W tym kraju żonę i przyjaciela znajdziesz w... wojsku

- W Izraelu zwykle żenisz się lub wychodzisz za mąż za kogoś z twojej jednostki. Tak samo twoi bliscy przyjaciele na resztę życia to ludzie, którzy byli z tobą w wojsku - mówi Izraelczyk prof. Haim Bersheeth. - Jesteśmy społeczeństwem całkowicie zmilitaryzowanym - twierdzi były żołnierz Tamir. W Izraelu armia pełni wyjątkową w skali świata rolę. Jednocześnie przybywa krytycznych wobec niej Izraelczyków. Ich głosy przedstawia w Wirtualnej Polsce Magda Qandil specjalistka ds. Bliskiego Wschodu i reporterka.

W tym kraju żonę i przyjaciela znajdziesz w... wojsku
Źródło zdjęć: © AFP | Menahem Kahana

12.12.2010 | aktual.: 12.12.2010 10:41

Siły Obrony Izraela (Israel Defense Forces czyli IDF) pełnią rolę znacznie wykraczającą poza tę, którą spełniają armie innych państw na świecie. - Jesteśmy społeczeństwem całkowicie zmilitaryzowanym, przyzwyczailiśmy się do widoku broni, żołnierzy na każdym rogu ulicy. Ten widok nam spowszedniał. Wcale nas nie niepokoi - uważa Tamir, Izraelczyk krytyczny wobec polityki Tel Awiwu. Tamir jako młody chłopak mieszkający na stałe w Kanadzie nie miał obowiązku służby. Jednak w połowie lat 80. przyjechał do Izraela i zapisał się do armii. Dobrowolnie.

- Po kilku miesiącach służby na terytoriach okupowanych wiedziałem już, że to bzdura, idiotyzm. Dowódca kazał mi pobić kilkuletniego, palestyńskiego chłopca, który krzyczał coś do nas, żołnierzy armii okupacyjnej. Najprawdopodobniej, żebyśmy się wynosili z jego ziemi. Odmówiłem wykonania rozkazu. Potem były dwa tygodnie więzienia. Służbę dokończyłem poza terytorium okupowanym, jako menadżer stołówki akademii wojskowej - opowiada Tamir, który po tych doświadczeniach zdecydował się opuścić Izrael na dobre.

Wojsko od dziecka

Armia jest nieodłącznym elementem izraelskiej scenerii. Izraelczycy (z wyłączeniem palestyńskich obywateli państwa Izrael, grupa 1,3 mln osób) od dzieciństwa wiedzą, że czeka ich służba wojskowa. W szkole średniej przechodzą specjalne przygotowanie. Szesansto- i siedemnastolatki zachęca się do udziału w Młodzieżowych Batalionach Gadna.

Po maturze służba wojskowa jest już obowiązkowa. Chłopcy służą trzy lata, dziewczyny - dwa. - Jest to na tyle długie i kształtujące młodą osobę doświadczenie, że w większości przypadków determinuje ono ich dalsze życie, wyjaśnia profesor Haim Bresheeth, Izraelczyk, który Izrael opuścił w latach 70. Dziś jest jednym z jego krytyków. - W Izraelu zwykle żenisz się lub wychodzisz za mąż za kogoś z twojej jednostki. Tak samo twoi bliscy przyjaciele na resztę życia to ludzie, którzy byli z tobą w wojsku - wyjaśnia. Jego zdaniem, faktyczna, jak i symboliczna militaryzacja społeczeństwa izraelskiego postępuje. - Wśród Izraelczyków, poza kilkoma wyłączonymi z tego obowiązku grupami, nie ma osób cywilnych, bo wszyscy dorośli odbywają służbę, a potem przez resztę życia pozostają rezerwistami. Staliśmy się społeczeństwem żołnierzy, nie cywilów - uważa.

Profesor Bresheeth jest wykładowcą na University of East London. Udziela też publicznych wykładów. Na jednym z nich, próbując wyjaśnić brytyjskiej publiczności czym są Siły Obrony Izraela, mówił: "Wyobraźcie sobie formację, która pełni jednocześnie rolę armii, służby zdrowia, ministerstwa edukacji, BBC itd… Tym właśnie jest IDF dla Izraela. IDF są też wszechobecne. Mają swoją własną sieć supermarketów, najpopularniejszą w kraju radiostację, w której generałowie występują w roli ekspertów od wszystkiego. Każdy oddział wojskowy ma swoją trupę teatralną. Życie społeczne i kulturalne jest organizowane wokół armii!”.

Mnóstwo bohaterów

Co więcej przepustką do świata izraelskiej polityki jest kariera w armii w myśl zasady "polityk musi mieć swoją wojnę”, a im więcej wojen tym lepiej, jak wyjaśnia profesor Bresheeth. - W Izraelu jest mnóstwo żyjących bohaterów wojennych - dodaje Tamir. - Mówiąc o jakimś polityku jednym tchem dodaje się "bohater takiej, a takiej wojny”. Pominąwszy fakt, że owi rzekomi bohaterowie dopuścili się zbrodni wojennych, a na świecie są nazywani zbrodniarzami, nie bohaterami wojennymi - podkreśla.

IDF powstały wraz z ogłoszeniem przez ruch syjonistyczny powstania państwa Izrael na terytorium Palestyny. Zostały utworzone z działających tam organizacji paramilitarnych. Na początku XX wieku w rządzonej wówczas przez Imperium Otomańskie Palestynie nasilało się - za namową ruchu syjonistycznego - osadnictwo głównie europejskich Żydów. To z kolei wywoływało coraz większe zaniepokojenie miejscowej ludności palestyńskiej. Dochodziło do zamieszek pomiędzy znacznie liczebniejszymi miejscowymi a osadnikami. W 1909 roku organizacje syjonistyczne stworzyły zbrojny oddział bojowy Haszomer (hebr. strażnik) do ochrony osiedli osadników. W 1920 r., wraz z nastaniem Mandatu Brytyjskiego w Palestynie, Haszomer został przekształcony w organizację paramilitarną o znacznie szerszym zasięgu, Haganę. W jej szeregach, w drugiej połowie lat 40., znalazła się jedna dziesiąta żydowskich osadników w Palestynie, czyli blisko 50 tys. bojowników (10 tys. czynnych oraz 40 tys. rezerwistów). Obok Hagany w ogarniętej wówczas chaosem
Palestynie funkcjonały znaczniej bardziej samowolne milicje Irgun (tj. Irgun Zvai Leumi) i Lehi (nazywa też Bandą Sterna). Wszystkie te grupy w pierwszych miesiącach 1948 roku oczyszczały Palestynę z Palestyńczyków. Po powstaniu Izraela zostały przekształcone w IDF, czyli Siły Obronne Izraela, które kontynuowały czystkę.

- W szkole uczymy się, że to była wojna o niepodległość. Nikt nam nie mówi, że nasza armia wysiedliła trzy czwarte rdzennych mieszkańców Palestyny. Z drugiej strony młodym żołnierzom wpaja się gloryfikację samej wojny i bojowego męstwa - wyjaśnia Elian Weizman, która odbyła służbę w IDF. Dziś jest doktorantką na londyńskiej School of Oriental and African Studies (SOAS).

Odmawiam służby!

Działa w ramach przyuczelnianej SOAS Palestine Society na rzecz pokoju opartego na sprawiedliwości i równości. - Żołnierze uczęszczają na specjalne lekcje "Moreszet Krav", czyli "Dziedzictwo Bitew". Uczą się o poszczególnych bitwach i wojnach '48, '67, '73 i naukach z nich płynących - dodaje Weizman. Rozczarowanych służbą, zwłaszcza jej okupacyjnym wymiarem, jest w Izraelu co raz więcej. Tych, którzy odmawiają jej pełnienia nazywa się "refjuzenikami".

"Wielu rekrutów i rezerwistów nie mogło się na przykład pogodzić z rolą okupanta na zajętych [po wojnie sześciodniowej w 1967 roku - przyp. red.] terenach. Ponadto katastrofa kampanii libańskiej [1982-2000 – przyp. red.] i [pierwsza – przyp. red.] intifada, gdzie uzbrojonym po zęby żołnierzom przyszło walczyć z dziećmi – sprawiły, że coraz trudniej było wierzyć w to, że służy się w armii walczącej zawsze o dobre i sprawiedliwe cele", pisze Ralf Balke w książce "Izrael". Niemniej jednak IDF chroni "immunitet nietykalności". Wszelkie dochodzenia dokonanych przez nie naruszeń kończą się albo bardzo łagodnymi wyrokami albo ich brakiem, co z kolei utwierdza refjuzeników w ich krytycznej postawie.

Pierwsza odmowa służby miała się pojawić już w zaledwie kilka lat po powstaniu Izraela. Potem w 1982 r., gdy Izrael rozpoczął okupację Libanu i oblężenie Bejrutu zawiązała się grupa Yesz Gwul (herb. "są granice"). Jej petycję przeciwko służbie w Libanie podpisało wówczas około trzech tysięcy rezerwistów. W lipcu 2002 IDF zrzuciły jednotonową bombę na dom jednego z liderów Hamasu Salaha Szihade w gęsto zaludnionej Gazie. Zginął on sam, jego żona i dziewięcioro dzieci. Rannych zostało blisko pięćdziesiąt osób zamieszkujących w sąsiedztwie.

Zaszokowani izraelscy piloci, tak weterani jak pozostający w aktywnej służbie, opublikowali list otwarty: "My, wychowani by kochać państwo Izrael i mieć swój wkład w przedsięwzięcie syjonistyczne, odmawiamy udziału w atakach Sił Powietrznych na skupiska ludności cywilnej". W efekcie część z nich straciła pracę, byli szykanowani, zmuszani do wycofania swoich podpisów albo emigracji. W ostatnich miesiącach głośno jest o Szministim, uczniach ostatnich klas liceów, którzy po zdaniu matury nie chcą iść do wojska.

"Przemoc nie przyniesie rozwiązania"

Twarzą tej grupy jest dziś Omer Goldman, córka byłego wiceszefa Mosadu, której odmowa służby miała być inspiracją dla wielu rówieśników. „Wierzę w służbę społeczeństwu, którego jestem częścią. To jest właśnie ten powód, dla którego odmawiam brania udziału w zbrodniach wojennych popełnianych przez mój kraj. Przemoc nie przyniesie żadnego rozwiązania, a ja nie będę jej dokonywać”, pisze dziewczyna odnosząc się do stwierdzonych przez oenzetowskich sprawozdawców zbrodni ciążących na IDF.

Omer już dwukrotnie odsiadywała wyroki pozbawienia wolności. Czekają ją kolejne, bo IDF jej raczej nie odpuści. Jak twierdzi profesor Bresheeth, IDF nie tyle stoi ponad prawem, ile je stanowi. - Nie ma rozdziału pomiędzy państwem a armią, jest za to izraelskie państwo wojskowe - kwituje jego krytyk i obywatel od kilkudziesięciu lat mieszkający na emigracji.

Magda Qandil specjalnie dla Wirtualnej Polski

Wypowiedzi profesora Haima Bresheetha pochodzą z wykładu „Militaryzm w społeczeństwie izraelskim”, który wygłosił na School of Oriental and African Studies w ramach seminarium „Izrael. Społeczeństwo i Polityka. Przeszłość i Teraźniejszość”.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)