W Szwecji złodzieje kradną dachy domów
Szwecję ogarnęła plaga kradzieży miedzi i innych metali kolorowych. Ani policja, ani firmy ochroniarskie, nie są w stanie im zapobiec. Prawie codziennie media dostarczają informacji o kolejnych przestępstwach. Nieznani sprawcy zdjęli miedziane pokrycie z niemal całego dachu zabytkowego pałacu Sundbyholm w Eskilstunie, na
północny zachód od Sztokholmu.
Kradzieży metali było mnóstwo. Od początku lipca złodzieje zdołali skraść m.in. miedziane rynny z zabytkowych kamienic w centrum Goeteborga, 10 ton tego metalu z magazynów fabrycznych pod tym miastem, czy siedem ton złomu miedzianego z punktu skupu w Kalmarze.
14 sierpnia nieznani sprawcy zdjęli miedziane pokrycie z niemal całego dachu zabytkowego pałacu Sundbyholm w Eskilstunie, na północny zachód od Sztokholmu. Dwa dni później złodzieje korzystając z wakacyjnej przerwy na uniwersytecie w Sztokholmie zdemontowali miedziany dach o powierzchni 70 m kw. z jednego z budynków uczelni. O kradzieży dowiedziano się dopiero wtedy, gdy w czasie deszczu woda zaczęła wlewać się do wnętrza.
Sztokholmskie metro każdego tygodnia doświadcza kradzieży kabli i elementów metalowych. Średnia wartość każdej akcji złodziei jest wyceniana na ponad 70 tys. koron (równowartość ok. 30 tys złotych). Okradane są też cmentarze, czy zabytkowe kościoły, z których wyłamuje się mosiężne ramy okienne, miedziane dachy i rynny.
Policja twierdzi, że kradzieżami metali kolorowych zajmują się obok drobnych złodziejaszków zorganizowane gangi. Dysponują one ciężarówkami, a nawet podnośnikami i dźwigami, gdyż tylko przy ich pomocy można dokonać kradzieży wielu ton metalu.
Cena jednego kilograma miedzi przekracza w Szwecji 50 koron (ponad 20 złotych). Złodzieje sprzedają swój towar nieuczciwym właścicielom punktów skupu prawdopodobnie za połowę wartości. Do tej pory nie udało się jednak zatrzymać żadnego ze sprawców kradzieży. Policja tłumaczy się brakiem ludzi, których mogłaby skierować do zwalczania tego rodzaju przestępstw.
Michał Haykowski