Trwa ładowanie...
17-05-2014 17:20

Wacław Radziwinowicz: zarzucano mi pisanie "antyrosyjskich tekstów"

Korespondent "Gazety Wyborczej" Wacław Radziwinowicz, który został zatrzymany w Symferopolu na Krymie, powiedział po uwolnieniu, że funkcjonariusze FSB zarzucali mu pisanie "antyrosyjskich tekstów z wrogich pozycji". Jak dodał, sądzi że powodem jego uwolnienia jest to, iż jako jedyny zachodni korespondent na tym terenie może napisać, że władze Krymu pozwoliły Tatarom na legalną demonstrację.

Wacław Radziwinowicz: zarzucano mi pisanie "antyrosyjskich tekstów"Źródło: PAP, fot: Paweł Supernak
d22o57d
d22o57d

Radziwinowicz został zatrzymany w sobotę przed południem i zwolniony po około sześciu godzinach. Na Krym przyjechał w związku z 70. rocznicą deportacji Tatarów krymskich.

Wieloletni korespondent "GW" w Moskwie relacjonował, że został zatrzymany w restauracji, w której spotkał się z ukraińskim dziennikarzem i miejscową Tatarką.

- Naskoczyło na nas kilku facetów z krzykiem: "żadnych gwałtownych ruchów, ręce na stół, wyłączyć telefony" - opowiadał Radziwinowicz. - Nie przedstawili się. Nie chcieli pokazać żadnych legitymacji. Powiedzieli: "przedstawiciele prawa i porządku" - dodał.

Ukraiński dziennikarz widział - mówił Radziwinowicz - że jeden z funkcjonariuszy trzymał pistolet przykryty kurtką. Ten sam - opowiadał - miał też komputer, a po sprawdzeniu nazwiska w wyszukiwarce funkcjonariusz zarzucił mu, że pisze "antyrosyjskie teksty z wrogich pozycji".

d22o57d

Radziwinowicz relacjonował, że usłyszał iż nie ma prawa do nikogo zadzwonić, choć nie jest zatrzymany, ani aresztowany, a tylko "zaproszony na rozmowę". Odpowiedział, że w takim razie nie przyjmuje tego zaproszenia, na co padła odpowiedź: "To my wezwiemy policję, która skuje w kajdanki i zabierze".

Następnie funkcjonariusze przewieźli go do lokalnej siedziby FSB, gdzie był przesłuchiwany przez kilka godzin. - Przesłuchiwało mnie dwóch ludzi. Interesowali się skąd jestem, czego tu szukam, czy byłem w Kijowie na Majdanie - mówił.

Pod koniec przesłuchania dziennikarz się dowiedział, że jest podejrzany o nielegalne przekroczenie granicy. Jeden z funkcjonariuszy miał usłyszeć, że podczas rozmowy w restauracji Radziwinowicz sam o tym powiedział. - To jest absolutna bzdura - zaznacza korespondent.

- Za to, co mówicie powinniście siedzieć. Przyleciałem z Moskwy, którą się uważa za stolicę Rosji, na Krym, który uważacie za region rosyjski. Jaka granica? Powinniście się z tego wytłumaczyć przed swoimi przełożonymi - przywołuje swoje słowa skierowane do funkcjonariuszy.

d22o57d

Na koniec - jak mówił - dostał do podpisu jakiś dokument, którego nie podpisał, a od funkcjonariuszy usłyszał, że nie było to przesłuchanie tylko ankieta. Następnie został zwolniony.

Radziwinowicz ocenia, że został zwolniony w związku z prawdopodobną decyzją zezwalającą na demonstrację z okazji rocznicy wywiezienia na rozkaz Stalina 200 tys. Tatarów krymskich do Azji Środkowej. Władze Krymu zakazały wcześniej organizowania tam masowych zgromadzeń do 6 czerwca.

- Jestem podobno jedynym korespondentem zachodnim tutaj. Potrzebują mnie do tego, żeby ktoś napisał, że odbędzie się legalna demonstracja - ocenił.

d22o57d
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d22o57d
Więcej tematów