujemy się z organizatorami przemytu migrantów. Znalezienie ich w internecie jest banalnie proste, ale o tym później.
Nasz współpracownik przedstawia się jako Irakijczyk, który po przylocie do Mińska będzie potrzebował szybkiego transportu z Polski do Niemiec. Próbujemy dodzwonić się do organizatorów przemytu. Zazwyczaj za pierwszym razem nikt nie odbiera, ale w odpowiedzi szybko dostajemy wiadomość. "Salam alejkum. Wyślij wiadomość głosową" - pisze mężczyzna z syryjskiego numeru, który w kolejnej wiadomości potwierdza, że zajmuje się przemytem. "Bracie, oferuję taksówkę z Polski do Niemiec".
Wymiana kilku zdań w języku arabskim to forma wstępnej weryfikacji. Przemytnicy pytają zazwyczaj o liczbę osób, które szukają transportu, żądają też przesłania aktualnej lokalizacji. Pinezka z Google Maps zazwyczaj im nie wystarcza, bo można ją ustawić w dowolnym miejscu, niezależnie od tego, gdzie aktualnie się znajdujemy. Organizatorzy transportu chcą mieć pewność, że rozmawiają z osobami, które są w pobliżu strefy stanu wyjątkowego, gdzie będą mogli przyjechać.
Nasz tłumacz pomyślnie przechodzi weryfikację. Przemytnik zgadza się na rozmowę. Jest uprzejmy, choć długo upewnia się, że ma do czynienia z zaufaną osobą. - Musimy być ostrożni, na wypadek, gdybyśmy byli podsłuchiwani, ale ufam ci - tłumaczy. - Koszt to 2000 euro od osoby, pod warunkiem, że w samochodzie będą zajęte wszystkie miejsca. Jeśli nie, trzeba będzie zapłacić więcej. Do Niemiec powinniśmy dotrzeć w 7 godzin - informuje męski głos w słuchawce.
Rozłączamy się. Oddzwaniają do nas dwie kolejne osoby. Tym razem kobieta, również z syryjskiego numeru. - Po przesłaniu dokładnej lokalizacji sprawdzę, czy mamy w pobliżu dostępny samochód - mówi jak pracownica korporacji taksówkarskiej. Nie chce jednak podać ceny. Po kilku pytaniach nabiera wątpliwości i rozłącza się. - Chwilowo nasza praca nie jest możliwa - pisze w wiadomości. Kilkanaście minut później ponownie prosi o szczegóły i pyta o liczbę osób zainteresowanych przewozem.
Wszystkie rozmowy wyglądają podobnie. Jeden z przemytników chwali się, że za dopłatą kilkuset euro jest w stanie zorganizować nawet podróż z Białorusi. - Samochód dowiezie cię z Mińska na pogranicze, tam "przewodnik" pomoże przejść do Polski, a po drugiej stronie będzie czekał drugi samochód, który jedzie do Niemiec - mówi. Nie uprzedza jednak, że po przejściu do Polski trafimy do strefy stanu wyjątkowego.
Jak znaleźć przemytnika?
Wspomniałem już, że nawiązanie kontaktu z przemytnikami jest banalnie proste. Jak bardzo? Znalezienie ponad trzydziestu numerów telefonów do różnych osób, które oferują swoje usługi w Polsce, zajęło mi dziesięć minut. W mediach społecznościowych, najczęściej na arabskojęzycznych grupach, codziennie pojawiają się setki nowych ofert.
Można w nich znaleźć nie tylko numery telefonów, ale także tysiące wpisów, które pozwalają poznać szczegóły procederu, za którym stoi reżim Łukaszenki. Wśród ogłoszeń pojawiają się m.in. oferty sprzedaży sfałszowanych dokumentów, filmy instruktażowe ze wskazówkami, gdzie najłatwiej przekraczać granicę, a nawet reklamy nagrywane przez migrantów. Osoby, którym udało się dotrzeć do Niemiec, zachwalają w nich konkretnych przemytników.
Jednak w ostatnich dniach na grupach pojawia się coraz więcej dramatycznych relacji o tym, jak wymarzona wyprawa może zamienić się w koszmar. Przemytników to nie zraża. Wrzucają zdjęcia uśmiechniętych ludzi, którzy dotarli na zachód Europy. "Od sierpnia do Niemiec - przez Białoruś i Polskę - dostało się 4300 osób. W ośrodkach dla uchodźców jest jeszcze dość miejsca, ale już stawiane są kolejne namioty" - brzmi jeden z postów na Instagramie zilustrowany grafiką rodziny na tle niemieckiej flagi.
Posty i komentarze można liczyć w tysiącach. Na potrzeby tekstu przeanalizowałem wpisy z dwóch grup na Facebooku. Obie są publiczne, co oznacza, że każdy użytkownik serwisu może prześledzić dyskusje. Przede wszystkim powinny robić to polskie służby.
Rosnące zainteresowanie
Pierwsza grupa nazywa się "Bialoruś-Polska-Niemcy". Powstała 3 tygodnie temu. Należy do niej już niemal 2700 osób, z czego niemal połowa dołączyła w ostatnim tygodniu. Ostatnio pojawia się na niej średnio 60 postów dziennie. Pod nimi setki komentarzy.
"Kochajcie się, pomagajcie sobie, by osiągnąć swój cel" - to pierwszy wpis administratora grupy z 20 września. Kilka godzin później w kolejnym poście pisze, że "obecnie Białoruś daje praktycznie całemu światu wizy turystyczne, bo w ten sposób wywiera presję na Unię Europejską, by doprowadzić do zniesienia sankcji". Z każdym dniem grupa budzi coraz większe zainteresowanie. "Modlę się, żeby móc dostać się na Białoruś, oby nasze modlitwy zostały wysłuchane" - pisze jeden z pierwszych zainteresowanych.
Druga grupa, "Migracja przez Białoruś do Europy", powstała już w lipcu i cieszy się jeszcze większym zainteresowaniem - ma ponad 12 000 członków. Jedna czwarta z nich dołączyła w ostatnim tygodniu. Użytkownicy w ostatnim miesiącu zamieścili ponad 2000 postów, w których koncentrują się niemal wyłącznie na transporcie z Polski do Niemiec.
"Zaplanujemy twoje wakacje"
Obie grupy przyciągają przede wszystkim osoby z Bliskiego Wschodu. W związku z dużym zainteresowaniem "agencje turystyczne" proponują organizację całej wyprawy do Mińska. Co kilka dni swoje usługi poleca m.in. Mtwast Travil, które przedstawia się jako biuro podróży dla "entuzjastów przyrody Białorusi". Jakie "atrakcje" oferuje? Szybkie załatwienie wizy turystycznej bez weryfikacji białoruskiej ambasady, ubezpieczenie zdrowotne, rezerwację hotelu w Mińsku. Wymagany jest paszport i dwa zdjęcia. Zainteresowani ofertą są proszeni o napisanie komentarza, którego jedyną treścią jest kropka - wówczas w prywatnej wiadomości dostaną szczegółowe informacje. Odpowiedzi są setki. W jednym z komentarzy pojawia się informacja, że podróż do Mińska to koszt mniej więcej 2000 dolarów.
Według organizatorów "wycieczek" wizę można odebrać m.in. w ambasadach Białorusi w Damaszku czy w Ankarze. Podobne usługi oferowane są przez dziesiątki pośredników w Iraku czy Libanie. "Bilet lotniczy z Bejrutu. Zniżki dla grup powyżej trzech osób. Promocja tylko do końca miesiąca!" - tak ogłasza się kolejna firma.
Członkowie grupy ostrzegają, że ostatnio wśród ofert coraz częściej można trafić na oszustów. W jednym z postów pojawia się apel, by nie korzystać z firm, które nie współpracują z białoruskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych.
"Nasi bracia i siostry coraz częściej są oszukiwani. Dostają fałszywą wizę" - pisze jeden z użytkowników. Dodaje, że władze w Mińsku sporządziły listę oszustów. Wkleja nazwy ponad 50 firm z Syrii, Libanu, Jordanii, Egiptu, Turcji, Emiratów Arabskich. Coraz trudniejsze staje się znalezienie zaufanego dostawcy.
Pytania o skutecznych i sprawdzonych organizatorów "wycieczek do Mińska" pojawiają się codziennie. "Jestem mieszkańcem Kataru i potrzebuję wizy na Białoruś. Kogo mi możecie polecić?" - pyta Abdel. "Jak tylko macie jakieś pytania, piszcie do mnie. Pomogłem ponad 300 osobom" - reklamuje się Suhaib. O masowej skali przyznawania turystycznych wiz mają świadczyć m.in. nagrania, na których widać reklamówki pełne paszportów ze zgodą na "wakacje" w Mińsku.
Brak paszportu? Żaden problem. Wskazówki na każdy etap drogi
Brak ważnych dokumentów nie wydaje się jednak problemem. Na obu grupach można znaleźć pytania o możliwość szybkiego wyrobienia np. syryjskiego paszportu. "Znacie kogoś, kto może wyrobić mi paszport w ciągu kilku dni? Jaka będzie cena?" - pyta jeden z użytkowników. Są też oferty - wszystkie w granicach 1500 dolarów za sfałszowany dokument. "Oryginalne paszporty, prawo jazdy, obywatelstwo krajów Unii Europejskiej. Kontaktujcie się na WhatsAppie" - to tylko jeden z wpisów.
Nagranie, na którym widać sfałszowane dokumenty
Dobre rady przemytników towarzyszą migrantom również na kolejnych etapach podróży. W jednym z najnowszych wpisów mężczyzna podaje adres bazarku w Mińsku, na którym można kupić ciepłe buty i inne przedmioty potrzebne podczas nielegalnego przekraczania granicy.
Zobacz nagranie z targowiska w Mińsku
Użytkownicy pytają też o sklepy i listę produktów, które warto zabrać. Polecają sobie m.in. powerbanki z dynamo, "idealne do ładowania telefonów w drodze" - pisze mężczyzna. "Czy to prawda, że na Białorusi brakuje żywności? Czy można ją kupić na miejscu?" - pyta kobieta.
Migranci wrzucają też relacje z lasów. "Czekamy na transport" - to podpis pod zdjęciem dziecka, które w rączkach trzyma zwitek dolarów.
W ostatnich tygodniach na obu grupach publikowane były też filmy instruktażowe, w których przemytnicy polecali miejsca, gdzie według nich najłatwiej przekroczyć granicę z Polską. Ostrzegali przed podmokłymi terenami i zapewniali o wsparciu białoruskich służb. "Zdaj się na białoruskie wojsko, oni pomogą" - zapewnia jeden z użytkowników. "Chwała Bogu, duży procent dociera z polskiej granicy do Niemiec. Pogoda jest coraz gorsza, ale jak Bóg da, niech uda się nam wszystkim" - dopinguje inna osoba.
Wszystkich tych, którzy jeszcze się wahają, mają przekonać nagrania z Niemiec. Uśmiechnięci migranci zachwalają w nich swoich przemytników. Filmy brzmią jak reklama. Nie wiadomo, czy na nagraniach - pokazujących np. ludzi pijących kawę i palących sziszę w jakimś mieszkaniu czy docierających na dworzec w Berlinie - występują rzeczywiście osoby, które przedostały się z Polski do Niemiec, czy wynajęci, podstawieni "aktorzy".
Tak wyglądają "nagrania promocyjne" z Niemiec dla migrantów
Zagłuszanie wątpliwości
Przemytnicy stale podtrzymują wiarę migrantów w to, że podróż na zachód Europy nie jest niczym nadzwyczajnym. W ostatnich dniach na grupach jednak coraz częściej pojawiają się informacje o dramatycznym losie migrantów, którym nie udało się dotrzeć do do celu. "To oszustwo, ludzie tutaj zamarzają w lasach", "czy to prawda, że sytuacja na granicy nie jest już bezpieczna?", "co się z nami stanie, jak zostaniemy złapani przez polską policję? Jak oni się zachowują? Można liczyć na nocleg, jedzenie - czy wyrzucą nas na śmierć?" - to tylko niektóre z tych wpisów.
Nie brak też komentarzy zaniepokojonych rodzin i znajomych migrantów, po których słuch zaginął. "Czy ktoś wie, co się dzieje z moim przyjacielem [tu podaje imię i nazwisko - red.], który jest Palestyńczykiem?", "Na gwałt potrzebuję kontaktu do organizacji pomocowych, sprawa jest bardzo pilna".
Piszą też sami migranci, którzy utknęli między Polską a Białorusią. "Czy ktoś może nam coś doradzić, na litość boską? Utknęliśmy na granicy białoruskiej, w lesie. Codziennie próbujemy przejść do Polski, ale się nie udaje. Ta droga jest zabójcza. Ludzie umierają wokół nas, temperatura spada poniżej zera. Nie pozwalają nam wrócić do Mińska. Jakie jest rozwiązanie? Przemytnik jest daleko od nas. Niech Bóg nas ochroni" - to dramatyczny wpis z 11 października.
Pod każdym takim wpisem można przeczytać kilkanaście reakcji, które mają rozwiać wątpliwości. Można odnieść wrażenie, że dodają je sami przemytnicy: "Radzę nie wracać i czekać. Przysięgam, moi znajomi przedwczoraj dotarli do Niemiec", "Dziwne, ja wczoraj przeszedłem i się udało".
Od kilku dni na obu grupach pojawiają się także wpisy Polaków. To ludzie, którzy z własnej woli ostrzegają migrantów przed śmiertelnym niebezpieczeństwem. We wpisach w języku angielskim i arabskim opisują rzeczywistość na granicy.
"To jest śmiertelne zagrożenie. Ludzie będą umierali. Jeśli mimo to zdecydujecie się na podróż, przygotujcie się dobrze. W nocy jest bardzo zimno" - pisze jedna z osób. Każdy taki wpis spotyka się z agresywną reakcją. "Pieprz się" - komentuje anonim w odpowiedzi. "Mogę się pieprzyć, ale to nie zmieni tego, że ludzie, których używasz dla własnego zysku, będą umierali na polsko-białoruskiej granicy, przez długie godziny będą w potwornej agonii".
Co robią polskie służby?
Czy polskie służby śledzą informacje z grup, które ułatwiają migrantom nielegalną migrację? Czy sprawdzają media społecznościowe pod kątem ofert przemytu migrantów? Jeśli tak, to ile osób w polskich służbach zajmuje się analizowaniem tych informacji? Czy zamieszczane w internecie numery telefonów do przemytników są jakkolwiek wykorzystywane w celu zapobiegania nielegalnemu przekraczaniu granicy? Jak polskie służby oceniają skalę problemu? Ilu przemytników może być na terenie Polski?
Wszystkie te pytania przesłałem we wtorek 12 października do rzecznika koordynatora służb specjalnych, Stanisława Żaryna. W środę telefonicznie ponowiłem prośbę o odpowiedź. Do czasu publikacji tekstu nie dostałem jej.
Straż Graniczna niemal codziennie informuje o zatrzymaniach osób, które pomagały w nielegalnym przekraczaniu granicy. To jednak pojedyncze przypadki. Skala zjawiska jest zdecydowanie większa i wydaje się, że całkowicie wymyka się polskim służbom spod kontroli.
Świadczy o tym rosnąca liczba ofert i kolejne busy krążące wzdłuż strefy stanu wyjątkowego. Na Facebooku można znaleźć konkretne lokalizacje przemytników.
Nawet jeśli polskie służby używają zaawansowanych metod wywiadowczych do zwalczania przemytu ludzi, to trudno dostrzec efekty tych działań. Może warto zacząć od przejrzenia Facebooka? Proszę dać znać, jeśli mieliby państwo problem ze znalezieniem linków.
Współpraca: Ziyad Abdulqadir.