W tym kraju nie mówi się o seksie
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Jak zwykle na styku dwóch epok, Irlandia staje się krainą paradoksów. Z jednej strony ogłasza się kolejne cięcia w budżecie, z drugiej nawołuje do nowego napływu obcokrajowców, z trzeciej urządza sympozja naukowe, na których komicy popierają wyciągnięcie unijnych pieniędzy na rozwój badań. Oprócz tego, jak w każdym kryzysie: renesans przemocy na koncertach. Zaś bestsellerem stała się książka o sadomasochizmie. A teraz jadziem.
Muzyka łagodzi obyczaje
Przez Irlandię przewinęła się ostatnio lawina wydarzeń, które w ogóle nie były zabawne, co prawdopodobnie wypada zaznaczyć na wszelki wypadek. Zaczęło się od koncertu grupy Swedish House Mafia w Phoenix Park w Dublinie, na którym dwie osoby zmarły z przedawkowania narkotyków, dziewięć innych podźgano nożami, trzydzieści innych aresztowano za bijatyki, a jeśli wierzyć doniesieniom, większość pozostałych była pijana do nieprzytomności i równie małoletnia. Spowodowało to ogólnokrajową debatę na temat kondycji młodzieży, w której wypowiadają się siwe głowy i grube krawaty, nie mające o współczesnej młodzieży zbyt wielkiego wyobrażenia. Wszyscy pytają się o powód takiego rozkwitu przemocy i autodestrukcji, a nikt nie raczył zauważyć, że takie rzeczy zawsze są naturalnym następstwem kryzysu. Co prawda koncert w Phoenix Park nie był rockowy, a Swedish House Mafia są gwiazdą muzyki dance i najprawdopodobniej nie śpiewają o globaliźmie, ale niezależnie od tego, zachowaniami widowni rządzą te same reguły.
Wpływ masowej frustracji młodzieży na kulturę popularną nadaje się na doktorat z socjologii i zapewne wiele już takowych powstało, a że jest to logiczny trop, dowodzą choćby dwie proste obserwacje z mojej własnej młodości, wczesnej i późniejszej. Za komuny koncerty rockowe były polem bitwy, na którym wszyscy bili wszystkich, kradli im pieniądze, odbierali buty i w końcu stworzyli termin "zadyma", który wziął się od tumanów kurzu wznoszonych podczas pogo w Jarocinie. Po komunie koncerty polegały na tym, żeby odstroić się w markowe grandżowe ciuchy, walnąć włosy na zielono, do ucha wsadzić kolczyk i podrywać, owszem, lekko wstawione, lecz nieagresywne dziewczyny na historie o pokoju i miłości oraz przetwornikach do gitar.
Nie wiem jak jest teraz; niestety, emigrowałem. Przypuszczam, że znów nie jest za wesoło, podobnie jak w Irlandii, Republic Of...
W świetle powyższego kompletnie niezauważony przeszedł dubliński występ Paula Simona, na którym nikogo nie zabito ani nie zdarzyło się nic nieoczekiwanego lub rozpaczliwego, z wyjątkiem owacji, kiedy rzeczony Paul wykonywał "The Sound Of Silence", którąż to piosenkę większość świata zna z filmu "Absolwent". Widownię stanowili głównie rodzice i dziadkowie nastolatków, zarzynających się w Phoenix Park.
Na to wszystko nakłada się wiadomość, jakoby kolejne 4000 ludzi mogły spodziewać się zwolnienia z pracy w sektorze publicznym. Zapowiadają również cięcia w budżecie służby zdrowia, co już na starcie brzmi odrobinę irracjonalnie, ponieważ w irlandzkiej służbie zdrowia nie ma czego ciąć: irlandzka służba zdrowia w zasadzie nie istnieje.
Nauka to do potęgi klucz
Przejdźmy zatem do wiadomości odrobinę śmieszniejszych, co również należy zaznaczyć, by nie było żadnych wątpliwości. Otóż w Dublinie odbyło się "Otwarte Forum Euronaukowe", któremu przyświecał cel propagowania nauki wśród ludu, a także wśród samych naukowców, ponieważ jak się można domyślać, samo oglądanie serialu "Big Bang Theory" nie załatwi tego problemu, mimo iż był to bodaj pierwszy sit com amerykański, w którym poruszono wątek Wielkiego Zderzacza Hadronów. Na forum wystąpił Bob Geldof, który przyznał, że nie zna się na nauce i że w osłupienie wprawia go jego kosiarka do trawy, nie wspominając o tajnikach działania Wszechświata. Zauważył jednak, że nauka może nam pomóc odpowiedzieć na pytanie kim jesteśmy i dlaczego. Nie jestem ekspertem, ale sądzę, że dotąd najwyraźniej nauka nie znalazła jeszcze na to odpowiedzi. Następnie Bob przyznał, że ludzie konsumują zbyt wiele i że to może doprowadzić do krachu cywilizacji, co zapewne zostało dobrze przyjęte przez wszystkich tych, którzy przy Bobie mają guzik
z pętelką i gwałtowanie potrzebują dorobić filozofię do swojej niemożności nadmiernego konsumowania.
Ponadto w ramach forum wystąpił komediant Dara O Brian, który, nim stał się komediantem, studiował fizykę. Jeśli dobrze zrozumiałem, nie opowiadał kawałów ani nie nabijał się z partykuły Higgsa, tylko wystąpił w roli gospodarza ceremonii. Inny punkt jej programu obejmował kategoryczne postulaty, by Unia Europejska przeznaczyła 80 miliardów euro na badania naukowe. Jak wieść niesie, są przecieki, że niektóre siły w Unii miały zamiar przeznaczyć te pieniądze na chleb.
Wiadomości ze świata irlandzkiej nauki zamyka obwieszczenie akademików z Cork, którzy odkryli, że bakterie w przewodzie pokarmowym mogą być korzystne dla zdrowia. Zapewne przeczytali pod mikroskopem ulotkę dowolnie wybranego jogurtu z miejscowego supermarketu.
Europa i Azja
Pozostajemy w świecie ciekawostek naukowych, lecz z zupełnie innej perspektywy. Premier Irlandii, miłościwie nam panujący Enda Kenny i słowo daję, że jest to imię męskie, ogłosił ostatnio, że kraj ten potrzebuje napływu kolejnych obcokrajowców. Zamierza zachęcić młodych ludzi z Malezji, Indii, Chin i Wietnamu, by przyjeżdżali do Irlandii studiować i powiększać azjatycką diasporę. Biorąc pod uwagę poziom wykształcenia w obydwu regionach świata, nie zdziwiłbym się, gdyby młodzi ludzie z Chin przyjeżdżali tu odbierać doktoraty honoris causa, ale niech mu będzie. Najwyraźniej zaparli się na edukację i nie odpuszczają. To też jest dobra wiadomość, bo naprawdę, edukacja raczej nie jest tu przesadnie popularna. Szkoda, że premier nie zachęci do niej młodych ludzi z Irlandii, którzy dla odmiany zmykają całymi batalinonami za granicę, by tam pójść na studia i powiększać miejscowe diaspory irlandzkie.
O Polakach premier nie wspomina. Jak wiadomo, i tak wszyscy są przekwalifikowani już na starcie, nie ma więc sensu namawiać ich, żeby fundowali sobie kolejne świstki. Choć przyznaję, że sami Polacy coraz częściej garną się do jeszcze większego przerostu kwalifikacji. Wielu zdążyło tu pójść na jakieś kursy albo studia, mając w kieszeni przynajmniej jednego magistra, co i tak jest przesadą na irlandzkie warunki. Ale cóż, moi Państwo. Pęd do wiedzy jest jak nałóg albo zboczenie: tego się nie zagłuszy.
Seks w brzydkim mieście
W Irlandii nie mówi się o seksie, ale najwyraźniej się o nim czyta. W kraju, w którym jeszcze dziesięć lat temu pikietowano puby wyposażone w automaty do prezerwatyw, zaś temat zbliżeń płciowych występuje głównie w formie sprośnych żartów w zestawie z trzecim piwem, najpoczytniejszą książką wszech czasów stała się powieść "50 Shades Of Grey", czyli "50 Odcieni szarości", choć nie wiem czy przetłumaczono ją już na polski. W dużym skrócie opowiada historię biznesmena, który odkrył w sobie ciągoty do sado-maso. a także młodej dziewczyny, która ewidentnie jest motorem jego fantazji. Wypada pogratulować autorce i pomysłu, i sukcesu, bo ewidentnie trafiła w czuły punkt. Głodnemu chleb okazał się być tak na myśli, że książka sprzedaje się jak płyty Lady Gaga, schodząc z półek całymi tysiącami dziennie. Ponoć przebiła już rekordy "Harrego Pottera" - od ubiegłego roku na świecie sprzedano 37 milionów egzemplarzy.
Tymczasem z zakrystii kościoła w Lettermullen, w hrabstwie Galway, skradziono dach miedziany wartości pięciu tysięcy euro.
Dobranoc Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com